Nie było co ukrywać – ten dzień był wyjątkowo pełen wrażeń i wydarzeń. Wciąż czuła na karku zęby rudej, szarpiące jej futerko. Nieszczęsne upokorzenie po błotnej kąpieli także tkwiło we wspomnieniach i niestety będzie się jej pewno trzymać przez dosyć długi okres czasu. Nie znała nawet konsekwencji spowodowanych brakiem oddechu i nałykaniem się brudnej wody. Pisząc wtedy i wiercąc się, przejmowała się jedynie własnym nie do rozwinięciem, przez które nie była w stanie się obronić i zaprezentować swe koślawe umiejętności bitewne. Porażka to jedyne, co ją dobijało w tym momencie. Nie czuła nawet żalu do wojowniczki, a jedynie zdenerwowała się na siebie za własną nieporadność. Choć w zwyczaju miała obwiniać za wszystko innych, to na swój autorytet nie mogła się denerwować. W końcu, jej obecność traktowała jako dar od tych dziwnych kotów z nieba, do których to odzywali się dorośli, w szczególności ci nawiedzeni. Czyżby i ona powinna się kiedyś do nich zwrócić i podziękować za to, że żyje w tych samych czasach co jej idolka? I w dodatku w tym samym klanie, Skała to serio miała szczęście!
Lubiła jej sadystyczne podejście, a przy tym tą zawziętość w czynach. Uraziła się dopiero, gdy wojowniczka zaczęła się aż nadto rządzić i wręcz próbowała ją wykorzystać do zwykłych zajęć, z którymi z pewnością sama by sobie dała radę. Czarna obawiała się, iż w takim tempie ta się rozleniwi i stoczy się na dno, to też postanowiła zadbać o to, aby jednak nie robić za nią wielu rzeczy. Ot, taka troska w zamian za te treningi.
Kiedy dostała polecenie przyniesienia jej zwierzyny ze stosu, wpierw chciała się sprzeciwić, jednak słysząc rady co do wyboru najlepszego okazu, uznała to za pożyteczną informację, za którą mogła się poświęcić. Podbiegła do stosiku i długo przyglądała się nawrzucanym istotkom. Dopiero po chwili jej wzrok zawiesił się na brązowym, tłustym zającu, tkwiącym niemalże na samej górze zbioru. Główną uwagę kociaka zdobyło to, iż wciąż z boku ciekła z niego świeża, czerwona krew. Dostanie się po niego mogło być dla niej sporym wyzwaniem, jednak wiedziała, iż to najlepszy wybór z tej całej gromady, a Płomień zasługuje na najlepsze. Zaczęła podskakiwać, starając się chapsnąć ucho zwłok, lecz za każdym razem brakowało jej zaledwie skrawka odległości. Rozejrzała się i dostrzegła niewielki głaz, który była w stanie podsunąć bliżej. Z niego, stając na tylnych łapach, mogła dosięgnąć swojego celu. Pociągnęła je do siebie, a to wręcz spadło na nią i zmiażdżyło ją na moment do ziemi. Zając był niemalże dwukrotnie większy i chwilę jej zajęło, nim wyczłapała się spod tego ciężaru. Kolejnym problemem okazało się przeciągnięcie tego aż do rudej, która wydawała się trochę zniecierpliwiona ze swojego miejsca. Czarna spięła mięśnie i ostrym szarpnięciem zaczęła sunąć do swego autorytetu, ciągnąc po piachu nieprzyjemnie pachnące zwłoki. W pewnym momencie poczuła czyjś oddech na grzbiecie, a kiedy odwróciła się, starsza ulitowała się nad nią i podniosła zdobycz w pyszczek. Wróciła na ubocze, przywołując do siebie kocię machnięciem ogona. Skała podskoczyła zadowolona w miejscu, po czym popędziła do rudej.
- Następnym razem nie bierz czegoś tak dużego, bo nie dasz rady przenieść – miauknęła w jej stronę, kiedy ta znalazła się przy niej. Czarna skrzywiła się i wyjaśniła swój wybór, jednocześnie przypatrując się kapiącej krwi i zadowoleniu na mordce kotki. Prawdopodobnie jest to posiłek prawdziwego wojownika.
- Tież biędię miusiała tio jieść, jiak dolosnę? – spytała, wciąż bacznie obserwując rudą.
- Nie musisz - odparła. - Możesz żreć trawę, ale wiele z niej nie ma pożytku.
Kocię obróciło się i spojrzało na zieleń, porastającą ziemię. Kojarzyło jej się to z tymi wszystkimi ziołami przeznaczonymi dla medyków. I choć czasem czuła zainteresowanie tym, to powtarzała sobie uporczywie, iż przecież prawdziwy wojownik nie bawi się w kwiatkach, to i ona musi olewać ten temat. Pokręciła tylko przecząco główką, a potem tylko w ciszy obserwowała z podziwem Płomień. Co jakiś czas kiwała się, aby nie zdrętwieć od tego bezruchu.
- Chcesz czy nie? Bo zaniosę to komuś innemu. Mięso nie może się marnować. - Oznajmiła beznamiętnie. Czarna na moment spojrzała w skupieniu w posiłek, lecz potem tylko pokiwała przecząco główką.
- Ni chcię, alie dziekiuję, zie pytiasz! – miauknęła, zadowolona z tego faktu. Jasne, pragnęła być już dorosła, ale póki może zadawalać się dobrym smakiem mleka, to z tego korzysta. Ruda prychnęła, a potem wstała i oznajmiła, iż zaraz wróci, więc niech czeka na nią na swojej „tłustej dupie”. Zabrała zająca i poszła gdzieś, a Skała przysiadła mocniej na swych czterech literach, nie mogąc się doczekać dalej spędzanego czasu z autorytetem.
No cóż, jej niedoczekanie.
- Co ty znowu robisz poza żłobkiem? – usłyszała za sobą ostre warknięcie i obróciła się w jego kierunku. Ogromna Borsuk stała za nią, patrząc na nią z irytacją w oczach – Ile ty jeszcze problemów będziesz sprawiać? – warknęła.
- Ciekam nia mioją idiolkę! – rzuciła radośnie, zastanawiając się, czy jej matka zna Płomień i czy będzie dumna z wyboru swojej córki. Póki co jej bura nie akceptowała większości jej pomysłów, ale może teraz.
- Skąd znasz to słowo? – burknęła dorosła.
- Któle? – Skała nie bardzo wiedziała, co powiedziała nie tak.
- Dobrze wiesz, które! Te „idiotka” – westchnęła zdenerwowana.
- Piowiedziałam idiolka! – mruknęła, oburzona brakiem zrozumienia. Nie wiedziała, co oznacza wypowiedziany przez Borsuczy Krok wyraz, ale cóż było złego w „idolka”? Może ma to jakiś ukryty przekaz? Zastępczyni tylko prychnęła coś pod nosem i chwyciła córkę za kark, niosąc ją na powrót do żłobka. Czarna miotała się, wiedząc, że Płomień ją wyśmieje za to, że zniknęła. Zdenerwowała się na matkę, która właśnie zniszczyła jej jeden z najlepszych, pierwszych dni życia!
***************
Borsuczy Krok przez następny okres czasu starała się ją pilnować, przez co prawie że w ogóle nie mogła opuszczać żłobka, tkwiąc ciągle na celowniku matki. A każdy dzień bez Płomień, był tym straconym. Pewnego wieczoru udało jej się wymsknąć z leża i zastała gwarnie opuszczający obóz klan. Jak się okazało, szli na jakieś zgromadzenie, na którym spotykali się z innymi kotami i prawdopodobnie się kłócili, albo sobie po prostu rozmawiali. Natomiast jej idolka tkwiła wtedy na uboczu. I w ten o to sposób, wszystko skończyło się dla Skały lepiej, niż przewidywała. Tyle rozmów i wspólnie spędzonego czasu… Choć jej głównym marzeniem było zostanie prawdziwą wojowniczką, to spędzanie wielu chwil z Płomień było na drugim miejscu. I właśnie jej się to udało.
Ruda nawet dotknęła jej futerko! Postanowiła teraz o nie trochę bardziej dbać, choć wiedziała, iż nigdy nie będzie takie ładne jak u starszej wojowniczki. Na noc niestety musiała wrócić do kociarni i iść spać, jednak nie przeszkadzało jej to wyrwać się stamtąd kolejnego ranka. Ulubioną kotkę odnalazła wylegującą się w promieniach słońca, a ruda sierść pięknie mieniła się w blasku promieni tej żółtej kuli na niebie. Skała odważnie przycupnęła blisko wojowniczki.
- Cio lobisz? – miauknęła zainteresowana, już nie mogąc pozbierać się z radości, iż znowu jest obok niej. - Biędziemy dzisiaj lozmawiać? – lekko się rozmarzyła – Albio niauczysz mnie ciegoś? – spytała, pełna nadziei.
Spokojny ranek rudej zakłóciła czarna kula mięcha. Płomień nie była może w najgorszym nastroju, jednak też w nie najlepszym. Głównie przez zgromadzenie, na którym nie była. Machnęła zirytowana ogonem na to wspomnienie.
- Rozmawiać? - prychnęła. - Muszę iść na polowanie. Nie mam czasu na rozmowy.- nie mówiła już, że nie chciała z nią gadać, bo jeszcze Borsuk usłyszy.
- Oh... - miauknęła zawiedziona - A ilie biędziesz nią tym piolowaniu? - spytała, z nadzieją, iż jeszcze ją dzisiaj spotka. Bycie kociakiem wydawało się szczególnie upierdliwe w kwestii tych wszystkich ograniczeń. Teoretycznie nawet nie mogła wychodzić ze żłobka, a co dopiero z obozu! W jej opinii to wszystko nie miało sensu.
Podniosła się i przeciągnęła długie łapy. Zastrzygła uchem, słysząc pytanie kociaka.
- Nie wiem ile. - Burknęła. - Każ wiewiórkom samym wpaść mi do pyska, to szybciej wrócę.
Ah, ten piękny sarkazm. Żałowała, że kociak go nie wyłapie i pewnie zaraz walnie jakimś głupim tekstem. Poza tym, Płomień lubiła polowania, ale fakt, że dzisiaj szła z Huraganową Łapą ją zniechęcał. Nie cierpiała typa, a musiała znosić go podczas wypraw za obóz. Zazwyczaj po prostu się odłączała i polowała sama.
- A ni przyciągia ich tien twiój uriok osiobisty? - spytała zaskoczona. Czyżby działało to jedynie na inne koty, a ta cała zwierzyna była na to odporna? Zmieszana spoglądała na kotkę, zawieszając wzrok na jej pięknym futerku.
Skrzywiła pysk. Jakże by chciała, żeby zwierzyna też tak ładnie do niej przychodziła, jak te wkurwiające bachory! Wciągnęła powietrze, widząc nieopodal zbierającą się grupę na polowanie. Będzie musiała niedługo co nich iść.
- Nasze żarcie jest mądrzejsze, niż myślisz - miauknęła, przewracając oczami. - Nie zwraca uwagi na Twój wygląd, tylko na to jak do niego podchodzisz. Jak jesteś tłustym grubasem to ucieknie ci sprzed ryja.
Skała westchnęła, zdając sobie sprawę, że wczorajsza miła Płomień to znowu ta ruda wredota.
- Ti piewnie i tiak upiolujiesz niajwięcej - stwierdziła z lekką ekscytacją - Bio jieśtieś niajliepsza! - dodała i obróciła się, spoglądając z niechęcią na żłobek. Najwyraźniej będzie musiała tam wrócić i zaatakuje rudą dopiero po jej powrocie.
Ruda machnęła ogonem, przebierając łapami w miejscu.
- Ta - rzuciła. - Wracaj do matki, bo jak cię tu zobaczy, to ja będę miała wpieprz a nie ty.
Po tych słowach odwróciła się i poszła z grymasem na pysku co kotów, wychodzących na polowanie. Czarna nie opuściła swojego miejsca przez dłuższy czas. Przypatrywała się, jak wojowniczka dołącza do reszty i razem z nimi odchodzi w stronę lasu. Skała wyprostowała się i nie spuściła z niej wzroku, dopóki ta nie zniknęła za drzewami. Westchnęła, żałując, że jest jeszcze taka młoda i potrzebuje tyle czasu do dorosłości. Zrezygnowana po pewnym czasie wróciła do kociarni. Przysiadła jednak w przejściu, mając widok na punkt, w którym ostatnio widziała Płomień. No cóż, poczeka na nią grzecznie.
<Płomień? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz