Uśmiechnął się pod nosem, gdy Zimorodek dreptał w jego stronę. Czyli ten palant na coś jednak się przydał. Kocur zastanawiał się tylko, jak wcisnąć temu baranowi kit, żeby się od niego odwalił. No i przede wszystkim co mu powiedzieć? Zastanowił się, mógłby kazać mu zeżreć ropuchę czy ptasie łajno. Na samą tą myśl jego żołądek wywrócił się do góry nogami a on sam nie rzygnął.
— Załatwione! Nie musisz iść na patrol. To teraz pooookaż!
Wywrócił ślepiami, słysząc zwodzenie brata, mimo wszystko skinął mu łbem, po czym skierował kroki w stronę wyjścia z obozu. Niebieski kocur podążał za nim, stawiając ciężkie, głośne kroki co wywołało niezadowolenie na pysku wojownika. Chodził jak cholerny czołg. Czy serio musiał robić taki hałas?
— Tooo... kiedy?
— Sza!
Wywrócił ślepiami, słysząc zwodzenie brata, mimo wszystko skinął mu łbem, po czym skierował kroki w stronę wyjścia z obozu. Niebieski kocur podążał za nim, stawiając ciężkie, głośne kroki co wywołało niezadowolenie na pysku wojownika. Chodził jak cholerny czołg. Czy serio musiał robić taki hałas?
— Tooo... kiedy?
— Sza!
Syknął ukazując zęby, po czym wznowił marsz. Wolał znaleźć się jak najdalej obozu. Ostatnie czego chciał to to, żeby spieprzono mu reputację przez jego brata idiotę. Kocur stęknął coś pod nosem ale wiernie podążył za Sroczkiem, aż nie znaleźli się przy lasku, na granicy z klanem nocy.
Wziął głęboki wdech, czując zatęchły swąd ryb, po czym ominął świerk oraz kilka krzewów, znikając w gęstwinie.
— Sprawa jest prosta. Łapiesz zębami za kark, a później przechodzisz do rzeczy — miauknął krótko, zatrzymując się obok pieńka porośniętego mchem. Zimorodek przekrzywił ten swój durny łeb, wlepiając w wojownika wielkie gały. Omszony prychnął pod nosem — Co? Za szybko i móżdżek nie nadąża? — warknął, nawet nie kryjąc irytacji, uderzał ogonem o ziemię, oczekując odpowiezi.
— Nie, nie — niebieski pokręcił pospiesznie głową, marszcząc brwi — Aleeee... to wszystko? I miałeś pokazać! Nie mówić! — stęknął, tupiąc łapą o ziemię.
Oh przodkowie.
Wziął głęboki wdech, czując zatęchły swąd ryb, po czym ominął świerk oraz kilka krzewów, znikając w gęstwinie.
— Sprawa jest prosta. Łapiesz zębami za kark, a później przechodzisz do rzeczy — miauknął krótko, zatrzymując się obok pieńka porośniętego mchem. Zimorodek przekrzywił ten swój durny łeb, wlepiając w wojownika wielkie gały. Omszony prychnął pod nosem — Co? Za szybko i móżdżek nie nadąża? — warknął, nawet nie kryjąc irytacji, uderzał ogonem o ziemię, oczekując odpowiezi.
— Nie, nie — niebieski pokręcił pospiesznie głową, marszcząc brwi — Aleeee... to wszystko? I miałeś pokazać! Nie mówić! — stęknął, tupiąc łapą o ziemię.
Oh przodkowie.
— A czego się spodziewałeś? Smug światła i gratulacji duchów z klanu gwiazdy? — zakpił — Jak znajdziesz mi jakiegoś fra- Erghm... Znaczy się chętnego być obietkem ćwiczeń to spoko, pokażę. Póki co właź na ten pieniek okrakiem — mruknął, łbem wskazując coś, co kiedy było drzewem.
Zimorodek popatrzył na niego nieufnie, jednak wykonał polecenie brata.
— I co teraz?
— Teraz... — mruknął, podchodząc do niego, łapą przesunął po mchu, który pokrywał pniak — Łapiesz zębami. O tu, gdzieś powinien być kark — mówiąc to, nakreślił na roślinie punkt swoim pazurem — No i tyle. Tak się robi kocięta mysi móżdżku. Spodziewałeś się czegoś fajniejszego? — kocur liznął sterczące futerko na swojej klatce piersiowej, po czym zamruczał z lekka rozbawiony.
— A czy... czy z drzewem też można?
Omszona Mordka uniósł brew w zdziwieniu. On chyba sobie jaja robił.
— Ah, ależ oczywiście, że można! Nawet trzeba! — miauknął, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
Zimorodek popatrzył na niego nieufnie, jednak wykonał polecenie brata.
— I co teraz?
— Teraz... — mruknął, podchodząc do niego, łapą przesunął po mchu, który pokrywał pniak — Łapiesz zębami. O tu, gdzieś powinien być kark — mówiąc to, nakreślił na roślinie punkt swoim pazurem — No i tyle. Tak się robi kocięta mysi móżdżku. Spodziewałeś się czegoś fajniejszego? — kocur liznął sterczące futerko na swojej klatce piersiowej, po czym zamruczał z lekka rozbawiony.
— A czy... czy z drzewem też można?
Omszona Mordka uniósł brew w zdziwieniu. On chyba sobie jaja robił.
— Ah, ależ oczywiście, że można! Nawet trzeba! — miauknął, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
< Zimorodku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz