- I co myślisz o tym miejscu? - zapytał go van.
- T-tu jest... n-niesamowicie - wydukał, nieustannie rozglądając się po bokach. Ruszył przed siebie, by dokładnie obejść odkrytą łączkę. Paprocie łaskotały go pod brzuchem, przez co nie był w stanie powstrzymać się od lekkiego parsknięcia śmiechem.
- Cieszę się, że ci się podoba - rzekł łagodnie zastępca. - Dawno mnie tu nie było i widzę, że powyrastały nowe rośliny - dodał, podchodząc do niego. - To piękne, by widzieć, jak natura się rozrasta.
Rudzielec pokiwał głową, w pełni zgadzając się z jego słowami. W tym momencie nic mu nie przeszkadzało, a żadne straszne i dobijające myśli nie gościły w jego umyśle. Wydawał się całkiem rozluźniony, a z jego gardła wydobył się cichy pomruk zadowolenia.
Jeszcze lepiej czuł się przez wcześniejszą wypowiedź Niezapominajkowego Snu. Zanim tu przyszli, poinformował go, że będzie pierwszym z rodziny, który to miejsce zobaczy. I że jest godny, by tu być. Brzmiał na szczerego, a przecież własny wujek by go nie okłamał. Owszem, był bardzo miły, ale czy mógłby łgać mu prosto w pysk?
Na moment opuściło go dobre samopoczucie. Spojrzał nieufnie w stronę czarnego i od razu skarcił się w duchu za takie podejrzenia. Z pewnością żółtookiemu byłoby przykro, gdyby Rudzik zwątpił w jego dobre serduszko.
Nie mógłby w końcu oszukiwać go z litości.
Spędzili tu dosyć sporo czasu, rozmawiając o kompletnych bzdurach, lub po prostu milcząc i ciesząc się własnym towarzystwem. Rudzielec doszedł do wniosku, że z wujkiem ma dużo lepszy kontakt niż z rodzicami, chociaż ich również mocno kocha. Tak samo jak siostrę. I Rzeczkę, którego już z nimi nie było.
Wrócili do obozu tylko dlatego, że słońce powoli schodziło z nieba, a oni mieli jeszcze parę zadań do ogarnięcia. W końcu Niezapominajek był zastępcą i powinien w jakiś sposób pilnować porządku w klanie, a z tego miejsca nie było to możliwe.
- Dziękuję, że m-mnie t-tam z-zabrałeś - wydukał rudzielec, gdy przyszła pora rozstania.
- Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się tam przejdziemy - miauknął do niego uprzejmie wojownik i odszedł.
***
Odkąd został wojownikiem i otrzymał własnego ucznia, czas wydawał się płynąć znacznie szybciej. Chociaż Rudzikowy Śpiew był wciąż młody, czasami dopadały go myśli na temat egzystencji, które pojawiłyby się prędzej u kota ze starszyzny, niż pełnego energii wojownika.
Westchnął, gdy ktoś, przechodząc obok, popchnął go. Ledwo złapał równowagę, unikając bliższego zderzenia z ziemią.
Nie była to jednak przypadkowa sytuacja, gdyż gardzący nim od zawsze Ognisty Język minął go z wyniosłym wyrazem pyska.
Zadrżał z lekkiej złości. Nie mógł dać się traktować komuś, kto po prostu był wiecznie niezadowolony. - Powinieneś mnie chyba przeprosić - stwierdził nagle, głosem tak pewnym, że aż poczuł się nieswój.
Czarny zatrzymał się i w pomarańczowych ślepiach rudy dostrzegł narastającą irytację i złość.
- Za co niby? Za to, że bezużyteczna kupa futra stanęła mi na drodze? - prychnął. - Kpina.
Rudzik zesztywniał i skulił się, ale widząc triumf na pysku byłego mentora, znowu coś go tchnęło. Nie dzisiaj. Nie da mu kolejny raz wkopać się w dołek, złożony z jego własnych porażek.
- M-masz... - zadrżał, urywając. Nie może się jąkać, bo to tylko daje satysfakcje kocurowi. Przełknął ślinę, starając się wyzbyć guli strachu, blokującą mu głos w gardle. - Przestań. Po prostu przestań mnie obrażać. To nie ja byłem słabym uczniem - rzucił, chyląc głowę. - T-to t-ty b-byłeś złym mentorem.
Ognisty Język wpatrywał się w niego z osłupieniem. Zapewne nie spodziewał się takiej postawy po tym mizernym i płaczliwym kocurku. Wielu wojowników, przebywających obecnie w obozie, przyglądało im się z uwagą i w ciszy czekało na rozwój wydarzeń. Cętkowany nie chciał robić scen, ale choć raz czuł w sobie jakiekolwiek namiastki siły, by postawić się zbyt pewnemu siebie osobnikowi.
- Jesteś zabawnie żałosny, myśląc, że ruszają mnie twoje słowa - odrzekł mu, ale widać było, że kłamał. Na pewno czuł upokorzenie, iż najbardziej strachliwy w klanie kot, mówi mu takie rzeczy i to na oczach tak wielu osobników.
- G-gdyby cię nie ruszały, to d-dałbyś s-sobie spokój, a nie n-niepotrzebnie kontynuował tę rozmowę - stwierdził, próbując uspokoić plączący mu się język. Może jednak przesadzał?
- Odezwij się, chociażby jeszcze jeden raz, a pożałujesz - warknął. Brzmiał groźnie, ale coś podpowiadało rudemu, że to tylko na pokaz.
- Masz rację, nie b-będę tracił n-na ciebie czasu - wymamrotał pospiesznie i odszedł, pozostawiając jeszcze bardziej zdziwionego i wściekłego kocura na środku obozowiska. Spokój nie był jednak najwyraźniej wskazany w tym momencie, po czarny ruszył za nim pędem. Rudzik w porę uniknął ataku z jego strony i był bliski paniki, bo na walkę gotowy nie był. Pazury mignęły mu przed oczami.
- Co tu się dzieje? - Donośny głos Zbożowej Gwiazdy wybawił go. Zdążył uciec, pozostawiając przeciwnika w furii, ale nie był w stanie stać tam dłużej. Co powie liderce? Że omal nie spowodował bójki przez podpuszczenie czarnego? Nie planował tego, ale przemawiająca przez niego dzisiaj śmiałość i chęć poczucia sprawiedliwości była na tyle duże, iż nie potrafił za szybko odpuścić.
Siedział skryty w krzakach, dopóki nie usłyszał rozchodzącego się nieopodal szelestu. Podniósł wzrok i spanikował, widząc skrawek czarnego futra. Zaraz jednak wyłoniła się reszta kota i dodatkowa biel go uspokoiła. Niezapominajkowy Sen przyszedł po niego.
- O, tu jesteś, Rudziku - westchnął z ulgą, siadając przy nim.
- P-przepraszam - wyjęczał. - N-nie wiem, co dzisiaj we mnie wstąpiło...
<Niezapominajkowy Śnie?>
omg rudzik ale się postawiłeś
OdpowiedzUsuń