- Chciałbym… Znaczy chcę… Musisz… Zostaniesz mentorem Wilczka?
Musiała przyznać, trochę ją zaskoczył. Bycie mentorką Wilczka ani razu nie przyszło jej do głowy. Najłagodniej mówiąc, trochę różnili się pod względem temperamentów i Północny Mróz nie sądziła, że będzie potencjalną kandydatką na mentora. Ba, w sumie to nawet nie spodziewała się takiego wyróżnienia. Kocica udała, że się zastanawia. Będąc na szkoleniu, mogłaby poświęcić jeszcze więcej czasu na spacery i samotne wędrówki. W międzyczasie dałaby Wilczkowi jakiś patyk do gryzienia czy uczniowskie zadanie, żeby się sobą zajął. Powoli pokiwała głową.
- W porządku - powiedziała po prostu. Zamyśliła się. Czy będzie w takim razie zmuszona opowiadać Wilczkowi o Klanie Gwiazdy? Wolała tego uniknąć. To byłoby zabawne, skłaniać młodego kocura do bezsensownej wiary w przodków, podczas gdy samemu się w nich nie wierzyło. Północny Mróz zastanawiała się, czy powinna zadawać kocurowi to pytanie, ale zrezygnowała. Była pewna, że jeszcze zmieni zdanie i koniec końców przydzieli Wilczka komuś innemu. W końcu, chyba nie miał zbyt wielu powodów, żeby zaufać właśnie jej i przydzielić Północy swojego siostrzeńca.
- Czyli się zgadzasz? - zapytał lider Klanu Wilka. Córka Wawrzynowej Łapy tylko wzruszyła ramionami.
- I tak nie mam wyjścia, prawda? - zapytała. Skinęła głową niebieskookiemu i szybko odeszła. Starała się unikać go od momentu, w którym obdarzył ją tym dziwnym gestem ciepła i bliskości. Chciała być na niego za to wściekła i go nienawidzić. Ale w głębi duszy miała tylko żal do siebie o to, że na tamten jeden moment pokazała swoje prawdziwe wnętrze. Uderzenie serca, mrugnięcie oka, ale jednak. Tylko udowodniła, że nie jest w zupełności taką zimną i obojętną kocicą, na jaką się wykreowała. Zastanawiała się, czy już wcześniej kocur miał co do tego wątpliwości.
***
Pierwszy księżyc szkolenia. Spędzanie czasu z kocurem okazało się katorgą. Dla niektórych był pewnie wesołym, optymistycznym i nieco zadziornym promyczkiem szczęścia, ale dla niej był po prostu utrapieniem. Tłumaczenie po kilka razy, dlaczego musi zrobić coś akurat tak, a nie inaczej… Jego ciągłe zagadywanie, śmianie się, czasami bez powodu. Normalnie w życiu nie pomyślałaby, że są ze sobą spokrewnieni. Próbowała spławić go parę razy podczas treningu, ale kocur zawsze wracał. I zawsze miał coś nowego do powiedzenia. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek pewne granice jej wytrzymałości na tego „uroczego słodziaka” zostaną przekroczone i po prostu zdzieli go łapą po pysku.
- Trzeba ćwiczyć wspinaczkę. A gdybym wszedł tam wysoko? - kocurek zaśmiał się wesoło, puchatym ogonem wskazując na najwyższą gałąź. Jego brązowe oczy błysnęły figlarnie.
To byś spadł, gówniarzu. I miałabym cię z głowy.
- Wystarczy na dzisiaj. Myślisz, że nie mam innych rzeczy do roboty? - zapytała, czując dziwny ucisk w mięśniach. Uczeń dawał jej solidny wycisk.
Wilcza Łapa. Jej uczeń. Podczas ich krótkiego dotychczas treningu, nie wspomniała mu o Klanie Gwiazdy ani razu. Uznała, że po prostu nauczy go jak polować i walczyć. Po co mu wątpliwości i roztrząsanie kwestii wiary w Gwiezdnych? I tak prędzej czy później ktoś mu o nich powie. A może już to zrobił? Jeśli Wilcza Łapa zechce, to może wierzyć w te bajki. Ale ona nie miała zamiaru maczać w tym pazurów.
- W sumie to możesz jeszcze zapolować. Ostatni raz. Będę cię obserwowała - powiedziała sucho. Było to oczywiście kłamstwo. Chciała zostać sama, wędrować po lesie ze swoimi myślami i zmartwieniami. Wilcza Łapa… Tylko by jej przeszkadzał. Brat Złotej Łapy kiwnął głową i po chwili zniknął w gęstym poszyciu.
Co kierowało przywódcą, że spośród tylu kotów, wybrał akurat ją? Nie była wcale wyjątkowa. Gdyby nagle jej zabrakło, Wróblowa Gwiazda znalazłby kogoś innego. Poza tym, jeśli ktokolwiek myślał, że szkolenie sprawiało jej przyjemność, to tkwił w dużym błędzie. Do Północnego Mrozu dochodziło powoli, że przywódca się pomylił. Nie nadawała się do tego, ale zaciśnie zęby i doprowadzi ten trening do końca. No chyba, że wcześniej wyzionie ducha, słuchając wiecznego trajkotu złotego kocura.
Usiadła nad wartkim strumieniem oddzielającym tereny Klifiaków i Wilczaków. Zanurzyła obolałe łapy do połowy, wpatrując się w swoje zniekształcone odbicie. Liczne wędrówki i samotne spacery wzmocniły jej łapy, ale Wilcza Łapa sprawił, że była zmęczona psychicznie i fizycznie.
Ciekawe, czy strumień był głęboki? Wizja bycia ukołysaną do wiecznego snu była całkiem kusząca. Chwila bólu, strachu i nie będzie czuła nic. Radości, smutków, zmartwień. W momencie, w którym urwie się jej ostatni oddech, nie będzie już nic czuła. W głowie zawirowało jej od różnych wspomnień. Ciepłe futro matki przez kilka uderzeń serca, potem księżyce samotności wśród innych kotów, mianowanie. Księżyce cierpienia z powodu dwójki lekkomyślnych uczniów, którzy sprowadzili ją na ten świat. A gdyby tak to wszystko zakończyć, tu i teraz…?
- Północny Mrozie? - usłyszała za sobą. I dopiero teraz zauważyła, że balansowała na krawędzi. Odwróciła się gwałtownie, a spojrzenie jej brązowych oczu spotkało się ze spojrzeniem niebieskich oczu przywódcy Klanu Wilka. Co on tu robił? Zadrżała.
Powoli podeszła do kocura. Ostatnie, na co miała ochotę, to robić przed nim przedstawienie. Zignorowała fakt, że jej oczy stały się po raz pierwszy niepokojąco wilgotne. Coś w niej pękło. Oczy były tego jedyną oznaką, resztę uczuć kocica twardo zatrzymała w sobie i nie pozwoliła im ujrzeć światła dziennego.
- Myślisz… Myślisz, że gdyby Sarnia Łapa żyła, traktowałaby mnie jak swoje dziecko? Pokochałaby mnie? - zapytała swoim normalnym, chłodnym głosem. I chociaż jej oczy były tylko leciutko wilgotne, to serce naprawdę płakało.
<Wróblowa Gwiazdo? Wybacz, że tak mało tu twojej postaci, naprawdę nie wiedziałam, jak zareaguje :C>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz