Otworzył oczy, ciemność wokół zafalowała. Jego nos wypełnił się zapachami, uszy drgnęły, rejestrując dźwięki. Do jego pokrytych mgiełką snu zmysłów dotarło przyjemne ciepło. Zaskoczony, uniósł się lekko, próbując rozpoznać jego źródło. Iskierka. Leżała u jego boku, a jej bok unosił się regularnie. Jego niespokojny ruch musiał ją obudzić, drgnęła i przeciągnęła się, ziewając.
– Iskierko? – miauknął bury, nie mogąc otrząsnąć się ze zdumienia. – Nie spodziewałem się… Ja… Nie powinnaś być teraz na patrolu? Wiem, że masz obowiązki, jako wojowniczka…
– Chmurko – przerwała mu delikatnie, z uśmiechem. – Już nie. Przecież od paru księżyców jestem w starszyźnie.
– Och. – Bury spuścił uszy, jakby ukrycie pod nimi pyszczka miało pomóc mu schować się przed zalewającym go wstydem. – F–faktycznie, przepraszam. – Mordka paliła go aż po czubki burych uszu. Jak kocię, schował ją w jej miękkim futrze. W odpowiedzi usłyszał jej cichy chichot.
Odetchnął jej zapachem. Lekko wilgotny mech, szmer wiatru w świeżych świerkowych igłach. Ciepłe promienie słońca połyskujące wśród gałęzi.
Bezpieczeństwo.
Wyobraził sobie jej żółte oczy, uśmiechnięte jak jaskry. Zawsze, gdy na nią patrzył, widział ją taką, jak wtedy, gdy zrozumiał, że ją kocha. Czas nie miał przystępu do jej obrazu, który w sobie nosił. Niezależnie od tego, jak wiele siwych włosów lśniło w jej sierści, jak wiele zmarszczek ukrywało pod futrem.
– Dobrze, że tu jesteś – szepnął. – Tęskniłem. Każdego wschodu słońca, gdy siedziałem tu, z dala od ciebie.
Przytuliła go mocniej. Poczuł jej język za swoim uchem.
– Nie byłem samotny, bo ciągle ktoś mnie odwiedzał. Dzieci. Znajomi. Dużo różnych kotów. Dużo pyszczków. Czasami nawet… Czasami nawet nie pamiętałem, kim byli. Kiedyś, gdy przyszedł tu nasz syn… – urwał i potrząsnął głową. Było mu głupio. Wciąż tak bardzo głupio. – Nie pamiętałem, jak ma na imię. Nie tylko on. Czasami… W ogóle nie pamiętam ich imion. Żadnego z nich. Próbuję sobie przypomnieć, wymienić po kolei, ale w głowie mam zupełną pustkę.
Tuliła go, jak kociaka, mrucząc uspokajająco. Uniósł głowę i spojrzał niewidzącymi oczami w jej oczy.
– Ale ciebie nigdy nie zapomnę, Iskiero. Nigdy. Pamiętam, jak spotkałem cię pierwszy raz. Słońce wyjrzało wtedy zza chmur, błyszcząc w twoich oczach. Pewnie już wtedy się w tobie zakochałem, tylko jeszcze o tym nie wiedziałem. – Kąciki jego pyszczka uniosły się. – Każdego mógłbym zapomnieć, ale nie ciebie, Iskierko.
– Kocham cię, Chmurko.
– Ja ciebie też, Iskierko.
<Jeśli masz ochotę, możesz odpisać, Iskierko>
jejku jak uroczo
OdpowiedzUsuń