Przyszedł na świat w Klanie Klifu jako pierworodny kociak Berberysowej Gwiazdy i Żywicznej Mordki. Ponieważ tutaj się urodził, to właśnie ten klan pokochał i stał się mu wierny. Uważał, że Klan Klifu jest najpotężniejszy, innymi klanami gardził. Swoją lojalność okazywał w działaniach. Twierdził, że jest najsilniejszym i najlepszym wojownikiem w całym klanie. Pokazywał to w swoich umiejętnościach. Kochał bycie wojownikiem. Był również świadomy roli czasu. Z beztroskiego kociaka, przeżywającego przygody i bawiącego się z rodzeństwem, stał się ambitnym uczniem Łabędziego Plusku. Kiedy jego szkolenie dobiegło końca, Szczawik nazywany wtedy Szczawiową Łapą, został mianowany na wojownika o dumnym, szlachetnym imieniu Szczawiowy Liść.
Liliowy kocur miał wrażenie, że im robił się starszy, tym częściej wracał pamięcią do dawnych czasów. Wspominał swoją rodzinę. Byli ze sobą bardzo związani. Miał szczęście, że urodził się w licznej, pełnej miłośni rodzinie. A oni mieli szczęście, że do niej należał. Żywiczna Mordka i Berberysowa Gwiazda byli dobrymi rodzicami. Kochał ich najmocniej na świecie. Pewnie obserwowali syna z Klanu Gwiazdy. Wiedział, że byli z niego dumni. Taki syn to skarb.
Rodzice doczekali licznej gromadki kociąt. Tylko on pozostał wśród żywych. Rodzeństwo od dawna polowało z przodkami. Odchodzili jeden po drugim, pozostawiając po sobie wspomnienia i ból złamanego serca. Szczawiowy Liść nie mógł zliczyć ile razy przeżywał żałobę. Posiadanie dużej rodziny wiązało się z dobrymi, ciepłymi chwilami, ale również tymi smutnymi i nieprzyjemnymi. Różnili się charakterami, umiejętnościami, ale kochali się i wspierali. Szczawiowy Liść nigdy nie żałował, że był najstarszym z rodzeństwa. Czuł się dzięki temu jak ich mentor, przyjaciel, sojusznik. Starał się być dla nich oparciem. Rola, którą sobie nadał, wiązała się też z goryczą. Za każdym razem, gdy przyszło mu położyć kwiat na grobie siostry bądź brata, tęsknota i cierpienie rozrywały go na małe kawałeczki. Gdyby rodzice żyli, był przekonany, że cierpieliby mocniej od niego. W klanowym świecie nie istniała reguła, kto powinien dożyć największej liczby sezonów. Po prostu się umierało. W jednej chwili traciło oddech, serce przestawało bić, a kot wybierał się w podróż do przodków. Więc według prawa świata, w którym mieszkało pięć grup, to właśnie jemu przyszło odejść ostatniemu. Nikt z rodzeństwa nie pochyli się nad jego grobem, kładąc kwiat lub pozwalając łzom spłynąć po policzkach. Gdyby mięśnie nie odmawiały mu posłuszeństwa, ostatni raz wybrałby się poza obóz, żeby położyć świeże kwiaty na grobie Mysiego Kroku. Odkąd brat odszedł polować z Klanem Gwiazdy, Szczawiowy Liść kładł żonkile w miejscu jego pochówku. Jako wojownik robił to tylko wtedy gdy nie miał zaplanowanego patrolu. Jednak odkąd dołączył do starszyzny, mógł to robić znacznie częściej i tak wybierał się na grób ukochanego brata każdego ranka. Przynajmniej do czasu. Teraz jego ciało było słabe, mięśnie obolałe, każdy oddech odbierał mu siły. Z Mysim Krokiem był najbliżej z rodzeństwa. Tęsknił za bratem i chciał go ponownie zobaczyć. Śnił o wspólnym polowaniu, patrolu, a nawet wybraniu się na zbieranie kwiatów. To ostatnie stanowiło ulubione zajęcie Myszka. Brat nigdy go nie odwiedził we śnie, ale czasami liliowy kocur miał wrażenie, że czuje przy sobie jego obecność. Przypominał sobie wtedy czas radosnych zabaw w żłobku, przeżytych razem przygód, wspólnych psot i wypadów na Zgromadzenie. Z Rumiankową Pręgą, Daliowym Pąkiem i Fiołkową Doliną również miał wyjątkową więź. Doskonale pamiętał każdy szczegół ich pyszczków, umaszczenia, sposobu w jaki mówili. Z drugim miotem jego więź była słabsza. Może dlatego, że był już wtedy wojownikiem i nie mieli sposobności na dłuższe spędzanie czasu. Omszonej Mordki nie wspominał dobrze i był to jedyny członek rodziny do którego Szczawiowy Liść miał mieszane uczucia. Sam już nie wiedział, jaką relację stworzył z młodszym bratem. Natomiast Zroszoną Łapę zapamiętał jako dobrą, uroczą kotkę. Byłaby dobrą wojowniczką, gdyby nie zginęła tragicznie. Zimorodkowy Blask był mu najbliższy z drugiego miotu. Uwielbiał swojego trochę głupiutkiego brata. Zimorodek zawsze umiał powiedzieć coś miłego i szanował Szczawika. Liliowy kocur lubił jego komplementy i gdy tylko miał okazję, chętnie wybierał się z bratem poza obóz. Cieszył się również, że Zimorodkowi ułożyło się w życiu, założył rodzinę. Miał również kochanego siostrzeńca, Bursztynowy Pył. Teraz po rodzinie pozostały mu wspomnienia i nadzieja, że ich ponownie spotka.
Marzył o pozycji zastępcy, ale nie było mu to dane. Narobił sobie wrogów i przyjaciół. Uwielbiał swoje zdolności. Jako wojownik miał okazję zostać czterokrotnie mentorem. Piaskowa Wydma był dobrym, odważnym kocurem. To właśnie od niego się wszystko zaczęło. Szczawiowy Liść zasłużył się jako dobry mentor. Kasztanowy Pień, chociaż nie nacieszył się długo pozycją, również był warty zapamiętania. Wroni Wrzask stała się jego ulubienicą. Chętnie wracał wspomnieniami do wspólnych treningów. O Górskiej Łapie nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Lubił przekazywać swoją wiedzę, patrzeć jak uczniowie zostają wojownikami.
Rodzice doczekali licznej gromadki kociąt. Tylko on pozostał wśród żywych. Rodzeństwo od dawna polowało z przodkami. Odchodzili jeden po drugim, pozostawiając po sobie wspomnienia i ból złamanego serca. Szczawiowy Liść nie mógł zliczyć ile razy przeżywał żałobę. Posiadanie dużej rodziny wiązało się z dobrymi, ciepłymi chwilami, ale również tymi smutnymi i nieprzyjemnymi. Różnili się charakterami, umiejętnościami, ale kochali się i wspierali. Szczawiowy Liść nigdy nie żałował, że był najstarszym z rodzeństwa. Czuł się dzięki temu jak ich mentor, przyjaciel, sojusznik. Starał się być dla nich oparciem. Rola, którą sobie nadał, wiązała się też z goryczą. Za każdym razem, gdy przyszło mu położyć kwiat na grobie siostry bądź brata, tęsknota i cierpienie rozrywały go na małe kawałeczki. Gdyby rodzice żyli, był przekonany, że cierpieliby mocniej od niego. W klanowym świecie nie istniała reguła, kto powinien dożyć największej liczby sezonów. Po prostu się umierało. W jednej chwili traciło oddech, serce przestawało bić, a kot wybierał się w podróż do przodków. Więc według prawa świata, w którym mieszkało pięć grup, to właśnie jemu przyszło odejść ostatniemu. Nikt z rodzeństwa nie pochyli się nad jego grobem, kładąc kwiat lub pozwalając łzom spłynąć po policzkach. Gdyby mięśnie nie odmawiały mu posłuszeństwa, ostatni raz wybrałby się poza obóz, żeby położyć świeże kwiaty na grobie Mysiego Kroku. Odkąd brat odszedł polować z Klanem Gwiazdy, Szczawiowy Liść kładł żonkile w miejscu jego pochówku. Jako wojownik robił to tylko wtedy gdy nie miał zaplanowanego patrolu. Jednak odkąd dołączył do starszyzny, mógł to robić znacznie częściej i tak wybierał się na grób ukochanego brata każdego ranka. Przynajmniej do czasu. Teraz jego ciało było słabe, mięśnie obolałe, każdy oddech odbierał mu siły. Z Mysim Krokiem był najbliżej z rodzeństwa. Tęsknił za bratem i chciał go ponownie zobaczyć. Śnił o wspólnym polowaniu, patrolu, a nawet wybraniu się na zbieranie kwiatów. To ostatnie stanowiło ulubione zajęcie Myszka. Brat nigdy go nie odwiedził we śnie, ale czasami liliowy kocur miał wrażenie, że czuje przy sobie jego obecność. Przypominał sobie wtedy czas radosnych zabaw w żłobku, przeżytych razem przygód, wspólnych psot i wypadów na Zgromadzenie. Z Rumiankową Pręgą, Daliowym Pąkiem i Fiołkową Doliną również miał wyjątkową więź. Doskonale pamiętał każdy szczegół ich pyszczków, umaszczenia, sposobu w jaki mówili. Z drugim miotem jego więź była słabsza. Może dlatego, że był już wtedy wojownikiem i nie mieli sposobności na dłuższe spędzanie czasu. Omszonej Mordki nie wspominał dobrze i był to jedyny członek rodziny do którego Szczawiowy Liść miał mieszane uczucia. Sam już nie wiedział, jaką relację stworzył z młodszym bratem. Natomiast Zroszoną Łapę zapamiętał jako dobrą, uroczą kotkę. Byłaby dobrą wojowniczką, gdyby nie zginęła tragicznie. Zimorodkowy Blask był mu najbliższy z drugiego miotu. Uwielbiał swojego trochę głupiutkiego brata. Zimorodek zawsze umiał powiedzieć coś miłego i szanował Szczawika. Liliowy kocur lubił jego komplementy i gdy tylko miał okazję, chętnie wybierał się z bratem poza obóz. Cieszył się również, że Zimorodkowi ułożyło się w życiu, założył rodzinę. Miał również kochanego siostrzeńca, Bursztynowy Pył. Teraz po rodzinie pozostały mu wspomnienia i nadzieja, że ich ponownie spotka.
Marzył o pozycji zastępcy, ale nie było mu to dane. Narobił sobie wrogów i przyjaciół. Uwielbiał swoje zdolności. Jako wojownik miał okazję zostać czterokrotnie mentorem. Piaskowa Wydma był dobrym, odważnym kocurem. To właśnie od niego się wszystko zaczęło. Szczawiowy Liść zasłużył się jako dobry mentor. Kasztanowy Pień, chociaż nie nacieszył się długo pozycją, również był warty zapamiętania. Wroni Wrzask stała się jego ulubienicą. Chętnie wracał wspomnieniami do wspólnych treningów. O Górskiej Łapie nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Lubił przekazywać swoją wiedzę, patrzeć jak uczniowie zostają wojownikami.
Szczawiowy Liść był wierzący i wiedział, że zasłużył na znalezienie się na Srebrnej Skórze. Dlatego nie bał się śmierci. Każdy kto się narodził, powinien również umrzeć. Żaden wojownik nie powinien się tego obawiać. Szczawiowy Liść w swoich myślach, widział siebie jako najjaśniejszą z gwiazd na nocnym, pięknym niebie. Żyjąc w niebezpiecznym świecie, powinno się zachować świadomość, że śmierć czai się na każdym kroku. Nie każdy kot mógł doczekać spokojnej śmierci ze starości. On tego nie chciał. Myślał, że zginie podczas wojny albo zabity przez drapieżnika. Los miał jednak swoje plany i należało się z nimi pogodzić. Zostanie pochowany na ziemiach Klanu Klifu. Kiedyś był przekonany, że pamięć o nim będzie żyła w jego dokonaniach, ale obecnie nie był pewny, czy będzie pamiętany przez klifiaków. Na pewno kochał swój klan i uważał się za najlepszego z jego wojowników.
Niektóre fragmenty historii zdołały się zatrzeć. Wiek staruszka miał wiele minusów. Chociaż nie wszystko wspominał z dokładnością, nigdy nie zapomniał bliskich sobie kotów. Barwinkowy Podmuch przewijał się najczęściej w jego starczym, zmęczonym umyśle. Wszystkie wspomnienia związane z kocurem były dla niego dobrymi, nawet jeśli historia zapamiętała je inaczej. Wspomnienia ich tajnego miejsca, wyprawy poza obóz, zauroczenia w Barwinku i wyznania miłości. Było ich wiele i miał wrażenie, że zapełniały jego serce przez wiele księżyców, nawet po tym jak zostało złamane. Może spotkają się ponownie w Klanie Gwiazdy i tam ich opowieść zakończy się lepiej? Czasami przypominał sobie słodki zapach jego czarnej, miękkiej sierści. Innym razem przytulał się do boku swojego ukochanego, bawił jego ogonem, muskał nosem. W takich chwilach nie był przekonany czy to wspomnienia, czy marzenia. Zwykle był pewny wszystkich swoich gestów, słów, z uporem krocząc przez życie, narcystyczny i dokładny we wszystkim.
Pora Nowych Liści powitała leśnych mieszkańców. Podobno w obozie roiło się od błota. Szczawiowy Liść podniósł senny wzrok znad swoich łap. Powędrował nim przez legowisko starszych, kończąc na wyjściu z niego. Czuł jak żołądek ściska mu głód, mięśnie bolą z wysiłku. Westchnął. Chciałby ostatni raz wybrać się poza obóz, zapolować na zwierzynę, udać się na patrol, Zgromadzenie lub zwykły spacer, może poobserwować pogrążonych w rutynie pobratymców. To było jednak niemożliwe. Był świadomy swojego wieku i tego, że jego historia musiała się zakończyć. Los był dobry, pozwalając mu dożyć stu dwudziestu dwóch księżyców. Chrząknął, przeciągając przednie łapy, później wracając do poprzedniej pozycji. Znowu był zmęczony i miał ochotę na dłuższy sen. Szczawiowy Liść polizał się po piersi. Dalej dbał o swój wygląd jak o najcenniejszy skarb. Zachował piękne, zdrowe futro i radosne, pomarańczowe ślepia. Był z tego powodu dumny. Szczawik oparł pyszczek o mchowe posłanie. Czuł, choć nie umiał tego wyjaśnić, że dzisiaj był jego ostatni dzień w Klanie Klifu. Wojownik musiał odejść. Nadal tak siebie nazywał i nikt nie mógł mu tego odebrać. Już więcej nie zobaczy wschodu i zachodu słońca, deszczu, kołysania liści na wietrze. Nie usłyszy śpiewu ptaków, pisków kociąt, plotek pobratymców. Nie poczuje wody, ziemi pod swoimi łapami, krwi upolowanej zwierzyny. To miał być koniec, ostatni etap jego wielkiej wędrówki. Była doskonała.
Pomarańczowe ślepia powoli zaczęły się zamykać. Uśmiechnął się delikatnie. Wkrótce będzie po wszystkim. Przestanie odczuwać ból starego, słabego ciała. Zamknął oczy. Wziął ostatni oddech. Jego ciało znieruchomiało, głowa opadła na posłanie, bok przestał się unosić.
Szczawiowy Liść spojrzał pod siebie, dostrzegając swoje piękne ciało, które musiał opuścić. Zaczął iść w stronę światła i gwiazd, żeby zanim się obejrzał, znaleźć się Klanie Gwiazdy. Znowu czuł się młody i pewny każdego ruchu. Do jego uszu docierało coraz więcej głosów. Rozpoznał w nich swoich rodziców, rodzeństwo, przyjaciół. Zostawił jeden dom, ale zyskał drugi.
Żegnaj, Szczawiku [*]
Zmarły w wieku 122 księżyców
Zmarły w wieku 122 księżyców
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz