~~powrót do sceny z Zimorodkiem~~
Łapczywie
próbowało dosięgnąć ku świadomości, ale wciąż jednak upadało i utracało
się w tym samym koszmarze w kółko. Zaczepiało się pazurami o ścianę,
jednak to nic nie dało - nadal coś ich odrzucało, byleby się nie
obudziło. I próbowało dalej. Musiało próbować dalej. Musiało uciec.
Musiało spędzić sprzed oczu ten straszliwy widok.
Panika.
Wszystko, co w sobie kumulowało, panicznie stłumiło. Chciało krzyczeć,
ale jakby straciło głos. Właściwie to nic nie mogło zrobić. Samo sobie
odmawiało posłuszeństwa.
"No dalej, obudź się!" - krzyczało do jakieś nieznanej siły, która siedziała wewnątrz nich i blokowała odzyskanie świadomości.
Musiało się obudzić!
Ale
nie mogło. Co to za sen, z którego nie można się obudzić? Zobaczyć
twarzy Rdzawego Futra, a przez resztę dnia udawać, że nic się nie
wydarzyło?
I wtedy sobie uświadomiło, że to nie był żaden koszmar. A koszmarna rzeczywistość!
— Zawsze będę przy tobie, Jaśmin... Proszę, ja i Kwaśny chcemy być razem pod drzewem...
Już nie było w stanie nic zrobić, choć bardzo chciało. Chciało go obronić, chciało krzyczeć, ale...
Po prostu nie mogło. Jakby ich łapy były związane jakimś niewidzialnym sznurem czy czymś w tym stylu.
Patrzyło
na Miętową Gwiazdę (czy też Lisią Gwiazdę, jak to nazwał go Zimorodek),
z którego pyska kapała krew. Płomień w jego oczach w końcu gasnął.
Myślał, że w końcu jest bezpieczny.
A żaden z gapiów nie był w stanie się odezwać - wszyscy byli zamurowani.
I wujek Zimorodek, leżący akurat przed ich łapami. Jego pusty wzrok był skierowany w Klan Gwiazdy.
Ale
Miętowa Gwiazda... Lisia Gwiazda... Lisie Łajno... Nie, Jaśmin w końcu
przejrzało na oczy. Ten skurwiel nie zasługiwał na życie! Miało
wrażenie, że powinno rzucić się mu do gardła, ale...
— Nie warto — szepnęła do ich ucha Piegowata Mordka, najwyraźniej widząc, co się dzieje wewnątrz Jaśminu. — Nie dzisiaj.
Siostra
miała racje. To nie pora, ale przysięga, że jeśli nie ono zabije Lisie
Łajno, to chociaż będzie tego świadkiem, aby móc splunąć mu w twarz.
***
Zimorodkowy
Blask pochowano pod tym samym drzewem, co Kwaśny Język. W końcu
wujaszek mógł się spotkać z nim. Z Orlą Łapą również.
Szkoda tylko, że musiał zostawić ich tu, na ziemi. I to w tak mrocznych czasach.
—
Wierzysz w to, co powiedział Zimorodkowy Blask...? — spytała Rdzawe
Futro, wtulając się w partnera. Byli w końcu sami, kiedy reszta kotów
rozeszła się po pochówku. Tylko odeszli kilka metrów poza obóz, aby
zachować dyskretność. A przynajmniej mieli taką nadzieje...
Wzięło głęboki oddech, starając się przestać łkać. Aktualnie ukochana jest jedyną osobą, z którą mogło być szczere.
—
Chociaż nie żyłom w czasach Lisiej Gwiazdy, to widziałom w jego oczach,
że to on. Tak, wierzę w to albo raczej coś każe mi w to wierzyć.
Widzisz, to nie jest Miętowa Gwiazda, który był kiedyś. I fakt, że można
taką zmianę wytłumaczyć śmiercią partnerki i kociaków, ale... czuję, że
to był tylko początek. Że wtedy Lisie Łajno uderzył.
— Szkoda, że nie możemy nic z tym zrobić...
—
Nie możemy, a przynajmniej na razie. Ale obiecuję ci, czy Lisie Łajno
czy nie, zapłaci za śmierć wujka Zimorodka i innych. Oczywiście, w swoim
czasie.
— Tylko nie rób niczego głupiego, dobra? — Rdzawe Futro uderzyła w ramię Jaśminowy Sen.
— Zobaczymy — westchnęło cicho. — Mówię, że zapłaci za to, ale jeszcze nie teraz...
<Dziękuję za cudowną sesję <3 >
<3
OdpowiedzUsuń