Nie odpowiedział, nadal łapiąc powietrze. Chwilę później z jego pyska wyrwało się skomlnięcie, gdy zrozumiał, że to koniec. Musiał wstać i za nią iść, a wręcz nie miał na to sił. Płuca go piekły, a łap wręcz nie czuł. Pragnął jednak wrócić do ich kryjówki, by już nigdy z niej nie wychodzić w towarzystwie kotki. To była wariatka! Chciała go zamordować w tym świństwie! Bylica powinna się o tym dowiedzieć i ją ukarać! Tylko... Czy starsza kocica coś z tym zrobi? Pewnie nie. W końcu to była jej biologiczna córeczka, skarb i słońce. A nie jakiś bezpański kociak ze śmietnika. Jej zdanie było więcej wartę niż jego.
- Wytrzyj i grzecznie podążaj za mną do domu.- miauknęła ostro.
Jeszcze chwilę tak leżał, po czym zrobił tak jak kazała. Wytarł się i ruszył za nią chwiejnym krokiem
Kiedy dotarli do domu, oddelegowała go i poszła w swoją stronę. Od razu skierował łapy ku swojemu legowisku, gdzie padł na niego bez życia. Bylica nie zainteresowała się niczym. Nawet, gdy nie tknął myszy ani, gdy siedział przez cały dzień u siebie jak zbity pies.
Nienawidził tej chorej rodzinki. Tak bardzo.
***
Nie chciał tu być, ale nadal był, bo teraz tylko oni mogli dać mu szansę dożyć do roztopów. Nadeszła Pora Nagich Drzew, najgorsza pora w roku. Już teraz głód ściskał mu boleśnie brzuch. Ale była też dobra nowina. Dzięki jakimś dzikusom z lasu, którzy przegonili rodzinkę Bylicy, udało mu się wrócić z powrotem do miasta. Cieszył się z tego niezmiernie. Tęsknił za tym smrodem i ciasnymi uliczkami. To był jego dom, a nie ta ogromna przestrzeń pełna roślin i drzew. Teraz wszedł w jakiś mebel Wyprostowanych, który leżał w zaułku z innymi śmieciami, gdzie Krokus urodziła potomstwo. Bylica przed wyjściem w teren kazała mu do niej zajrzeć. Nie chciał tego robić, ale ta wręcz go tam popchnęła, więc nie miał wyjścia.
Spojrzał na ślepe dzieciaki swojej przyszywanej siostry, które ssały zachłannie jej mleko. Skrzywił się na to z obrzydzeniem. Powinny zdechnąć.
- Po co ci jestem potrzebny? - zapytał naburmuszony.
Słysząc jego głos, mentorka rzuciła mu spojrzenie spode łba.
- A ty tu czego? - spytała rozeźlona.
Och, on też nie cieszył się na jej widok. Wręcz skręcało go od samego patrzenia na nią i od tego zapachu mleka. Fuj.
- Bylica mówiła, że czegoś ode mnie chcesz, to jestem. Nie będzie treningu, bo masz paskudy, więc streszczaj się, bo nie mam na ciebie czasu - warknął, chcąc jak najszybciej odbębnić ten obowiązek.
- A się zdziwisz, bo trening będzie. Trening cierpliwości. - Wstała, przez co odebrała małym źródło pokarmu i ciepło. Te zaczęły natychmiast głośno piszczeć, na co Krokus skuliła uszy, patrząc na nie ze zirytowaniem oraz obrzydzeniem. - Zajmiesz się nimi przez chwilę, a ja tymczasem odpocznę z boku. I dla jasności, to nie była prośba - syknęła, po czym przesunęła się w kąt.
Co takiego? Miał zajmować się dziećmi? On? Porąbało ją już do reszty? Co najwyżej mógł je wywalić poza schronienie, by zamarzły na śmierć, skoro miała problem do tych paskud. Ostrzegał ją kiedyś przed łajdaczeniem się po krzakach. Teraz, gdy z brzucha wyszedł jej problem, nie zamierzał by stał się również jego.
- No chyba nie. Nie jestem kotką by opiekować się glizdami - Zmarszczył nos - To twoje, to się zajmuj. Trzeba było nie robić sobie brzucha, skoro masz teraz problem.
- Zamknij się i rób co ci kazałam albo będę cię topić w śniegu - powiedziała kładąc głowę na swych łapach.
Aha. Cudowna matka. Już lepiej by było gdyby porzuciła je gdzieś w zaułku.
- Dobra posprzątam za ciebie - Zacisnął pysk. Złapał pierwsze kocię za kark i wyrzucił je w śnieg, a potem następne. Dzieciaki płakały wydając z siebie okropne piski, które drażniły jego uszy, więc wolał to zrobić szybko i sprawnie. Krokus powinna mu dziękować, że nie zabił ich na miejscu, bo bardzo, ale to bardzo go to kusiło.
<Krokus?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz