*skip do 3 księżyca Pory Opadających Liści*
Czarny, smukły kształt przeleciał między gałęziami drzewa. Orzechowy Zmierzch podniosła głowę i spojrzała na uciekającego ptaka, zapewne spłoszonego przez uczniów bawiących się po drugiej stronie rzeki, niedaleko obozu. Zamrugała, otrząsając się z rozmyślań. Najwidoczniej znaleziony przez nią na zalesionej plaży nie był taki spokojny. Spojrzała na wygładzoną przez wiatr powierzchnię wody. Pod jej przeźroczystą taflą pływały nieduże ryby, swym zapachem zachęcające do złapania i skonsumowania.
Jednak wojowniczka nie była głodna. Pacnęła łapą o rzekę, rozpryskując kropelki wody i płosząc ryby. Niespodziewanie za jej grzbietem rozległ się szelest; kocica sztywno wstała i napuszyła bardziej ogon.
- Jest ktoś tam? - syknęła ostrzegawczo, wolno ruszając w stronę dźwięku - Wyjdź!
Zastrzygła łaciatymi uszami, gdy źródło dźwięku przesunęło się w krzewy obok. Stała wręcz obok, ale węch znów płatał kotce figle i nie mogła zidentyfikować zapachu.
Po chwili zza liści wyskoczyła młoda sikorka, czarnymi oczkami wpatrując się w Orzechowy Zmierzch.
- Oh - miauknęła - To tylko ty.
Ptaszek niezgrabnie zatrzepotał lewym skrzydłem; drugie pozostało w bezruchu, wygięte pod dziwnym kątem.
- Czemu nie latasz, co? - parsknęła.
W mgnieniu oka jej masywna sylwetka dopadła stworzątko, a na ziemię spadło kilka piórek. Vanka upuściła już martwą sikorkę na ziemię i zagarnęła je łapą. Po chwili namysłu trzy wetknęła sobie w futro na szyi, a resztę zostawiła.
Zabrała upolowanego ptaka i przecisnęła się między krzewami.
*Skip do teraz*
- No ale Echo... - zaczęła - Wyjdziesz ze mn-
Przerwała, gdy poczuła dotyk pewnego czarno-białego ogona na swoim barku.
- Proszę, zostaw ją w spokoju - miauknął cicho Niezapominajkowy Sen, a kocica jeszcze raz spojrzała na trzęsącą się na posłaniu wątłą wojowniczkę.
Orzechowy Zmierzch ze ściśniętym gardłem skinęła głową i bez słowa odwróciła się. Chwiejnym krokiem wyszła z legowiska, po czym - biegiem - rzuciła się w stronę lasu. Zamaszystymi ruchami łap przepłynęła przez rzekę i wpadła w krzaki.
Po jej napuszonym futrze na polikach popłynęły łzy. Szylkretowa nie mogła znieść myśli, że jej własna córka się jej boi.
Co ja robię nie tak..? - pomyślała rozpaczliwie - Co?!
<Zanikające Echo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz