Otrzymanie Gąsiorka na ucznia wywołało w niej pewien szok. Wcześniej jako przykładna matka z lekka martwiła się o to, kogo feministyczna liderka wyznaczy mu na mentora. Oczywiście point był na tyle zaradny, że poradziłby sobie z każdym, więc kwestia kogoś marudnego bądź opryskliwego osobnika nie stanowiła żadnego problemu.
Bardziej ciekawiło ją to, czy wskazany mu nauczyciel spełni jego oczekiwania. I przede wszystkim, czy podoła temu nieraz zgryźliwemu demonowi. Lubiła go, ale skłamałaby, gdyby z jej pyska padło stwierdzenie, że to grzeczny aniołek. Potrafił nieźle dopiec, co sama doświadczyła na własnej skórze.
Może to przez to, że straciła jedno z ze swoich "biologicznych" kociąt, ale ogromnie przywiązała się do liliowego. Był po części zastępstwem i lekiem dla jej złamanego serca. Nie posiadał uporczywych cech, a raczej wad białego i głuchego Jastrząbka, co czyniło go kimś o wiele znacznie lepszym. Łatwiej przez to przeżyła żałobę. Strata wbrew pozorom nie była aż taka duża.
Nieraz przez te myśli czuła się jak zwyrodniała i bezduszna paskuda, jednak inaczej pocieszyć się nie potrafiła. Jej syn z pewnością miał się o wiele lepiej w Klanie Gwiazdy.
Z początku to wszystko miało być zwykłym żartem. Nie planowała na poważnie jego adopcji, a teraz już sama nie wiedziała, w co się wrobiła. Zrobiła to po złości Cisowej Kołysance, a głównym powodem była zwykła zazdrość. Nie żałowała jednak swojego czynu.
Wciąż był zdania, iż o wiele bardziej zasługiwała na posiadanie dzieci.
Starała się podczas treningu skrywać niechęć do wszelkiego brudu osiadającego się na jej sierści. Ten przeklęty deszcz narobił błota. To było jej dodatkowe utrudnienie, bo prócz chronienia się przed atakami młodszego, musiała jeszcze przeskakiwać nad brązowymi plamami. Starała się jednocześnie wypatrywać błędów w jego ruchach, by potem móc mu zwrócić na nie uwagę. Motyli Trzepot nigdy nie dysponowała zbyt wielką siłą, ale za to dzięki swej zwinności łatwiej szło jej uskakiwanie od wyciągniętych pazurów kocura.
— Na przyszłość jednak oszczędzać mi futra — rzuciła w końcu, patrząc z bólem na strzępki rudej sierści na ziemi. Co z tego, że odrośnie? To była jej świętość i ledwo co wstrzymywała krzyk w gardle. Gęsiej Łapie raz mogła to wybaczyć. Ale tylko raz.
Point wzruszył ramionami, umykając od niej i kierując się w stronę obozu.
Westchnęła głośno i trzepnęła z oburzenia ogonem, ale nic więcej nie powiedziała. Ruszyła za nim.
Bardziej ciekawiło ją to, czy wskazany mu nauczyciel spełni jego oczekiwania. I przede wszystkim, czy podoła temu nieraz zgryźliwemu demonowi. Lubiła go, ale skłamałaby, gdyby z jej pyska padło stwierdzenie, że to grzeczny aniołek. Potrafił nieźle dopiec, co sama doświadczyła na własnej skórze.
Może to przez to, że straciła jedno z ze swoich "biologicznych" kociąt, ale ogromnie przywiązała się do liliowego. Był po części zastępstwem i lekiem dla jej złamanego serca. Nie posiadał uporczywych cech, a raczej wad białego i głuchego Jastrząbka, co czyniło go kimś o wiele znacznie lepszym. Łatwiej przez to przeżyła żałobę. Strata wbrew pozorom nie była aż taka duża.
Nieraz przez te myśli czuła się jak zwyrodniała i bezduszna paskuda, jednak inaczej pocieszyć się nie potrafiła. Jej syn z pewnością miał się o wiele lepiej w Klanie Gwiazdy.
Z początku to wszystko miało być zwykłym żartem. Nie planowała na poważnie jego adopcji, a teraz już sama nie wiedziała, w co się wrobiła. Zrobiła to po złości Cisowej Kołysance, a głównym powodem była zwykła zazdrość. Nie żałowała jednak swojego czynu.
Wciąż był zdania, iż o wiele bardziej zasługiwała na posiadanie dzieci.
Starała się podczas treningu skrywać niechęć do wszelkiego brudu osiadającego się na jej sierści. Ten przeklęty deszcz narobił błota. To było jej dodatkowe utrudnienie, bo prócz chronienia się przed atakami młodszego, musiała jeszcze przeskakiwać nad brązowymi plamami. Starała się jednocześnie wypatrywać błędów w jego ruchach, by potem móc mu zwrócić na nie uwagę. Motyli Trzepot nigdy nie dysponowała zbyt wielką siłą, ale za to dzięki swej zwinności łatwiej szło jej uskakiwanie od wyciągniętych pazurów kocura.
— Na przyszłość jednak oszczędzać mi futra — rzuciła w końcu, patrząc z bólem na strzępki rudej sierści na ziemi. Co z tego, że odrośnie? To była jej świętość i ledwo co wstrzymywała krzyk w gardle. Gęsiej Łapie raz mogła to wybaczyć. Ale tylko raz.
Point wzruszył ramionami, umykając od niej i kierując się w stronę obozu.
Westchnęła głośno i trzepnęła z oburzenia ogonem, ale nic więcej nie powiedziała. Ruszyła za nim.
***
Kolejny udany trening wpadł na ich konto. Tym razem zaszli trochę dalej, tam, gdzie zazwyczaj mało kto chodził. Mróz szczypał ich w poduszki, przez co ciężej było przeciskać się przez zaśnieżone tereny. Ich stos był o dziwo pełny, ale i tak zdecydowali się sprawdzić, czy zwierzyna nie przeniosła się w inne rejony lasu. Nigdy nie wiadomo, kiedy szczęście się do nich uśmiechnie, a dodatkowe piszczki nikomu nie zaszkodzą. Tym bardziej, gdy w klanie porobiło się wiele i zostały wprowadzone dziwne zasady, wobec których Motyl miała mieszane z uczucia, z naciskiem na negatywny odbiór.
— Mroczna Gwiazda mnie o ciebie wypytywał — odezwała się niespodziewanie, chcąc pokonać złowrogą ciszę. — A w sumie bardziej o to, jak ja radzę sobie z twoim treningiem. Uważa cię za niezwykle uzdolnionego i boi się, że zmarnuję twój potencjał — parsknęła, przewracając oczami. — Najwyraźniej nie docenia twojego charakteru, nie dałbyś się przecież nikomu zmarnować, czyż nie? — zamruczała już mniej arogancko. Lubiła, jak się ją chwali, ale i sama potrafiła obdarowywać innych komplementami. — Mimo wszystko to powód do dumy, że lider wyróżnia cię na tle klanu. Kto wie, może kiedyś dojdziesz tam, gdzie on, a przy tym osiągniesz więcej? — zagadnęła, spoglądając na niego z pewnego rodzaju matczyną dumą. Nawet jeśli nie ingerowała zbyt w jego wychowanie, to w jakiś sposób czuła się za niego odpowiedzialna. I to nie tylko przez to, że został jej uczniem.
<Gąsior?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz