Stał w bezruchu oszołomiony, beztrosko pozwalając siostrze moczyć mu futro łzami wzruszenia. A może to radość z powrotu do domu? Mógłby gdybać, ale jaki był tego sens, skoro liczyła się tylko jej obecność tutaj? Wróciła tam, gdzie jej miejsce. Widział ją martwą, a jednak tu była. Zwykłe oszustwo ze strony białego kocura namieszało mu za bardzo w głowie. Uwierzył w to wszystko i nawet kiedy poznał rzeczywistość zdarzeń, ciężko było mu to uznać za prawdę. Obraz nieruchomej szylkretki zbyt bardzo zakorzenił się w jego mózgu. Czy to tutaj, to na pewno ona? A jeśli wzrok płata mu figle?
Mokre plamy na futrze mogły być zawsze wynikiem jego łez. Popadał w obłęd.
W myślach wspomniał swój powrót. Sam nie wiedział wtedy nawet, dokąd zmierza i co go czeka. Po tym, jak Rybka wygadał się Zajęczej Gwieździe z lokalizacji obozu, spodziewał się ujrzeć ruiny i widok po pobojowisku, gdzie ziemia zbryzgana byłaby krwią jego pobratymców. Zamiast tego zastał pustkę.
Tak jakby opuścili to miejsce, albo napastnicy postanowili od razu posprzątać po swojej rzezi. Z jakiegoś powodu nie chciał umierać. Wiedział, że jako lojalny członek powinien na niej paść i odejść w tym miejscu, co reszta, jednak złapało go przeczucie, że nie chce tego robić. Pragnął zasmakować szczęścia, choć ze świadomością wiecznej samotności ledwo co utrzymywał łzy pod powiekami.
I tak się stało, że ruszył dalej. Znalazł resztę, choć lepszym określeniem byłoby to, że to raczej inni wypatrzyli go pośród leśnych dróg. Pierwszy raz podziękował losu za rude, rzucające się w oczy futro. Jego przekleństwo raz przeistoczyło się w czyste błogosławieństwo. Trafił do domu, godząc się ze stratą siostry, a teraz na nowo akceptował fakt, że jednak żyła. Próbował tego nie kwestionować, jednak ogarniające go szczęście było aż nazbyt przyjemne, wręcz niemożliwe.
Odważył się w końcu przerwać tę dziwną atmosferę między nimi. Jej ciche pochlipywania przerwał jego głos, drżący, bo sam nie rozumiał, do czego właśnie doszli.
— J-ja również tęskniłem — wymamrotał, ocierając się pyskiem o czubek jej głowy. Biała sierść z rudymi i czekoladowymi plamkami przywodziła mu na myśl ich matkę. Tyle że jej już nie było. Oddała życie na wojnie i nie miał nawet okazji wypłakać się nad jej ciałem bezpośrednio po śmierci, bo zaraz to wrogowie porwali go w swoje szeregi.
Poczuł szczypienie pod powiekami. Znowu miał ochotę zalać się łzami, wyrzucić z siebie wszystko, co zbyt mocno w nim tkwiło. Nie wstydził się okazać słabości przy siostrze. Dla niej nie mógł być porażką, prawda?
Zwątpił w to szybciej, niż nawet o tym pomyślał.
— W końcu jesteś w domu — miauknął łagodnie, uspokajając kołatające w klatce piersiowej serce. Jeszcze tego ranka był pewien, że patrzy na niego z Klanu Gwiazdy. A teraz? Stała przed nim, ze swoim jednym ślepiem. — Chyba nie ma co zwlekać, prawda? Czas iść do obozu — oświadczył, chcąc zakopać na wieczność temat Klanu Burzy. Najlepiej całkowicie zapomnieć o ich istnieniu i tej sytuacji. Tak, jakby siostra nigdy nie była "martwa", a jedynie odbyła zbyt długą podróż.
Kotka spłaszczyła uszy, pociągając głośno nosem.
— Ja... Nie wiem, jak to przyjmą. Przecież według nich nie żyję. Jestem tylko trupem. Prawda?— wymamrotała, a słyszany wcześniej w jej głosie entuzjazm zgasł.
— Każdy wojownik jest ważny dla klanu — wykrztusił. — A ty jesteś też ważna dla mnie. Oni... Na pewno będą zadowoleni z dodatkowej pary łap. Oczywiście odpocznij sobie wpierw, jak odzyskasz siły to... To chciałbym wiedzieć, co się tam zadziało — rzekł, przełykając ślinę. — Nie ruszałaś się, gdy... Gdy widziałem cię po raz ostatni.
— Nikt nie będzie chciał kaleki — syknęła ze łzami w ślepiu. — J-ja nic nie potrafię zrobić bez tego oka, j-ja... Nie przydam się. Będę tylko zawadzać w klanie. I-i... Uh...— wyjąkała.
— Nie będziesz! — zapewnił. — Widziałem kiedyś na zgromadzeniu jednookie koty. Skoro chodziły na nie jako wojownicy, to nie może być tak źle — mruknął, ale z lekka pożałował tych słów. On nie wiedział, co czuła. Nie znał jej bólu.
Przytulił ją. Tylko tyle mógł, nim sam rozpłakał się w jej futro. Był głupi, odchodząc stamtąd bez niej. Jeśli żyła, mógł uciec razem z nią. Zaoszczędzić jej kolejnego cierpienia, które najpewniej przeżyła.
Mógł po prostu być dobrym bratem.
Mokre plamy na futrze mogły być zawsze wynikiem jego łez. Popadał w obłęd.
W myślach wspomniał swój powrót. Sam nie wiedział wtedy nawet, dokąd zmierza i co go czeka. Po tym, jak Rybka wygadał się Zajęczej Gwieździe z lokalizacji obozu, spodziewał się ujrzeć ruiny i widok po pobojowisku, gdzie ziemia zbryzgana byłaby krwią jego pobratymców. Zamiast tego zastał pustkę.
Tak jakby opuścili to miejsce, albo napastnicy postanowili od razu posprzątać po swojej rzezi. Z jakiegoś powodu nie chciał umierać. Wiedział, że jako lojalny członek powinien na niej paść i odejść w tym miejscu, co reszta, jednak złapało go przeczucie, że nie chce tego robić. Pragnął zasmakować szczęścia, choć ze świadomością wiecznej samotności ledwo co utrzymywał łzy pod powiekami.
I tak się stało, że ruszył dalej. Znalazł resztę, choć lepszym określeniem byłoby to, że to raczej inni wypatrzyli go pośród leśnych dróg. Pierwszy raz podziękował losu za rude, rzucające się w oczy futro. Jego przekleństwo raz przeistoczyło się w czyste błogosławieństwo. Trafił do domu, godząc się ze stratą siostry, a teraz na nowo akceptował fakt, że jednak żyła. Próbował tego nie kwestionować, jednak ogarniające go szczęście było aż nazbyt przyjemne, wręcz niemożliwe.
Odważył się w końcu przerwać tę dziwną atmosferę między nimi. Jej ciche pochlipywania przerwał jego głos, drżący, bo sam nie rozumiał, do czego właśnie doszli.
— J-ja również tęskniłem — wymamrotał, ocierając się pyskiem o czubek jej głowy. Biała sierść z rudymi i czekoladowymi plamkami przywodziła mu na myśl ich matkę. Tyle że jej już nie było. Oddała życie na wojnie i nie miał nawet okazji wypłakać się nad jej ciałem bezpośrednio po śmierci, bo zaraz to wrogowie porwali go w swoje szeregi.
Poczuł szczypienie pod powiekami. Znowu miał ochotę zalać się łzami, wyrzucić z siebie wszystko, co zbyt mocno w nim tkwiło. Nie wstydził się okazać słabości przy siostrze. Dla niej nie mógł być porażką, prawda?
Zwątpił w to szybciej, niż nawet o tym pomyślał.
— W końcu jesteś w domu — miauknął łagodnie, uspokajając kołatające w klatce piersiowej serce. Jeszcze tego ranka był pewien, że patrzy na niego z Klanu Gwiazdy. A teraz? Stała przed nim, ze swoim jednym ślepiem. — Chyba nie ma co zwlekać, prawda? Czas iść do obozu — oświadczył, chcąc zakopać na wieczność temat Klanu Burzy. Najlepiej całkowicie zapomnieć o ich istnieniu i tej sytuacji. Tak, jakby siostra nigdy nie była "martwa", a jedynie odbyła zbyt długą podróż.
Kotka spłaszczyła uszy, pociągając głośno nosem.
— Ja... Nie wiem, jak to przyjmą. Przecież według nich nie żyję. Jestem tylko trupem. Prawda?— wymamrotała, a słyszany wcześniej w jej głosie entuzjazm zgasł.
— Każdy wojownik jest ważny dla klanu — wykrztusił. — A ty jesteś też ważna dla mnie. Oni... Na pewno będą zadowoleni z dodatkowej pary łap. Oczywiście odpocznij sobie wpierw, jak odzyskasz siły to... To chciałbym wiedzieć, co się tam zadziało — rzekł, przełykając ślinę. — Nie ruszałaś się, gdy... Gdy widziałem cię po raz ostatni.
— Nikt nie będzie chciał kaleki — syknęła ze łzami w ślepiu. — J-ja nic nie potrafię zrobić bez tego oka, j-ja... Nie przydam się. Będę tylko zawadzać w klanie. I-i... Uh...— wyjąkała.
— Nie będziesz! — zapewnił. — Widziałem kiedyś na zgromadzeniu jednookie koty. Skoro chodziły na nie jako wojownicy, to nie może być tak źle — mruknął, ale z lekka pożałował tych słów. On nie wiedział, co czuła. Nie znał jej bólu.
Przytulił ją. Tylko tyle mógł, nim sam rozpłakał się w jej futro. Był głupi, odchodząc stamtąd bez niej. Jeśli żyła, mógł uciec razem z nią. Zaoszczędzić jej kolejnego cierpienia, które najpewniej przeżyła.
Mógł po prostu być dobrym bratem.
<Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz