Wróblowa Gwiazda go zdziwił. Jak nigdy dotąd. Nie potrafił zrozumieć procesu myślowego zachodzącego w głowie młodego lidera Klanu Wilka. Wojownik rozumiał, że brak ogona wykluczał sporo obowiązków jak polowanie czy intensywny atak podczas jakiejś wojenki.
Musiał pilnować wejścia do żłobka. Do tego cholernego miejsca dla gówniaków, drących się niemiłosiernie. Cały okrągły dzień, od porannego posiłku do zachodu słońca. Co, królowe poszły puszczać bąki na oślej łączce i zostawił swoje małe cholery same ze sobą?
Płowy, w ramach reakcji na zadanie od lidera, tylko przewrócił oczami i rzucił siarczystą kurwą. Do końca swojego życia potraci zmysły, a jako pierwszy poleci słuch.
Podkulił uszy po sobie, słysząc piskliwe miauczenia dzieci. Cholera jasna, jednak dobrze, że nie wychowywał swoich córek. Dostałby prędzej pierdolca, niż poczułby jakiś zew instynktu ojcowskiego.
Przynajmniej mógł zająć się sobą, bo żaden gowniak nie zbliżał się nawet na milimetr do wyjścia z dzieciarni. Umył się dokładnie, zmienił pozycję ze sto razy, leżąc, siedząc, nawet stojąc. Zamykał i otwierał oczy. Urządził sobie konkurs na najdłuższej wstrzymany oddech, w którym oczywiście zwyciężył jako jedyny uczestnik. Policzył leżące niedaleko kamienie, podsłuchał najnowsze i najświeższe plotki klanowe.
I się nudził. Potwornie nudził.
Syknął na jakąś cholerę, która pokazała mu środkowy pazur i krzyknęła coś w stylu: "Ale masz grube dupsko!".
- Pieprz się - odwarknął w odpowiedzi Świtająca Maska. Już chciał podejść do tej wkurzającej kotki, gdy zobaczył czarne kociątko przy wejściu do żłobka. Westchnął ciężko. - Pewnie... - mruknął pod nosem poirytowany.
Spojrzał na małą. Cholera, poznawał ją. Córka Borsuczego Kroku, drugim jej bachorem był bury syn. Zacisnął zęby. Jak kotka cokolwiek piśnie jego dawnej uczennicy, to tak jej przyłoży...
- Co tu robisz? Dzieciaki mają siedzieć tam. - Wskazał kotce ogonem wnętrze żłobka. - Patrz, masz tam kolegów czy koleżanki, chuj mnie to obchodzi - miauknął płowy.
- Chuj - powtórzyła przekleństwo czarna.
Kocur od razu chwycił ją za kark i kilka razy potrząsnął. Jasna cholera, teraz dzieciak pochwali się matce, czego to ona się nie nauczyła! Borsuk tak mu wleje... Nie, żeby obawiał się burej, lecz nadal był winien jej przysługa za pomoc przy ogarnięciu Nocnej Łapy podczas niewoli.
Wszedł do żłobka i postawił kotkę na ziemi. Puścił ją, by mogła zderzyć się kuprem z ziemią.
- Posłuchaj mnie. Masz nie powtarzać NIKOMU tego słowa, rozumiesz? - zapytał się, patrząc prosto w oczy kociaka.
- Chuj - powtórzyła przekleństwo czarna.
- Cicho! Jak się dowiem, że mówisz to komukolwiek, szczególnie matce, to obiecuję ci, dam... Dam ci mocnego klapsa - miauknął Świtająca Maska. Eh, kiepski z niego opiekun.
Musiał pilnować wejścia do żłobka. Do tego cholernego miejsca dla gówniaków, drących się niemiłosiernie. Cały okrągły dzień, od porannego posiłku do zachodu słońca. Co, królowe poszły puszczać bąki na oślej łączce i zostawił swoje małe cholery same ze sobą?
Płowy, w ramach reakcji na zadanie od lidera, tylko przewrócił oczami i rzucił siarczystą kurwą. Do końca swojego życia potraci zmysły, a jako pierwszy poleci słuch.
Podkulił uszy po sobie, słysząc piskliwe miauczenia dzieci. Cholera jasna, jednak dobrze, że nie wychowywał swoich córek. Dostałby prędzej pierdolca, niż poczułby jakiś zew instynktu ojcowskiego.
Przynajmniej mógł zająć się sobą, bo żaden gowniak nie zbliżał się nawet na milimetr do wyjścia z dzieciarni. Umył się dokładnie, zmienił pozycję ze sto razy, leżąc, siedząc, nawet stojąc. Zamykał i otwierał oczy. Urządził sobie konkurs na najdłuższej wstrzymany oddech, w którym oczywiście zwyciężył jako jedyny uczestnik. Policzył leżące niedaleko kamienie, podsłuchał najnowsze i najświeższe plotki klanowe.
I się nudził. Potwornie nudził.
Syknął na jakąś cholerę, która pokazała mu środkowy pazur i krzyknęła coś w stylu: "Ale masz grube dupsko!".
- Pieprz się - odwarknął w odpowiedzi Świtająca Maska. Już chciał podejść do tej wkurzającej kotki, gdy zobaczył czarne kociątko przy wejściu do żłobka. Westchnął ciężko. - Pewnie... - mruknął pod nosem poirytowany.
Spojrzał na małą. Cholera, poznawał ją. Córka Borsuczego Kroku, drugim jej bachorem był bury syn. Zacisnął zęby. Jak kotka cokolwiek piśnie jego dawnej uczennicy, to tak jej przyłoży...
- Co tu robisz? Dzieciaki mają siedzieć tam. - Wskazał kotce ogonem wnętrze żłobka. - Patrz, masz tam kolegów czy koleżanki, chuj mnie to obchodzi - miauknął płowy.
- Chuj - powtórzyła przekleństwo czarna.
Kocur od razu chwycił ją za kark i kilka razy potrząsnął. Jasna cholera, teraz dzieciak pochwali się matce, czego to ona się nie nauczyła! Borsuk tak mu wleje... Nie, żeby obawiał się burej, lecz nadal był winien jej przysługa za pomoc przy ogarnięciu Nocnej Łapy podczas niewoli.
Wszedł do żłobka i postawił kotkę na ziemi. Puścił ją, by mogła zderzyć się kuprem z ziemią.
- Posłuchaj mnie. Masz nie powtarzać NIKOMU tego słowa, rozumiesz? - zapytał się, patrząc prosto w oczy kociaka.
- Chuj - powtórzyła przekleństwo czarna.
- Cicho! Jak się dowiem, że mówisz to komukolwiek, szczególnie matce, to obiecuję ci, dam... Dam ci mocnego klapsa - miauknął Świtająca Maska. Eh, kiepski z niego opiekun.
<Skało?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz