Niepewnie poruszała puchatą końcówką ogona, żwawo krocząc przez las z grupą wojowników. To nie tak, że nie lubiła patrolów granicznych – wręcz przeciwnie! Cieszyła się z okazji przebywania w kojącym cieniu rzucanym przez iglaste drzewa, szczególnie gdy na moment oddalała się od mentorki, by w spokoju przyglądać się leśnym istotkom. Nie potrafiła odgonić od siebie natłoku myśli na temat wspaniałości i różnorodności otaczającej ją na każdym kroku, lecz za każdym razem, chcąc podzielić się swoimi rozważaniami z drugim kotem, dziwny stres jeżył białą sierść na grzbiecie i koteczka gubiła słowa. Jednakże w głębi duszy doceniała nawet najmniejszy listek, który przypadkowo zawirował przed nią w powietrzu, maleńką biedronkę zwisającą na źdźble trawy, a nawet skrzeczący śpiew młodych piskląt roznoszący się w leśnej ciszy.
Westchnęła, zwracając na siebie uwagę Wieczornikowej Łapy podskakującej obok niej. Żółtooka w niemym wyrazie zapytania uniosła brewki, czekając na reakcje ze strony niebieskiej, lecz starsza uczennica jedynie przyjaźnie trzepnęła ją w ucho.
— Kiedyś naprawdę stracisz głowę w tych chmurach, wiesz? Jeśli ciągle będziesz tak odlatywać, to nigdy nie zostaniesz tak wspaniałą wojowniczką jak ja! — Pręguska z dumą wypięła do przodu białą pierś, rzucając vance przelotne spojrzenie i szybko odbiegła w stronę swojej mentorki.
— Jeszcze nawet nie zostałaś mianowana — mruknęła pod nosem Chrobotkowa Łapa, lecz miauknięcie było niemalże bezgłośne w porównaniu do szumiących w oddali liści. Mimo faktu, iż niebieska kotka już dawno zniknęła wśród wysokich pni, na łaciatej mordce pojawił się niewielki uśmiech. Doceniała fakt, iż Wieczornik zwróciła na nią uwagę, ale wcale nie przeszkadzało jej przebywanie we własnym towarzystwie.
Gdy pozostawała w pojedynkę ze sobą, nie musiała skrywać żadnych myśli ani stresować się niezrozumieniem przez otoczenie. Mogła radośnie adorować maleńki świat, który zdążyła sobie na chwilę obecną wykreować i być sobą w każdym tego słowa znaczeniu. Bo należy wspomnieć, że Chrobotek nigdy nie odczuwała pragnienia grania głównej bohaterki w życiowym spektaklu. Nigdy nie potrzebowała, by wszystkie światła skierowane były na śnieżne łapki w oczekiwaniu na podjęcie ważnej decyzji, mającej wpłynąć na wszystkie znane jej koty. Nigdy nie chciała być znana i rozpoznawalna.
Z wielką przyjemnością skrywała się w małomównej skorupie, skąd wygodnie mogła pomagać innym w stawaniu się potężnymi wojownikami czy rozwiązywaniu problemów. Cieszyła się, gdy jako zapłatę za dobrą radę otrzymała ciepły uśmiech i nigdy nie zdecydowałaby się z własnej woli na zmianę własnej postawy.
Niespodziewanie jej pyszczek zderzył się z twardą korą drzewa, powodując ocknięcie się z przyjemnej zadumy kotki. Pospiesznie przejechała językiem po białym futerku, wygładzając zmierzwione kosmyki, by następnie szybkimi susami odnaleźć resztę patrolu. Ku jej uldze w miarę krótkim czasie stanęła na tyle grupy składającej się z wojowników, którzy przyzwyczajeni do jej małomówności, nie odezwali się słowem.
Chrobotkowej Łapie to nie przeszkadzało. Ani trochę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz