Spojrzał na rudzielca, który zareagował dosyć nerwowo na pytanie o dzieciach. W tamtym momencie płowy cieszył się, że nie reagował aż tak nerwowo na wszelkie zapytania odnośnie dużej ilości czasu, spędzanego z Nocą, jego Nocą, jedyną córką, którą był w stanie widzieć na własne oczy.
- Już, już, spokojnie. Przecież nic się nie stało... - miauknął w odpowiedzi zbity z tropu Świtająca Maska. Westchnął cicho. Leszczynowa Bryza zmienił się, a morskooki widział w nim jeszcze tego ultra nieśmiałego ziomeczka.
Cóż, świat się zmieniał. Niedawno siedział całe dnie znudzony w żłobku, by następnie przejść szkolenie na wojownika i chadzać na nielegalne spotkania z Konwaliowym Sercem. Na myśl o przeuroczym spojrzeniu kotki coś zabiło szybciej w jego wnętrzu. - Muszę już iść. Mam... Trochę rzeczy do zrobienia z kuzynem u medyków - powiedział do Leszczynowej Bryzy.
Wstał i udał się do nieco odosobnionego miejsca w obozie. Tam usiadł, zamknął oczy i podniósł głowę, chcąc czuć lepiej zapachy lasu. Wyczuwał w nim również słabą woń ziół, tak znaną swojemu umysłowi.
***
Znalazł pióro dzięcioła pod kamieniem, blisko starego legowiska w miejscu odpoczynku wojowników. Obwąchał je, chcąc się przekonać, czy to ten prezent, ten konkretny podarowany kiedyś przez Leszczynową Bryzę.
W cholerę dawno nie widział tego wiecznie rozdrganego emocjonalnie kocura. Może mógł nazwać go przyjacielem, ale... Jakoś nigdy nie potrafił się przemóc, by miauknąć to na głos.
Od czasów niewoli Stwórcy i jego kompanów z Klanu Klifu nie widział rudego. Uciekł w kierunku, nieznanym płowemu. Czy Świt czuł żal czy smutek? Sam nie potrafił tego określić. Każda emocja kończyła w pustce i zmieniała się w zwykły gniew i impulsywność. Kocur żył, nie myśląc o synu Iglastego Krzewu.
Aż do momentu znalezienia pióra dzięcioła.
Pokręcił głową. Nie, nie mógł kierować się zbędnymi sentymentami. Każda oznaka słabości mogła na powrót uczynić z niego naiwnego skurczybyka, gnającego za nierealnymi pragnieniami.
Wziął pióro do pyska i zakopał je przy wyjściu z legowisko.
- Może się kiedyś spotkamy - mruknął pod nosem, porzucając myślenie o rudzielcu.
Oddalił się, idąc na nocny spoczynek.
- Już, już, spokojnie. Przecież nic się nie stało... - miauknął w odpowiedzi zbity z tropu Świtająca Maska. Westchnął cicho. Leszczynowa Bryza zmienił się, a morskooki widział w nim jeszcze tego ultra nieśmiałego ziomeczka.
Cóż, świat się zmieniał. Niedawno siedział całe dnie znudzony w żłobku, by następnie przejść szkolenie na wojownika i chadzać na nielegalne spotkania z Konwaliowym Sercem. Na myśl o przeuroczym spojrzeniu kotki coś zabiło szybciej w jego wnętrzu. - Muszę już iść. Mam... Trochę rzeczy do zrobienia z kuzynem u medyków - powiedział do Leszczynowej Bryzy.
Wstał i udał się do nieco odosobnionego miejsca w obozie. Tam usiadł, zamknął oczy i podniósł głowę, chcąc czuć lepiej zapachy lasu. Wyczuwał w nim również słabą woń ziół, tak znaną swojemu umysłowi.
***
Znalazł pióro dzięcioła pod kamieniem, blisko starego legowiska w miejscu odpoczynku wojowników. Obwąchał je, chcąc się przekonać, czy to ten prezent, ten konkretny podarowany kiedyś przez Leszczynową Bryzę.
W cholerę dawno nie widział tego wiecznie rozdrganego emocjonalnie kocura. Może mógł nazwać go przyjacielem, ale... Jakoś nigdy nie potrafił się przemóc, by miauknąć to na głos.
Od czasów niewoli Stwórcy i jego kompanów z Klanu Klifu nie widział rudego. Uciekł w kierunku, nieznanym płowemu. Czy Świt czuł żal czy smutek? Sam nie potrafił tego określić. Każda emocja kończyła w pustce i zmieniała się w zwykły gniew i impulsywność. Kocur żył, nie myśląc o synu Iglastego Krzewu.
Aż do momentu znalezienia pióra dzięcioła.
Pokręcił głową. Nie, nie mógł kierować się zbędnymi sentymentami. Każda oznaka słabości mogła na powrót uczynić z niego naiwnego skurczybyka, gnającego za nierealnymi pragnieniami.
Wziął pióro do pyska i zakopał je przy wyjściu z legowisko.
- Może się kiedyś spotkamy - mruknął pod nosem, porzucając myślenie o rudzielcu.
Oddalił się, idąc na nocny spoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz