*jak wrócili już na tereny gangu ości, ten sam dzień*
*ciąg dalszy poprzedniego opka*
Ponownie skryli się, czekając, aż inni członkowie zaalarmowani zniknięciem kumpli przyjdą.Po jakimś czasie, dłużącym się jak flaki z olejem, w końcu w zasięgu ich wzroku pojawiły się dwa burasy. Żadne z nich nie było więc czarnym szefem. Postanowiła poczekać dalej w ukryciu. Może podsłuchując rozmowę czegoś się dowie ciekawego. Nic jednak nie usłyszała, bo wiatr tak mocno szumiał. Ugh. Przeklęła w myślach, po czym dała sygnał Deszcz i Fiołkowi do ataku. Jej dzieci rzuciły się na gangsterów jednocześnie z nią.
Oba koty były bardzo zaskoczone nagłym pojawieniem się ich trójki kotów, czyli Deszcz, Fiołka i Bylicy, przez co grupka zbiła ich z łap. Kiedy tylko gangsterzy ogarnęli co się dzieję, zaczęli walczyć. Bylica chwyciła jednego z burasów za kark, po czym rzuciła nim przez co spadł z hukiem na śnieg. Skoczyła na niego, drapiąc go zaciekle po brzuchu i próbując dostać się do jego gardła, by zakończyć jego żywot. Tymczasem Fiołek i Deszcz walczyli z drugim przeciwnikiem, próbując również go przygnieść do ziemi i zabić.
Samotnik nieźle walczył, próbując się wyrwać z uścisku srebrnej kocicy. Machał łapami z wysuniętymi pazurami na wszystkie strony, przez co dostanie się do jego gardła było praktycznie niemożliwe. Wtedy właśnie na pomoc ruszyli jej Deszcz i Fiołek, po zabiciu swojego własnego przeciwnika. Zaczęli jej pomagać w walce z pozostałym jeszcze przy życiu kocurem. Jednak niespodziewanie dla całej ich trójki, widząc pomoc, bury wyszarpnął się podstarzałej kocicy, kopiąc ją mocno i dał nogę, korzystając z niepilnowanego przez tą dwójkę kierunku.
Wydała z siebie gardłowy warkot, po czym wrzasnęła:
- Za nim!
Jak burza pobiegli za uciekającym gangsterem. Po chwili dołączyła do nich jeszcze Skowronek. Razem gnali za burym kocurem, coraz bardziej zmniejszając odległość między sobą a nim. Nie dogonili go w porę, bo gangsterowi udało mu się dopaść do swojego zdziwionego znajomego, który widząc ich zasyczał
- Stać! Co wy robicie?!
W odpowiedzi z jej pyska wydobył się rechot.
- Ha! A jak myślisz? - spytała, rzucając się wraz z resztą na gangsterów. Skoczyła na tego, co wcześniej uciekał, próbując mu się dorwać do szyi, by zmiażdżyć mu tchawicę.
Bylica złapała kocura, ten walczył nadal odważnie i zaciekle, przez co trudno jej było go dopaść. Jego kumpel rzucił się mu na pomoc, a na płocie pojawił się nagle czarny kocur z bliznami. Bylica spojrzała na niego podczas walki z burym przeciwnikiem. Tak. To musiał być ich szef, z tego, co mówili jej więźniowie.
- Znów ośmielasz się nas atakować, Bylico?!
Ponownie skoczyła na przeciwnika, tym razem go odpychając. Przeniosła spojrzenie na szefa tej całej bandy, uśmiechając się wrednie.
- O, jak widać zapamiętaliście moje imię! Powinniście. - wymruczała. - I jak najbardziej – dodała, po czym niespodziewanie przyskoczyła do czarnego kocura. Tymczasem Skowronek Zajęła się jej poprzednim przeciwnikiem, wturlując się pod niego i kopiąc go w brzuch. Szef odskoczył, nie pozwalając się wybić z nóg, spadając na ziemie.
Kiedy wylądowała na glebie, od razu wstała, po czym wymiauczała:
- Och, tyle się słyszy o tym wielkim, brutalnym Gangu Ości...ale w rzeczywistości...nie macie takich jaj, jak się mówi! - ostatnie zdanie z mruczenia przemieniło się w charkot, kiedy ponownie rzuciła się na szefa bandy, starając się przygnieść go do ziemi.
Słyszała odgłosy walki jej dzieci z boku, ale skupiała się obecnie na swoim celu. Nie miała zamiaru pozwolić mu uciec. Złapała czarnego, ale ten wgryzł się jej w futro, szarpiąc i drapiąc jej ciało zaciekle, mocno raniąc. Tymczasem Fiołek i Deszcz walczyli nadal z tym samym przeciwnikiem, który okazał się mocny, bo dawał sobie jak na razie radę, waląc ich po pyskach i unikając ich ciosów.
Srebrna staruszka czując, jak szefuńcio Gangu Ości wgryza się w jej futro, zawarczała groźniej.
- Ty wstrętny śmieciu! Już ja cię nauczę szacunku! - wrzasnęła, kopiąc go mocno w brzuch.
Wściekła Bylica chwyciła Szefa za jego skórę na karku, po czym zaczęła nim uderzać o płot. Następnie rzuciła poobijanym samotnikiem na śnieg, charcząc. Walka jej kociąt trwała również nadal, samotnicy byli silni i wściekli. Gangsterzy gryźli przeciwników, tak samo jak oni, próbując ich zabić. Poraniony Fiołek odepchnął od siebie przeciwnika, natomiast Deszcz wskoczyła burasowi na grzbiet, zwalając go z nóg. W tym czasie Skowronek znowu przeorała brzuch buremu gangsterowi, sycząc groźnie na niego. Szef uderzył srebrną kotkę, ale nie udało mu się uwolnić. W odpowiedzi błękitna ponownie z wrzaskiem rzuciła się na czarnego, kopiąc go i przewalając na grzbiet. Przygniotła go, starając się przytrzymać w miejscu kocura, aby ten się nie ruszył. Jednocześnie syczała groźnie, gdy tylko próbował się uwolnić. Szylkretowa córka Bylicy sięgnęła do gardła gangstera, z którym walczyła. Chwyciła go za nie po czym szarpnęła, wyrywając spory kawał futra. Następnie zaatakowała znów to samo miejsce, próbując zakończyć jego żywot, by przeżyć samej. Fiołek natomiast zaciekle kąsał przeciwnika, razem z Deszcz atakowali zaciekle broniącego się kocura z dwóch stron, w ten sposób rozpraszając uwagę gangstera i zmniejszając jego skuteczność ciosów. Ostatecznie walka między jej dziećmi a gangsterami zakończyła się dla nich sukcesem, bo zabili ich. Bylica również tryumfowała, bo przygniatała do ziemi przywódcę – a raczej, dawnego przywódcę, bo z Gangu Ości został już tylko on i dwa koty, które wcześniej stały się więźniami grupy błękitnej kocicy. Po chwili od wygranej miauknęła do dzieci:
- Zakopcie ciała. Tego bierzemy – rzekła, mówiąc oczywiście o czarnym kocurze którego miała w garści. Poczekała aż reszta zakopie ciała ich przeciwników, po czym razem z Fiołkiem eskortowani przez Deszcz i Skowronek zaczęli ciągnąć go w stronę swego terytorium. Dawny Szef gangu próbował się uwolnić, ale bezskutecznie. Był skończony.
Potem wyszli z granic miasta. Kiedy dotarli do dziury, w której byli dwaj uprzednio schwytani gangsterzy, Fiołek wrzucił lidera Gangu Ości, a raczej jego resztek, do dołu. Bylica powiedziała swym dzieciom, by wróciły po jedno ciało poległego przeciwnika, ona natomiast postanowiła sobie trochę pogadać w tym czasie z „szefem”.
- Mam nadzieję, iż nie masz nic przeciwko współlokatorom. Tylko dzięki tej dwójce w sumie żyjesz. - miauknęła, siadając nad dołem i opierając głowę na łapie. Lider zaczął mordować wzrokiem dwa pozostałe kocury, które speszone nie mogły zbytnio uciec przed tym spojrzeniem. Wręcz ściskali się ze sobą, a noga szefa po wrzuceniu, leżała na grzbiecie jednego z nich. A no, prawda. Na początku przeznaczyli ten dół tylko dla dwóch kotów, nie jednego.
- A niech cię! - splunął czarny trafiając jednego ze swoich, który skrzywił się z niesmakiem.
W odpowiedzi zaśmiała się.
- Oh...jakież to jest zabawne...- miauknęła - wielki lider w małej dziurze, którą musi dzielić z innymi...piękny widok...
- Czego chcesz? - prychnął, ignorując jej poprzednie słowa.
- Oh. Informacji, z których powodu żyjesz. - miauknęła. - chcę wiedzieć, jak wygląda walka o władzę na arenie i kim są pozostali kandydaci do stołka, który należał wcześniej do Nornicy - wymruczała.
- Dlatego właśnie wybiłaś mój gang? Dla czegoś tak głupiego? - prychnął. - Naprawdę sądzisz, że masz szansę?
- Nie tylko twój gang - miauknęła z uśmiechem. – co prawda, nie zabiła nikogo z poprzednich dwóch obalonych gangów, ale mogła ten fakt przemyśleć, by wzbudzić w kocurze większy szacunek i strach wobec swojej osoby.
Czarny kocur o wielu bliznach skrzywił się, próbując wygodniej się umościć w dziurze, bo bure kudły jednego z gangsterów, siedzących tam razem z nim, przeszkadzały mu w mówieniu.
- Nie ufam ci, że darujesz nam życie, gdy zdradzę ci te informację.
- I dobrze. - miauknęła, prostując się. Miał z pewnością rację, nie mógł mieć tej gwarancji - ale jeśli jej nie powiesz...to nie przeżyjesz na pewno - miauknęła, szczerząc kły w groźnym uśmiechu.
- Jeżeli umrę nie dzieląc się tym z tobą, nie będziesz mogła przejąć władzy w mieście, bo najwidoczniej takie są twoje ambicję. A wątpię czy pokonasz tak wrogów, którzy są dla ciebie nieznani.
- Ciebie też nie znam za dobrze... - miauknęła - może opowiesz coś o sobie? - spytała.
- Po co mam ci to mówić skoro i tak chcesz mnie zabić? - prychnął. - Nie jestem twoim kolegą.
Kolejny, który był palantem i nie chciał gadać, kiedy jego życie było tak mocno zagrożone. Niby pozostała dwójka mówiła jej, że to szef jest tu od myślenia, ale coś jej się wydawało, że oni mieli więcej oleju w głowie niż ich przełożony.
- W takim razie... mogę pogrzebać cię żywcem - miauknęła.
Zjeżył sierść.
- Jest ich czterech. Trzy kocury i jedna kotka. Są silni, a ich tereny rozciągają się niedaleko areny.
No i proszę, jak pięknie ptaszek zaczął śpiewać, jak tylko potrząsnęła jego klatką.
- Współpracują, czy skaczą sobie do gardeł? – spytała.
- Skaczą do gardeł. W końcu chcą przejąć władzę.
No. Dobrze. Żadnych sojuszy, będzie prościej.
- Hm...a czy...mają własne gangi? - spytała - a jak tak...to jak silne? – dodała.
- Oczywiście, że mają. Bez gangów nie utrzymaliby się długo. Wielkościowo podobne do tego, co teraz wybiłaś - Skrzywił się. - I tak. Silne. Ugh. Znowu duże gangi, pewnie trudne do wybicia. Musiała wymyślić jakiś sposób na pokonanie ich. Tylko jaki? Jak na razie nie miała żadnego zarysu planu. Może kiedy będzie dalej wyciągać informacje z czarnego, to coś jej przyjdzie do głowy.
- Hm...a...czy dalej czasem walczą na arenie, czy całkowicie przerwali przez mróz? - spytała. Jego koleżcy mówili, iż zastopowali walkę o władzę, ale to jeszcze nie oznaczało, iż całkowicie.
- Przerwali przez mróz. Teraz szukają pożywienia, by dożyć do roztopów.
- Hm...czyli...są osłabieni...i rozproszeni...może ta pogoda się na coś przyda - bąknęła. - a...opowiedz mi o każdym z nich z osobna. Jak się nazywają, jacy są. Chcę znać swych wrogów. - miauknęła, siadając.
- Szpon, Katia, Wędrowiec i Antropos - to ich imiona. Pierwszy to bury kocur, silny i inteligentny. Katia to kotka, liliowa szylkretka o cwanym umyśle, Wędrowiec jest tajemniczy, ale zawsze ma pod łapą coś, co potrafi zaskoczyć nie jednego. Też bury. A Antropos... to wściekły rzeźnik o niebieskim futrze.
- Dobrze. Wiesz coś o tym, jakich strategii używają? - spytała. Musiała dobrze rozplanować co ma zamiar zrobić. Było ich kilku, skakali sobie do gardeł i coś czuła, iż nie byli tacy głupi, a z samym gangiem ości miała problemy...a on był tylko początkiem, czubkiem góry lodowej... - i...jak sądzisz, które jest najbliżej władzy, a które, najdalej? – ponownie zadała pytanie. Tym razem musiała skrupulatnie wszystko zaplanować, nie tak, jak tuż przed pierwszym atakiem na Gang Ości być niedoinformowaną i przez to wpakować się w mocniejsze tarapaty, niż przewidywała.
- Antropos jest najbliżej. Chociaż Wędrowiec przed Porą Nagich Drzew go zaskoczył i zadał poważne rany. A strategia jest różna. Codziennie się zmieniała, chociaż zwykle polegała na walce.
Tak. Na walce. Wiele jej to mówiło. Walka mogła być różna! Chaotyczna, przemyślana… nie widział żadnego schematu ani stylu w ich ruchach, mimo, iż tak niby często się z nimi naparzał?
- Hm... w takim razie...można wziąć ich...podstępem - mruknęła sama do siebie, cicho - Co by się stało, gdyby ktoś wszedł na teren...na przykład Antroposa? - spytała.
-Zabiliby go od razu.
Tak. O nich też tak mówili, jacy są wielcy i straszni, a przy ich pierwszym spotkaniu, dwaj gangsterzy zamiast ją zaatakować, po prostu zaczęli jej grozić, by się zmyła. Ale ten tu bardziej znał się na sprawie. Stosując sensowną logikę, skoro o nich mówiły inne koty, że są brutalni, a nie byli aż tak, choć krzepę mieli, to w takim razie reszta gangów, którą musiała pokonać, by wspiąć się na szczyt miejskiej hierarchi wraz ze swą grupą, już naprawdę są tacy.
- Hm...a gdyby znaleźli...na terenie...truchło...? - spytała. - jakiegoś dużego stworzenia? Albo piszczkę? - spytała.
- Pewnie by zjedli, jest przecież głód.
Czyli tak jak myślała… powoli kolejny plan pojawiał się w jej umyśle…
-Hm...a gdyby znaleźli...na wpół martwe zwierzę...to pewnie by je zabili, nie? - miauknęła.
- Tak, pewnie tak.
I znów twierdząca odpowiedź. Świetnie.
- A...komu najgorzej się z nich powodzi? Kto by najprędzej jakoś głupio umarł? – zapytała czarnego - I czy ich Gangi rozpadły by się wraz ze śmiercią przywódcy?
- Na miejsce lidera zawsze znajdą się chętni. Nie wiem kto głupio by umarł. Aż tak bardzo ich nie znam. Laliśmy się tylko, a nie zwierzaliśmy.
- To... kto jest...najsłabszy, według twojej opinii? I który z ich gangów jest najmniej liczny?
- Nie wolno nie doceniać przeciwnika. Jak powiem, że za słaby, to się okaże, że tylko tak udawał i w starciu pokaże inny pysk.
Dobrze to wiedziała. Ugh. Chciała jego opinii, nie rozważań, mimo, iż z tym się akurat mocno zgadzała. To, iż inni często tego nie brali pod uwagę, było ich największym błędem w pierwszych starciach z nią. No bo w końcu stara babcia im wlazła na terytorium, pewnie ma zaniki pamięci…A potem mogła ich niespodziewanie zaatakować, powalając. Ale to nie będzie działało na wielkich okrutników, ani, jeśli gang będzie liczniejszy niż jej własna grupa atakująca.
- To prawda...czasami sama to powtarzam - mruknęła - to...po prostu, który gang jest najmniej liczny? - mruknęła.
- Gang Szpona.
- I ten Gang jest pod władzą którego z nich?
- Właśnie Szpona - prychnął, niedowierzając w brak intelektu Bylicy.
Ano, racja. Tyle tych imion wyszukanych było, takich jak ta Katia (bo ona pochodziła z lasu, a tam nadawało się kompletnie inne imiona), że aż zapomniała o tym jednym prostym.
Po chwili na jej pysku pojawił się uśmiech. Skoro nazywali gangi po swoich imionach, to…
- W takim razie ty jesteś Ością? - zarechotała, upadając na ziemię przed dziurą, śmiejąc się do rozpuku jelit. Co to za imię, Ość! Ni to kwiat, ni to zwierzę, po prostu rechy. Jeszcze Kość, mogło by wzbudzać jakiś tam niepokój, ale Ość, pozostałość po rybie?
- Nie. Nie jestem.
- To w takim razie jak masz na imię? - spytała z uśmiechem, obracając się tak, że patrzyła z pozycji leżącej na kocura.
- Szczaw.
O. Drugie normalne imię.
- Ładne imię. - mruknęła - może dlatego, że szczaw ma ostry smak, a ty ostry język? – wymruczała, znajdując tę korelację - a...jeszcze jedno...jak sądzisz...czy wiedzą o moim istnieniu? A jak tak, to czy wiedzą, że próbuje wspiąć się na szczyt?
- Tu mało co da się zachować w tajemnicy. Na pewno wszyscy już o was wiedzą. Pieszczochy lubią plotkować i dzielić się informacjami z gangami.
- Hm...ale nikomu poza tobą i jednemu takiemu...nie wspominałam o przejęciu władzy...więc tego to raczej nie wiedzą. Prawda? - spytała, patrząc na czarnego kocura.
Miała nadzieję, iż nie pił do tego, że mieli jakichś szpiegów czy coś, chociaż raczej by zauważyła, gdyby ktoś notorycznie ich podsłuchiwał.
- Jednemu takiemu? Ufasz samotnikowi? Tu każdy sprzedaje informację za posiłek. To jest cenna waluta.
- Uciekł do lasu - prychnęła.
- Mhm....
W odpowiedzi tylko machnęła ogonem, po czym zostawiła szefa i resztę gangsterów w dole samych, mając nadzieję, że się tam nie pozabijają. Drugą rzeczą, na którą liczyła, było to, iż ta cała Katia, Szpon, Antropos, Wędrowiec…najbardziej z krótkich opisów podanych przez Szczawia ciekawili ją Katia i Wędrowiec, bo najpewniej korzystali ze skomplikowanych taktyk podczas walk – różnych sztuczek i podstępów, tak jak ona. Ale teraz, może dzięki głodowi, jej plan na rozwalenie jednego z czterech gangów wypali. Niedługo potem dostrzegła dzieci z truchłem. Postawiły burego trupa przed nią. Przyjrzała się mu. Tak, przyda się im bardzo w jej planie…
- Co mamy z nim zrobić, mamo? – spytała Deszcz, nerwowo machając ogonem.
- Odpocznijcie chwilę, wyliżcie rany. A potem…potem zrobimy coś ciekawego – wymruczała do swoich dzieci na pytanie jednolitej, po czym podeszła do niej i zaczęła wylizywać jej rany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz