Krzyki rozdzierające serce.
Nie takiej pobudki się spodziewała.
Nie takiego obrotu spraw.
Widok konającej Jemioły sprawił, że żołądek kotki podszedł do gardła. Nie umiała pojąć dlaczego to się dzieje, przecież robiła to, co kazał- Potrząsnęła głową, wpatrując się z przerażeniem w rudego kocura zaciskającego szczęki na gardle pointki. Ta wierzgając łapami wbiła pazury w jego ślipie.
Po obozie rozległ się kwik, wywabiający wszystkich członków klanu na zewnątrz.
Krzyk synów kotki zmroził krew w żyłach szylkretki. Czarne niczym noc ślepia błądziły w amoku po klifiakach, aż zatrzymały się na niej.
Dreszcz przeszedł po grzbiecie Iskrzącego Kroku od nosa po samą końcówkę ogona.
Demon, prawdziwy potwór nie lider.
Rudy przywódca nawet nie zwracał uwagi na lejącą się z jego poranionego ciała krew; po prostu szedł w jej kierunku oblizując pysk. Po zielonych tęczówkach nie pozostał żaden, nawet najmniejszy ślad, zamiast nich widać było tylko przerażającą czerń pogrążonego w szaleństwie kocura.
— Zimorodkowy Blask miał rację! To nie jest Miętowa Gwiazda tylko jakiś potwór! — wszędzie rozpozna ten głos. Barwinkowy Podmuch wyłonił się spomiędzy tłumu dysząc z wysiłku, jaki sprawiło mu wykonanie tych kilku kroków. Kocurowi było bliżej na tamten świat aniżeli do żywych jednak nadal stawał hardo w obronie domu...
Opętaniec warknął przeraźliwie, gdy zaczęły rozbrzmiewać kolejne głosy aprobaty dla słów starca.
— Nie... — szepnęła do siebie, gdy Lis rzucił się w stronę czarnego. Barwinek przybrał pozycję do walki, jednak dobrze wiedziała, że nie miał z nią szans. Szybko zerknęła na resztę kotów, będących w takim samym szoku co ona. Nie mogła pozwolić, żeby kolejny bliski jej sercu kot umarł... Nie po tym, co spotkało Kwaśnego...
Łapy same porwały ją do biegu, wbijając pazury w żwir, gdy z całej siły odepchnęła się od podłoża, wbijając kły w bok kocura. Ten straciwszy równowagę przekoziołkował razem ze szylkretką kilkanaście króliczych susów, uderzając o drzewo.
Pisnęła gdy coś trzasnęło w jej barku powodując przeszywający ból. Szok oraz zdezorientowanie przejęły nad nią władzę. Otępiała i ze zamglonym wzrokiem nie zauważyła nawet Olchy rzucającej się na Lisią Gwiazdę, gdy ten próbował ją zaatakować.
Ruda kotka złapała go za gardło szarpiąc.
Krew kapała na ziemię tworząc kałużę dookoła walczących kotów, które zbiły się w kulę pazurów oraz kłów. Modrzewiowa Kora widząc to wszystko rzucił się na pomoc ukochanej, łapiąc zdrajcę na ogon. Kocur warknął odwracając się z zamachem uderzając burego w pysk.
Iskrzący Krok podniosła się na drżących łapach. Żółte ślepia rozszerzyły się w przerażeniu, gdy ciało Olchy padło bezwładnie na ziemię. Jej kark był wykrzywiony nienaturalnie, z pyska oraz nosa popłynęła krew, brudząc i tak zmierzwione od walki futro...
— Olcha n- — trzask oraz krzyki Modrzewia zmieszały się w jedno, gdy jego czaszka została brutalnie roztrzaskana o kamień. Brązowe oko przeturlało się wprost pod łapy sprawcy.
Zapadła cisza, przerywana ciężkimi oddechami oraz piskami przerażenia. Każdy obserwował jak Lis bierze głęboki wdech zlizując z pyska krew a jego rany zasklepiają się, niczym jak za sprawą Klanu Gwiazdy.
— Dlaczego przodkowie nam nie chcą pomóc...? — Jelenia Łapa pisnął skryty między pozostałymi uczniami, zwracając na siebie uwagę oprawcy.
— Wasi cholerni przodkowie ZDECHLI! Rozumiecie?! Obróciliśmy ich w pył!
Klan Gwiazdy przepadł? To nie było możliwe, przecież... przecież Klan Gwiazdy nigdy w życiu by ich nie zostawił. Szczególnie teraz, na pastwę tego potwora, który na ich oczach sam się uleczył... Musieli się go pozbyć. Teraz, nim ktoś jeszcze nie zginął.
Kątem oka dostrzegła zachodzącą kocura od tyłu Rozżarzone Serce. Kotka co jakiś czas przystawała, gdy Lis rozglądał się po klifiakach, jakby szukał kolejnej ofiary. Barwinkowy Podmuch wyszedł na drżących łapach przed szereg, krzywiąc się z niewyobrażalnego bólu, zwrócił na siebie tym samym uwagę rudego, który w mgnieniu oka rzucił się na niego.
Widziała jedynie urywki walki, czarne futro Barwinka rzucone przez obóz i pozbawione życia, błysk kłów i pazurów Rozżarzonej, która pełna furii rzuciła się na zdrajcę, rozszarpując mu brzuch.
Wnętrzności wraz z czarną cieczą rozlały się po polanie obozu, lepka maź wsiąknęła w ziemię znikając zupełnie. Ciemne ślepia ponownie przybrały szkarłatną barwę, pysk lidera wykrzywił się w łagodnym uśmiechu. Jego usta poruszyły się w niemym "dziękuje", nim wziął ostatni wdech.
Świat zwolnił, jedynie myśl, że już po wszystkim dźwięczała w jej głowie.
* * *
Ocknęła się w legowisku medyka z umysłem cięższym aniżeli głaz. W uszach szumiało jej od głosów, które docierały zza wejścia do leża. Rzeczywistość ponownie zalała ją swoją goryczą, gdy Bluszczowe Pnącze położył przed nią zawiniątko z ziół. Jego mina... była ciężka do określenia, widać było na niej ulgę a jednocześnie skulone uszy wyrażały zmartwienie.
— Powinnaś o siebie bardziej zadbać... Szczególnie teraz... c-cóż... — skrzywił się, kiwając głową w jej kierunku. Kotka odruchowo spojrzała na jedno miejsce, przeklinając w duchu. Nie teraz, nie, nie, nie... Nie mogła być- Jakaż ona była durna!
— Przekażę klanowi, że potrzebujesz jeszcze odpoczynku tylko... kto będzie zastępcą? Księżyc już prawie wszedł na niebo.
— Jaśminowy Sen.
Na te słowa Bluszczowe Pnącze skinął głową, uśmiechając się z lekka pod wąsem, nim ruszył w kierunku wyjścia przekazać nowinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz