Wróciliśmy ze zgromadzenia. Pomijając fakt, ile stresu oraz wstydu się najadłem, byłem nieźle zdenerwowany. Konwalia przeżyła, zaszyła się w Klanie Nocy, a Aroniowa Gwiazda nie chciał mnie słuchać. Martwiło mnie, jak bardzo jego podwładni bekną za ten czyn. Jednak nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy. Bo też po co? Nie mój interes.
Z tą myślą przekroczyłem "próg" obozu. Mój ogon drgał nerwowo. Kazałem wojownikom pilnować Szepczącej Łapy, a Burzowa Noc dostała pod swoim adresem parę uwag od innych. Mimo faktu, iż spora większość była zadowolona, w tym ja, że kotka wygarnęła zdrajczyni co trzeba. Nie zmieniało to i tak kwestii tego, że zakłóciła spokój Zgromadzenia. O mały, cienki włosek, a Klan Gwiazd usmażyłby nam wszystkim tyłki.
Mijając klanowiczów, poszedłem od razu do swojego legowiska. Nie miałem siły, ani chęci by z nimi rozmawiać. Położyłem się na mchu, kładąc pysk na łapach. Westchnąłem cicho. Oby Klan Gwiazd dał mi cierpliwość.
- Mokry? - Usłyszałem w wejściu Rzeczny Nurt. Moja pierwsza w życiu uczennica, którą wytrenowałem.
- Tak? - Zapytałem, tonem pokazując, że nie mam ochoty na rozmowy.
- Przyniosłam ci kolację. - Miauknęła łagodnie, jednak też zmęczonym głosem.
- Dziękuję - mruknąłem, patrząc na nią. - Idź i odpocznij.
Zostawiła wróbla przy moich łapach. Kiwnęła głową, mówiąc dobranoc i wychodząc. Westchnąłem długo. Sięgnąłem po piszczkę, jedząc ją. Następnie, rozmyślając nad jutrem, ułożyłem się do snu.
Rano wyszedłem z legowiska. Zagadnąłem wojowników, którzy mieli iść na poranny patrol, by zostali na chwilę. Poprosiłem ich też, by zebrali koty. Sam poszedłem do wzniesienia, z którego przemawiałem. Poczekałem, aż każdy przyjdzie i usiądzie.
- Klanie Burzy! - Zacząłem. - Jak zapewne wszyscy już wiecie, wczorajszej nocy, na Zgromadzeniu wydarzył się pewien incydent. Zdrajczyni naszego Klanu, Konwaliowe Serce, pod nowym imieniem przebywa w Klanie Nocy. Co jednak dla nas ważniejsze - znalazłem wzrokiem obie kotki w tłumie. - Szepcząca Łapa jak i Burzowa Noc nieomal sprowadziły na zgromadzonych gniew przodków.
Machnąłem ogonem, patrząc na ich pyski. Burza była dorosła. Świadoma swojego czynu, Szept wymagała wciąż wielu księżyców nauki. Nie zamierzałem marnować czasu.
Podjąłem dialog dalej.
- Zostaną ukarane. Burzowa Noc będzie sprzątać wszystkie legowiska przez najbliższe trzy księżyce, a także nie może wychodzić na Zgromadzenia przez dwa następne. - Oznajmiłem. - Szepcząca Łapa z kolei zostaje zdegradowana do rangi kociaka na sześć księżyców, wracając tym samym do żłobka. Jej trening będzie zawieszony, tak jak obowiązki. Dostaje również zakaz chodzenia na Zgromadzenia do końca jej dni. Niesubordynacja będzie surowo karana. - Podkreśliłem ostatnie zdanie, mówiąc je poważnie, chłodno.
Patrzyłem beznamiętnie na obydwie. Następnie na klan, który wyraził aprobatę danym im karom. Cieszyłem się, że byli zgodni.
- Oczekuję od was wszystkich rozwagi. - Oznajmiłem. - Nie chcę podobnych sytuacji. Możecie wrócić do swoich zajęć. Kara Burzowej Nocy i Szepczącej Łapy obowiązuje od teraz.
Następnie zakończyłem zebranie, schodząc z kamienia. Rozciągnąłem kości, idąc przez obóz.
Zgłodniałem, a że wojownicy upolowali smaczne piszczki, postanowiłem zjeść jedną. Sięgnąłem wiewiórkę, po chwili biorąc i mysz. Zamierzałem przejść się do starej kumpeli.
Pląsającej Sójce zawdzięczałem wiele. Wychowała sporo kociaków, które teraz zostały wojownikami. Poza tym, służyła wsparciem, miłym słowem i to długi czas, odkąd przyjęliśmy ją do klanu.
ruszyłem spokojnym krokiem ku legowiskom starszych. Były spokojne, a żaden z klanowiczów nie przesiadywał tu teraz. Wszedłem więc powoli. Położyłem piszczki obok siebie.
- Pląsająca Sójko - zacząłem, odnajdując kotkę wzrokiem. Leżała spokojnie na boku, tyłem do mnie. - Miło cię widzieć.
Uśmiechnąłem się, podchodząc do niej. Jednak bardzo szybko szczęście zamieniło się w smutek i stratę. Kotka leżała nieruchomo, z oczyma zamkniętymi, a pyszczkiem ułożonym na mchowym posłaniu. Nie oddychała, nie mrugała. Była martwa.
Musiała odejść we śnie, jednak jej śmierć była dla mnie zaskoczeniem. Mimo licznych księżyców kotki, dobrze się trzymała.
- Niech twą duszę prowadzi Klan Gwiazd - mruknąłem z troską, pyszczkiem ocierając się o jej głowę. - Zasłużyłaś na spokojną śmierć.
Kolejna strata. Kolejna przyjaźń odeszła, wraz z ostatnim tchnieniem starszej. Westchnąłem cicho, odchodząc powoli. Straciłem apetyt.
- Tańcząca Zorzo, Mniszkowy Kwiecie - zagadnąłem dwójkę wojowników. - Pozwólcie proszę.
Koty wyniosły delikatnie ciało starszej. Zdawało się lżejsze, niż kiedykolwiek. Położyli je przy kopcach z innymi zmarłymi. Teraz nadszedł czas, by powiedzieć sobie ostatnie "do zobaczenia". Szepnąłem nad jej zwłokami parę innych słów pożegnalnych, nim nie odsunąłem się.
- Poinformujcie klan - poleciłem. - A wieczorem zakopcie zwłoki.
Klan Burzy pożegnał dzisiejszego dnia wspaniałą starszą.
Biedna Szept :(
OdpowiedzUsuńMokry znów daje bany na zgro uczennicą :[
OdpowiedzUsuńYee, moje ulubione zajęcie :>
Usuń