- Lisy.
- Czy zapach jest stary, czy nowy? - Ciągnęła litanię pytań.
Końska Łapa nie odpowiedział, wciąż pociągał nozdrzami, jakby miało mu to w czymkolwiek pomóc.
- Zapach jest stary - Syknęła kotka. - To powiedz chociaż, po czym to rozpoznajemy.
Końska Łapa nie zwracał na nią uwagi. Patrzył się w jedną króliczą norę. Kotka uderzyła go lekko ogonem.
- Halo, ziemia! - Warknęła. - Żyjesz, mała kupo futra?
Końska Łapa ocknął się i otrzepał, jakby wpadł nagle do zaspy śnieżnej.
- Tak! Tak. - Odparł i wyprostował się. - O co pytałaś?
Zastępczyni prychnęła.
- Ciągle pewnie myślisz o Marchewie albo innych pierdołach, które zaprzątają ci głowę. Nie winię cię, też taka kiedyś byłam. - Miauknęła zirytowana. - Mniejsza. Pytałam się, jak możemy rozpoznać, czy zapach jest stary, czy nowy.
- Po jego intensywności? - Odpowiedział.
- Pytasz się mnie, czy odpowiadasz na pytanie? - Rzuciła.
- Pytam.
- Niepewność nic ci nie da. Jeśli odpowiesz źle, najwyżej dostaniesz ode mnie po uszach, albo matka da ci wpiernicz. Każdy popełnia błędy. Chociaż zazwyczaj wszyscy za nie żałujemy.
Zamilkła na chwilę, po czym skierowała wzrok z powrotem na Konika.
- Masz być pewny siebie. Inaczej jak chcesz zostać wojownikiem? - Wypaliła. - Wracamy. A jak rozpoznać, czy lisy tu faktycznie były?
- Zapach jest roznoszony przez wiatr. - Miauknął Konik. - Więc jeśli zapach będzie rozjuszony po głębszym obszarze, to prawdopodobnie został przyniesiony przez wiatr.
- Teraz wyobraź sobie, że jest pora nagich drzew. - Powiedziała zastępczyni. - Wszystko jest pokryte przez wilgoć, więc zapachy łatwo i szybko się zmywają, a odciski łap na śniegu są zakrywane nową warstwą opadów. Co wtedy robisz, by znaleźć przeciwnika, który uciekł z pola bitwy, a zabicie go jest konieczne?
- To da się wtedy kogokolwiek znaleźć?
- Przeciwnik będzie krwawił, mysi móżdżku. - Prychnęła. - Wytropisz go po śladach krwi. Sprawdzałam, czy myślisz logicznie i uważnie skupiasz się na moich słowach. Teraz zapolujemy, potem zaniesiesz jedzenie do starszyzny.
Konik kiwnął głową.
Kotka posunęła po trawie, otwierając pysk, by lepiej wchłaniać zapachy. Niedaleko wyczuła mieszające się zapachy królików.
- Co wyczułeś, Końska Łapo? - Miauknęła.
- Zapach królika.
- Samotny, czy grupa?
- Grupa.
- Dobrze, jednak taki głupi nie jesteś. - Rzuciła, kiwając głową w jego kierunku. - Niezła okazja. Ty poluj z lewej, ja idę z prawej.
Gdy rudy bicolor kiwnął głową, kotka przysunęła się do gęstej trawy i poczęła posuwać się powoli do przodu. Tak, jak nauczyła się od Zwęglonego Futra. Poprawne polowanie weszło jej w nawyk. Jak Końska Łapa dorośnie, też będzie miał wprawę.
Gdy była wystarczająco blisko, nie czekała, aż królik, którego z pośród stada wybrała sobie na łup, wyczuje jej zapach. Rzuciła się bezszelestnie do skoku i od razu przebiła tętnicę królikowi. Te zaczęły się już płoszyć, ale korzystając z taktyki jej zmarłego mentora, błyskawicznie rzuciła się na kolejnego i zębami przedziurawiła jego szyję. Kolejnego królika nie zdążyłaby już złapać.
Rzuciła okiem na Końską Łapę. Uczeń upolował jednego brązowego zająca.
- Widziałeś? - Miauknęła.
- Upolowałaś dwa za jednym.
- Tak. Na następnym treningu pokażę ci, jak to zrobić. Teraz zanieś swój łup do starszych. - Poleciła. - O ile Narcyz nie zacznie pieprzyć tak długo, że nie wyjdziesz stamtąd do następnego świtu.
* * *
Rzuciła swojego królika na stertę. Musiała się po niego wracać, bo upolowała dwa. W tym czasie Końska Łapa swój łup zaniósł do starszych. Dosiadł się do niej Gliniane Ucho, rzucając jej skromny podarunek w postaci wróbla. Jego rdzawa blizna na pysku lśniła, gdy odbijało się od niej światło zachodzącego słońca. Przypomniała sobie, kto ją sprawił.
Nikt inny, jak Piaskowa Gwiazda.
- Cześć, Kamień - Miauknął kocur.
- Cześć - Odpowiedziała, pazurami przegrzebując pióra wróbla. Rzadko jadła ptaki. Nie było tu drzew, więc zbyt się tu nie osiedlały. Co najwyżej na chwilę zatrzymywały się na polanie. - Dzięki za ptaka.
Niebieski skinął głową.
- Jak ci idzie z Końską Łapą?
- Mogę to wyrazić w jednym słowie? - Miauknęła.
- Wolę, żebyś powiedziała trochę więcej - Gliniane Ucho trącił ją żartobliwie.
- W takim razie jest znośnie. Całkiem lubię tego gnojka, jeśli nie zapuszcza się gdzieś na drugie końce terytoriów, gdy prowadzę patrol. - Stwierdziła szczerze. - Pomijając fakt, że to syn Marchewkowego Grzbietu.
- Też jestem zawiedziony - Miauknął Gliniane Ucho. - Z ciebie i Jałowego Pyłu byłaby taka świetna para!
- Nie! - Syknęła kotka. - Nawet o tym nie myśl. Nie lubię go. Nie po tym, co zrobił.
- Skrzywdził cię? - Gliniane Ucho postawił uszy.
- Nie! - Warknęła. - Nawet, gdyby próbował, nie byłby w stanie. Och, na pierdolony Klan Gwiazdy! Sama już nie wiem, co do niego czuję. Nienawiść, albo sympatię. Cokolwiek.
- Porozmawiaj z nim - Poradził niebieski. - Na pewno nie chciał cię zranić.
- Nie zranił mnie! - Wypaliła ostro. - Po prostu zadaje się z kimś takim jak Marchewa. Powiedział, że nie będzie ze mną już rozmawiać. Nie zasługuje na mnie.
- Może i naprawdę na ciebie nie zasługuje, siostrzyczko - Powiedział żartobliwie.
- Nie nazywaj mnie tak! - Miała ochotę głęboko westchnąć. Ciągłe zwracanie uwagi Glinie było męczące. Ale i tak kochała brata i oddałaby za niego życie, gdyby było trzeba.
- Powiedz następnym razem, jak będzie cię obrażał, a dostanie ode mnie kopa w zad - Zaśmiał się niebieski, mrugając do niej.
Kotka przewróciła oczami. Położyła pazur na kości pozostałej z wróbla i żuła ostatnie mięso. Rozkruszyła cienką kostkę wróbla na kawałki i przełknęła je. Czuła się wystarczająco zmęczona jak na jeden dzień.
- Dobry?
- Oczywiście, że tak, mysia kupo futra. - Odparła zastępczyni.
- Upolowałem specjalnie dla ciebie. Jesteś momentami denerwująca, ale z głodu mi przecież nie umrzesz. - Jego wąsy zadrgały z rozbawieniem. - Idę do Zająca. Trzymaj się, siostra.
Czarna podniosła się i niemal od razu pomaszerowała do legowiska wojowników. Marzyła tylko o wygodnym mchu i wspaniałym, błogim śnie. Po całym dniu pracy z Końską Łapą była wystarczająco wymęczona.
Uuuuuuuuu
OdpowiedzUsuńGlinka <3
OdpowiedzUsuń