Nie mógł w to uwierzyć. Jego matka... jego matka, która powinna siedzieć w starszyźnie wraz z wujkiem, została wysłana na odparcie ataku jakichś obcych kotów. Teraz ta mała staruszka, leżała martwa tuż przed nim. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kogo była to wina. Kruczej Gwiazdy. Łzy spłynęły mu po policzkach, wpatrując się w jej zakrwawione zwłoki. Tak bardzo nienawiść rozpaliła jego serce. Chciał się zemścić na tych kotach, okrzyczeć liderkę, że zwariowała posyłając ją do bitwy. Powinien ją zastąpić. Być na jej miejscu. A żeby go bardziej dobić Kwitnąca Stokrotka, jego dawna przyjaciółka z dzieciństwa i siostrzeniec Tojadzi Kieł, również skończyli w piachu. Może i ten ostatni nie był dla niego miły, lecz nadal była to rodzina. Rodzina, której chciał odpłacić się za to, co przez niego wycierpieli.
Orzechowe Serce zanosił się rykiem, widząc swojego martwego brata. Płakali obaj, czuwając nad ciałami do samego rana. Nic nie zdołało ukoić bólu straty. To palące uczucie w piersi rozrywało jego wnętrzności. Za co tak naprawdę oni zginęli?
Miał gdzieś to, że nieznana grupa odebrała im tereny. Że teraz było gorzej z jedzeniem i mogli nie dożyć do roztopów. To wszystko wina ich liderki. Dopuściła do tego. Jak klan miał być silny, gdy powoli rozkruszali się, złamani, zagłodzeni, chorowici? Gdzie ten dostatek i potęga dawnego Klanu Nocy?
Nie było tego. Te magiczne kocięta Kruczej Gwiazdy, nawet nie wykazywały żadnych ponadprzeciętnych zdolności. Jaskier płakało, ukazując słabość. Spotkał w końcu tego kociaka i nie wydawał się kimś z niebios. Karmiła ich tymi głupimi bajeczkami, dając im nadzieję, której nie było.
Nienawidził jej. Tak bardzo.
Miał ochotę się jej pozbyć, lecz to wszystko było zbyt trudne! Owszem... Istniały koty, które popierały zrzucenie jej ze stołka. Ukrywali się jednak przed jej wzrokiem, knując w zaciszu jej koniec. Chciał do nich dołączyć, ale nie mógł. Nie, gdy łatka zdrajcy nadal nad nim wisiała. Wszystko było w ich łapach.
Trzeba było odpłacić się za to do czego doprowadziła. Nie mogła pozostać bezkarna, gdy widział jak zamordowała jednego z nich z zimną krwią, śmiejąc się mu przy tym w pysk. Teraz pewnie też to robiła. Z chorą satysfakcją, że pozbyła się słabych jednostek.
Wtulił nos w futro matki, ostatni raz się z nią żegnając, nim jej ciało spoczęło w ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz