Rozkojarzenie towarzyszyło jej nieustanie od dnia, w którym własnymi
łapami pozbawiła życia Kroczącej Gwiazdy. Uświadomiła sobie wtedy, jak
bardzo zabijanie kotów nie leży w jej naturze. Uwielbiała walkę,
kochała, gdy krew ciekła z ciał przeciwników i sklejała ich sierść, a
ona mogła czuć dumę za dobrze zadany cios. Cieszył ją każdy zwycięski
pojedynek, niezależnie, czy po drugiej stronie miała kota młodego i
niedoświadczonego, czy też starca, znającego wszystkie możliwe
strategie, ale już niedołężnego do bójki z kimś tak przepełnionym
energią jak ona. Sprawiedliwość, choć ważna, łatwo była wypierana przez
poczucie satysfakcji.
Chciała spojrzeć dziś tylko przelotnie na grób matki, by zrozumieć w końcu, że postąpiła dobrze, uśmiercając ją. Dokonała najlepszego wyboru, jaki się dało, bowiem to jej brat miał teraz władzę, a ona w spokoju mogła prowadzić swoje życie tak, jak chciała od pierwszych, samodzielnych kroków. Z jednej strony była w końcu wyswobodzona od stresu, iż każdy jej ruch będzie oceniany przez znienawidzoną rodzicielkę.
Tylko czego tak właściwie się bała?
Krocząca Gwiazda, Borsuczy Krok czy też inaczej jej matka, nigdy nie zwracała na nią uwagi. Skalny Szczyt stanowiła tylko jedną z dwóch kulek, które wypluła z siebie bura. Pech chciał, że czarna nie była tym lepszym dzieckiem, godnym uwagi rodzica. Nie miała w sobie nic wyjątkowego, ot, zwykły kociak ze standardowym marzeniem - być najlepszym.
Nie spodziewała się jednak, by widzieć teraz kogoś, kogo uważano powszechnie za martwego. Nie była nawet w stanie określić, czy Wróblowa Gwiazda się zmienił. Jego obraz już dawno rozmazał się z tyłu jej głowy i choć pamięć o kocurze nie zginęła, tak nie potrafiła ocenić, jak wiele ma z nim aktualnie wspólnego.
A teraz przyszedł tu. Słowa, które padły z jego pyska, były niczym ostre pazury ogromnej bestii, tnące jej serce na wskroś. Momentalnie otoczenie wydawało jej się większe, a ona zdawała się być drobnym punkcikiem w tym całym świecie, w którym nie potrafiła się już odnaleźć.
Pytanie zadane przez niebieskookiego uderzyło w nią, niczym cios zadany prosto w pysk. Zmrużyła ślepia, próbując wyostrzyć wzrok na stojącym w oddale drzewie, byleby uniknąć kontaktu wzrokowego z wujkiem.
- Chyba moja odpowiedź nie będzie dla ciebie niczym miłym - rozpoczęła, hamując drżenie ciała. Nie mogła okazać tej słabości. Nie widzieli się tak długo, powinna pokazać mu, jak silną i zaradną jest teraz kotką. W końcu nawet on poświęcił jej więcej uwagi niż własna matka.
- Chcę usłyszeć tylko i wyłącznie prawdę. Proszę, nie szukaj drogi okrężnej w słowach, jestem gotów pogodzić się ze wszystkim, co tylko powiesz - rzekł, uśmiechając się do niej kojąco.
Skrzywiła się i kopnęła łapą grudkę śniegu. Pociemniało jej przed oczami, a w uszach zaświszczało. Była nagle wrogiem dla własnego ciała, czuła się w nim obco, a język nie chciał jej słuchać. Drgnęła.
- Pierwotnie ją wybrała, ale ta odmówiła. Zastępcą został Jastrzębi Cień - westchnęła z żalem, na myśl o własnym bracie. - Jest chyba jednak coś jeszcze, o czym mogę powiedzieć. Krocząca Gwiazda zabiła Jastrzębi Podmuch - rzekła to z niespodziewanym spokojem. - Zabiła ją w pojedynku, o który Jastrząb sama prosiła. A może i żądała? Nigdy nie widziałam u niej takiej zaciekłości - przyznała ostrożnie. - Ale zabiła ją. Mimo wszystko nie była dobrym liderem, więc klanowi nie spodobały się jej poczynania. Nie były nigdy razem, jeśli jest to dla ciebie też ważna informacja. Beznadziejnie władała klanem, tak naprawdę mój brat robił wszystko, a ona siedziała tylko w legowisku, gnijąc niczym nieświeża piszczka. Tak naprawdę zginęła zaraz po Jastrzębim Podmuchu. Ktoś inny wyzwał ją na pojedynek, korzystając z jej osłabienia i cóż. Odniósł sukces - skwitowała, wciąż nie mając odwagi spojrzeć na Wróbla.
Milczeli tak chwilę i pewnie cisza trwałaby w nieskończoność, gdyby nie poczuła żalu i poczucia winy, osiadającego się na jej sercu. Niemalże ciężar ten ciągnął ją ku ziemi. Musiała się wyżalić. Nie miała siły trzymać tego w sobie. Zaczerpnęła głośno powietrza, uchyliła pysk i wyrzuciła drżąco:
- I to ja ją zabiłam.
Chciała spojrzeć dziś tylko przelotnie na grób matki, by zrozumieć w końcu, że postąpiła dobrze, uśmiercając ją. Dokonała najlepszego wyboru, jaki się dało, bowiem to jej brat miał teraz władzę, a ona w spokoju mogła prowadzić swoje życie tak, jak chciała od pierwszych, samodzielnych kroków. Z jednej strony była w końcu wyswobodzona od stresu, iż każdy jej ruch będzie oceniany przez znienawidzoną rodzicielkę.
Tylko czego tak właściwie się bała?
Krocząca Gwiazda, Borsuczy Krok czy też inaczej jej matka, nigdy nie zwracała na nią uwagi. Skalny Szczyt stanowiła tylko jedną z dwóch kulek, które wypluła z siebie bura. Pech chciał, że czarna nie była tym lepszym dzieckiem, godnym uwagi rodzica. Nie miała w sobie nic wyjątkowego, ot, zwykły kociak ze standardowym marzeniem - być najlepszym.
Nie spodziewała się jednak, by widzieć teraz kogoś, kogo uważano powszechnie za martwego. Nie była nawet w stanie określić, czy Wróblowa Gwiazda się zmienił. Jego obraz już dawno rozmazał się z tyłu jej głowy i choć pamięć o kocurze nie zginęła, tak nie potrafiła ocenić, jak wiele ma z nim aktualnie wspólnego.
A teraz przyszedł tu. Słowa, które padły z jego pyska, były niczym ostre pazury ogromnej bestii, tnące jej serce na wskroś. Momentalnie otoczenie wydawało jej się większe, a ona zdawała się być drobnym punkcikiem w tym całym świecie, w którym nie potrafiła się już odnaleźć.
Pytanie zadane przez niebieskookiego uderzyło w nią, niczym cios zadany prosto w pysk. Zmrużyła ślepia, próbując wyostrzyć wzrok na stojącym w oddale drzewie, byleby uniknąć kontaktu wzrokowego z wujkiem.
- Chyba moja odpowiedź nie będzie dla ciebie niczym miłym - rozpoczęła, hamując drżenie ciała. Nie mogła okazać tej słabości. Nie widzieli się tak długo, powinna pokazać mu, jak silną i zaradną jest teraz kotką. W końcu nawet on poświęcił jej więcej uwagi niż własna matka.
- Chcę usłyszeć tylko i wyłącznie prawdę. Proszę, nie szukaj drogi okrężnej w słowach, jestem gotów pogodzić się ze wszystkim, co tylko powiesz - rzekł, uśmiechając się do niej kojąco.
Skrzywiła się i kopnęła łapą grudkę śniegu. Pociemniało jej przed oczami, a w uszach zaświszczało. Była nagle wrogiem dla własnego ciała, czuła się w nim obco, a język nie chciał jej słuchać. Drgnęła.
- Pierwotnie ją wybrała, ale ta odmówiła. Zastępcą został Jastrzębi Cień - westchnęła z żalem, na myśl o własnym bracie. - Jest chyba jednak coś jeszcze, o czym mogę powiedzieć. Krocząca Gwiazda zabiła Jastrzębi Podmuch - rzekła to z niespodziewanym spokojem. - Zabiła ją w pojedynku, o który Jastrząb sama prosiła. A może i żądała? Nigdy nie widziałam u niej takiej zaciekłości - przyznała ostrożnie. - Ale zabiła ją. Mimo wszystko nie była dobrym liderem, więc klanowi nie spodobały się jej poczynania. Nie były nigdy razem, jeśli jest to dla ciebie też ważna informacja. Beznadziejnie władała klanem, tak naprawdę mój brat robił wszystko, a ona siedziała tylko w legowisku, gnijąc niczym nieświeża piszczka. Tak naprawdę zginęła zaraz po Jastrzębim Podmuchu. Ktoś inny wyzwał ją na pojedynek, korzystając z jej osłabienia i cóż. Odniósł sukces - skwitowała, wciąż nie mając odwagi spojrzeć na Wróbla.
Milczeli tak chwilę i pewnie cisza trwałaby w nieskończoność, gdyby nie poczuła żalu i poczucia winy, osiadającego się na jej sercu. Niemalże ciężar ten ciągnął ją ku ziemi. Musiała się wyżalić. Nie miała siły trzymać tego w sobie. Zaczerpnęła głośno powietrza, uchyliła pysk i wyrzuciła drżąco:
- I to ja ją zabiłam.
<Brzask?>
Dudududu a to ci zwrot akcji
OdpowiedzUsuń