Przynajmniej Aksamitce wydawało się, że każdy przeżywa to tak bardzo jak ona. W rzeczywistości tylko ona i Krewetkowa Łapa skakały z podekscytowania dookoła siebie, głośno wypowiadając się o tym, jak wspaniały będzie dzisiejszy dzień. Nie baczyły na skrzywione spojrzenia wojowników i uwagi brzmiące: "Co też wyrośnie z tego nowego pokolenia?". Nie zamierzała słuchać marudzenia pesymistów, kiedy świat dookoła niej był tak piękny, że nic tylko podziwiać jego uroki. Skoro byli starzy, to mogliby zacząć wykorzystywać lepiej swój czas. Ona zamierzała brać od życia jak najwięcej.
Przez całą drogę na polanę wyrywała się do przodu. Skoro jej mentorka była liderką, to chyba mogła dreptać bliżej niej, prawda? Nie spuszczała oczu z liliowej, starając się dyskretnie przyspieszyć tempa. Nim jednak w ogóle dogoniła jej krótki ogon wiodący na czele ich grupy, poczuła mieszankę ciekawych zapachów. Nieznane jak dotąd wonie uderzały w nią z każdej strony. Rozejrzała się i dech zaparł jej w piersi, kiedy zaczęła dostrzegać sylwetki nowych kotów.
Od razu porzuciła swój klan, wchodząc w tłum i poszukując kogoś idealnego do zawarcia kolejnej przyjaźni. Co jakiś czas spoglądała na skałę, na której szczycie zebrali się liderzy wraz ze swymi zastępcami. Przynajmniej tak mówiła mama, kiedy tłumaczyła im, co to w ogóle jest to całe zgromadzenie.
Szylkretka pokierowała swe łapy ku miejscu, w którym zasiadł Truskawkowa Grządka. Miała swoje własne skojarzenia z medykami i musiała koniecznie sprawdzić, czy ktokolwiek z nich będzie chciał zaprezentować jej swoje magiczne zdolności. A na pewno je mają, bo nikt normalny nie potrafił wyleczyć chorego za pomocą zwykłego kwiatka.
I w taki oto sposób próbowała zagadać szynszylową koteczkę, ale Urdzik pokrzyżował jej plany. Zgromadzenie spędzili na przekomarzaniu się, obserwując uderzający nieopodal nich piorun i oglądając ciekawy pokaz, który zafundowali liderzy. Z miejsca, w którym stali przywódcy, zaczęła cieknąć czerwona ciecz. Według Aksamitki było to wspaniałe i piękne widowisko, ale inni wydawali się jacyś speszeni. Nie wiedziała dlaczego, ale nie rozumiała ich. Gdy Burzacy odeszli i zabrali jej towarzystwo, poszła szukać szczęścia gdzie indziej.
Najpierw zaczęła zaczepiać każdego, kto się napatoczył pod jej łapy. Mówiła pocieszne i krótkie komplementy, czekając tylko, aż któryś z tych totalnie nieznajomych kotów stwierdzi, że jest wspaniałą istotką i mogą się zaprzyjaźnić.
Ledwo co zaczęła rozmowę z ładnie wyglądającą wojowniczką, a jej brat na nowo wziął się za przeszkadzanie jej. Nafukała się i postanowiła zignorować go do końca spotkania klanów, które swoją drogą nie trwało już zbyt długo i każdy rozszedł się w swoją stronę.
Przez całą drogę powrotną nie odzywała się do Urdzika, urażona faktem, że zmarnował jej czas. W nocy zwinęła się w ciasny kłębek, z dala od niego i rozpoczęła śnić o kolejnych przyjaźniach, które miała nadzieję zawrzeć przy następnej okazji.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz