Pobudka Kurki nie należała do najprzyjemniejszych- z krainy snu wyrwał go starannie wymierzony (kocurek nie dał sobie wmówić, że to przypadek) kop w pysk od śpiącej Orzeszki.
Co prawda, rudy zawsze wstawał jakąś chwilę przed przebudzeniem reszty rodzeństwa, by doprowadzić się do stanu, w którym wszyscy będą wzdychali z podziwu na jego widok, ale tym razem pora była zdecydowanie za wczesna. Przeciągnął się z głośnym ziewnięciem i zabrał się do codziennego rytuału, polegającego na dokładnym posortowaniu sierści na poszczególne partie ciała, by podkreślały jego wdzięki; cudowne, duże biodra, mięśnie łap i oczywiście jego ogromne, zielone oczy, na które to z powodzeniem mógłby poderwać nawet największe ciacho w Klanie (ups, drugie w kolejności, bo to on oczywiście jest tym pierwszym). Następnym- równie ważnym- próba miauczenia, polegająca do sprawieniu, by jego głos brzmiał jak najbardziej głęboko i męsko, jak było to tylko możliwe. Został mu już tylko ostatni krok, dopełniający jego aparycję, jakim było zdobycie jaskra.
Dziarskim krokiem ruszył w stronę wyjścia, po raz ostatni oglądając się na śpiącą matkę (na pewno nie byłaby szczęśliwa, że opuszcza Żłobek bez jej pozwolenia), po czym wyszedł na zewnątrz.
Niewielkie skupisko kwiatów, rosnących tuż przed wejściem do katowni było jedynym miejscem, w które Kurka chodził bez lęku przed smokami, minotaurami, lub innymi mitycznymi stworami, królującymi w większości jego opowieści. Wrzosowa Polana już co raz częściej pozwalała wychodzić kociętom na zewnątrz, aczkolwiek arlekin niemal nigdy nie korzystał z tej propozycji i wymawiając się "typowymi sprawami takich bohaterów, jak on’’ zostawał wraz z Jabłuszkiem w środku. Gdy pozostali obrzucali się śniegiem, bądź tarzali się w trawie, on tymczasem grzał tyłek w Żłobku, wraz z kolegą, którym nie dało się nawet pogadać. Co prawda, był świadkiem, jak ta kupa futra, zwana Orzeszką, próbowała porozumieć się z synem Rzecznej Bryzy, ale zwykle kończyło się to jego gwałtownym odwrotem tuż za plecy matki. Mimo wszystko, wolał towarzystwo przestraszonego pointa niż rodzeństwa, zwłaszcza siostry. Zawsze, gdy opowiadał swoje życiowe historie, widział, jak liliowy mu się przygląda i nie było to politowanie czy znudzenie jak u pozostałych kociąt. Patrzył na niego z PODZIWEM. Było to dla niego na tyle nowe uczucie, że czasem sam siebie przyłapywał, że część jego opowieści była skierowana właśnie do starszego kolegi.
Kocurek pokręcił głową, próbując odgonić od siebie natrętne myśli o znajomym ze Żłobka. Wybrał najładniejszy z kwiatów (by pasował do idealnej reszty) i ruszył z powrotem w stronę wejścia.
-...on mnie nie ch-chciał- usłyszał głos wspomnianego wcześniej kocura
Zatrzymał się i schował za ścianą Żłobka, próbując usłyszeć dalszą część opowieści Jabłuszka. Po nim odezwała się Rzeczna Bryza i chociaż rudy z całej siły wytężał słuch, zdołał usłyszeć tylko jedno słowo. ‘’Kochający’’. Niemal natychmiast zdał sobie sprawę, co musiało to oznaczać. Point z pewnością próbował wyznać komuś swoje uczucie, a ten go odrzucił! Było to na tyle logiczne, że zrobiło mu się głupio, że nie domyślił się tego od razu. Momentalnie poczuł żal względem syna Rzecznej Bryzy. Mimo tego, że było on wiecznie zestresowany i raczej mało gadatliwy, nie dało się ukryć jego ewidentnych walorów; posiadał przepiękne, ogromne oczy koloru niebieskiego, sierść w dosyć niespotykanej barwie i całkiem urocze pędzelki na uszach, chociaż zaiste nie dorastał Kurkowi nawet do pięt. Może też znał sposób, żeby go pocieszyć. To już ustalone; zdobędzie serce tej małej kupy futra.
***
-Przemierzałem góry i doliny, wędrowałem dniem i nocą, by dojść do celu tajemnego- kontynuował opowieść Kurka, zerkając z zaciekawieniem w stronę Jabłuszka. Tym razem wyglądał na bardziej zamyślonego niż zwykle, więc rudy postanowił dodać trochę pikanterii do jego historii, by bardziej zainteresować pointa- wtedy rozległo się wycie wielkiego sobaki!- wykrzyknął, a liliowy poruszył się niespokojnie, wybudzony z transu. Kocurek uśmiechnął się sam do siebie. Misja wypełniona.
-Nikt Cię nie rozumie, Mysi Móżdżku!- burknęła Orzeszka, a rudy poczuł jak futro na jego grzbiecie gwałtownie się podnosi.
-W takim razie sami sobie gawędźcie!- prychnął w jej stronę, dumnym krokiem odchodząc od jego słuchaczy. Czuł się niezwykle ośmieszony przez to... lisie łąjno, jakim niezparzeczalnie była jego siostra. Musiał się jakoś zrehabilitować przed synem Rzecznej Bryzy. Odwrócił się więc na pięcie i ruszył w jego stronę. Stanął w rozkroku nad przerażonym takim obrotem spraw pointem, uśmiechając się przy tym figlarnie.
-Hej, Jabłuszko- zaczął, mrugając w jego stronę- Daj mi swe serduszko.
< Jabłuszko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz