Cętka cicho wyjrzała spoza klapki w drzwiach. Przeszła przez nią i podkradła się w stronę ogrodzenia, by potem zatrzymać się w krzakach. Przecisnęła się przez krzew w kierunku dziury w płocie. Mimo, iż kolce zahaczały się o jej futro ta niepowstrzymana parła naprzód. Liście, które pozostały w jej futrze również miały być oznaką jej bohaterskiego czynu… Przeszła przez ukryte przejście i odetchnęła świeżym powietrzem łąki. Szybko, by nikt jej nie zauważył popędziła w kierunku drugiej strony pastwiska. Już po pierwszym odcinku drogi mała dostała zadyszki i musiała się na chwile zatrzymać. Po krótkim odpoczynku ruszyła w dalszą drogę. Po drodze widziała mało roślin medycznych. „Pewnie wszystkie pozjadały owce” – westchnęła smutno kotka. Gdy już dotarła do końca łąki zobaczyła przed sobą mały płotek. W porównaniu do ogrodzenia jej domu to było małe i mizerne. Wszędzie były dziury… Mała spojrzała poza przeszkodę i ujrzała wysokie trawy. Nigdy nie wychodziła poza pastwisko owiec, ale tym razem miała jakiś cel. Musiała znaleźć rośliny lecznicze i… pokazać je mamie na dowód swojej odwagi. Tak… taki miał być plan… Ale teraz nagle miejsca poza jej domem i to w ciemności mroziły jej krew w żyłach, do tego tej wiosennej nocy było bardzo zimno… O tej porze zawsze znajdowała się w ciepłym legowisku… no cóż… wyzwanie to wyzwanie! Dlatego poczłapała dalej i wślizgnęła się pod płot, by potem, po prostu, przejść pod nim. Gdy wstała zaczęła przedzierać się przez chaszcze. Kilka chwil potem zauważyła bardzo wysokie łodygi z kwiatami na górze. Domyśliła się zatem, że to musi być Krwiściąg. Zerwała jego trochę i zabrała ze sobą dalej. Po minucie spaceru wyrósł przed nią wysoki las. Cętka, jak to kociak, - ciekawa świata, postanowiła wejść i zobaczyć co tam się dzieje. Zachęcił ją też Glistnik, który rosnął w głębi głuszy. Mała bystrymi oczami ujrzała go w ciemności. Nie przeciągając weszła do puszczy i zerwała roślinę. Kotka z zieleniną w pysku wchodziła dalej w las. Po jakimś czasie szwędaniny, w poszukiwaniu większej ilości Glistnika, nie mogła już dojrzeć wyjścia z lasu. Ponadto księżyc zasłoniły chmury, których jeszcze chwili temu nie było! Robiło się coraz zimniej, a Cętka w panice biegała po lesie i szukała wyjścia. Po jakimś czasie bezsensownej bieganiny usiadła i zaczęła cicho piszczeć. Kilka minut później zasnęła znużona i wyczerpana.
***
Słońce powoli „wstawało”. Kocię otworzyło oczy. Od razu po przebudzeniu w nos wpadły jej niesamowite zapachy lasu, a niezwykła zieleń na chwilę przyćmiła jej oczy. Z początku nie mogła zorientować się gdzie jest, ale potem przypomniała sobie straszną bieganinę i panikę. Poderwała się szybko i rozglądnęła wokoło. Wszędzie drzewa… nawet Cętka nie mogła ujrzeć gdzie poprzedniej nocy zostawiła rośliny lecznicze, pewnie zgubiła je podczas chodzenia wte i wewte… Kotka postanowiła tym razem nie histeryzować i powoli skierowała się w stronę głębin lasu – oczywiście Cętka nie miała pojęcia gdzie idzie.
Nagle do jej nozdrzy wpłynęły nieznane zapachy. Coś dzikiego i ostrego… zorientowała się jednak za późno i jej oczom ukazała się jakaś kocia postać. Była to niewątpliwie kocica, poruszała się zgrabnie wśród roślinności, jakby była urodzona w lesie! Czekoladowa sierść grała z kolorem pni drzew, a jej niebieskie oczy spoglądały wokoło z wyrazem skupienia. Niosła w pysku Glistnik i Krwiściąg… czy to nie było Cętki? Nieważne…
- Och! – kotka właśnie prawie, by nadepnęła na córkę Burki. Ale kocię jak na nią zwinnie prześlizgnęło się wśród łap starszego kota. Przez chwilę obie stały nieruchomo i patrzyły się na siebie. Pierwsza otrząsnęła się nieznajoma.
- Co ty TU robisz? – zapytała z zaciekawieniem, ale i z powagą.
- Hmmmm, właściwie to… nie wiem? Ja tylko szukałam ziół dla mamy… - Cętka skrzywiła się niezgrabnie i wskazała na zioła w pyszczku starszej kotki. – To chyba moje… - powiedziała nieśmiało.
- Twoje, a skąd pieszczochy znają się na roślinach? – zapytała czekoladowa.
- Eeeee, no ja… mama mnie nauczyła… poza tym co to są te pieszczochy? – zaciekawiło się kocię.
- Długo, by opowiadać… choć zabiorę Cię do domu..
- Nie proszę… ja nie będę mieć wytłumaczenia dla mamy… mama strasznie nie lubi gdy jestem nieposłuszna – skłamała mała. W rzeczywistości jednak była bardzo ciekawa gdzie i jak mieszka kotka.
- Hmmm… to co mam z Tobą zrobić? – zapytała sama siebie czekoladowa.
- Może zabierzesz mnie do swojego domku na jakiś czas? – podsunęła sprytnie Cętka.
- Musiałabym się nad tym zastanowić… Co, by powiedział na to Borsucza Gwiazda? – westchnęła czekoladowa i pokręciła głową. – Ale dobrze, mimo iż nie mam cierpliwości do maluchów zabiorę Cię do obozu… tam przywódca postanowi co z Tobą zrobić – powiedziała kocica. Od razu po „zabio…” Cętka skoczyła wysoko w górę i zaśmiała się wesoło. Po drodze kotki wszczęły rozmowę i zapoznały się nieco. Turkawie Skrzydło, bo tak właśnie miała na imię medyczka dowiedziała się o zamiłowaniu kociaka do medycyny, a Cętka nieco o klanie.
<Turkawie Skrzydło? Błagam Cię odpisz…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz