Przekrzywił nerwowo łebek, wgapiając swe oczy - bardziej przypominające kryształy lodu niż faktycznie oczy - prosto w wyraźnie zmieszaną Konwaliową Rzekę. Och, Rozkwit się jeszcze oberwie za te jej głupie wymysły. Nie, on nie będzie ponosił odpowiedzialności za wstrętną, niedobrą i w ogóle złą siostrę!
- To n i e ja! - pisnął w końcu, wściekle uderzając łapką o podłoże. To wszystko było nie fair!
- Szałwio mój kochany, dlaczego nie przyznasz się do błędu? - zapytała, lekko wystraszona zachowaniem młodego karmicielka. - Rozkwit przybiegła brudna i rozpłakana. Dlaczego ją uderzyłeś? To przecież twoja najlepsza przyjaciółka.
- NIE! - wrzasnął, nie dając cienia wątpliwości, że nie zgadza się z tą opinią. - Ja jej n i e lubię! Nie i już! Zresztą, przecież to nie ja, mamoooo, mówiłem już! Ona sama się tak ubrudziła! Chciała, żebym to JA miał problemy! Ona zawsze tak robi. Bardzo nas wszystkich nie lubi - warknął z niezadowoleniem.
- Masz bardzo bujną wyobraźnie, mały - zamruczała, powoli się rozluźniając. - Twoja siostra to największy aniołek, jakiego znam. Nigdy by nic takiego nie zrobiła - stwierdziła, wstając powoli i patrząc na przybrane dziecko. - Dobrze, dość. Teraz przemyślisz swoje zachowanie. Nie znęcamy się nigdy nad nikim.
Kremowy tylko wywalił jęzor i odbiegł, by położyć się w kącie, tym położonym najdalej od szylkretki. Ta wydała z siebie ciche westchnięcie, lecz nie zdołał tego usłyszeć. Był tylko małym, leniwym, głupiutkim kociakiem. Faktycznie nigdy nie skrzywdziłby cętkowanej. O nie, to nie dlatego, że się jej bał lub nie chciał ranić. Nie widział w tym żadnej rozrywki czy korzyści. Pręgus był wyjątkowo egoistycznym dzieckiem. Nie widział zapotrzebowań innych, obchodziły go tylko jego własne problemy. Na przykład nie przejął się zbytnio, gdy jego brat Lisek odłączył się gdzieś podczas - nudnego zresztą - spaceru, a szanse na jego odnalezienie praktycznie cały Klan Burzy już zaprzepaścił. Po co on, Szałwia, tak ważna istota w tym żłobku, ma przejmować się takim złym kłamcom? A po co zresztą rodzice się nim przejmowali? N i k o m u nie był potrzebny! Przynajmniej mu się tak wydawało.
W tym dziwnym świecie nie rozumiał wielu i wiele nie miało dla niego sensu. Sporo kotów z klanu wydawało mu się być dziwnymi pokrakami. Oni nic nie potrafią! To on zostanie jedynym, prawdziwym i świetnym wojownikiem! Pokaże im wszystkim... No, maluch sam tak właściwie nie wiedział, co chce komu pokazać. Jego pokraczne ambicje były aż nazbyt pozbawione logiki, ale czego w sumie można spodziewać się po kociaku, zwłaszcza takim, jak on? Ta mała kluska bowiem z jednej strony chciała być najmądrzejsza i najlepsza, a z drugiej nie zamierzała wychodzić po za obóz, a czasem nawet poza kociarnię. No cóż, był on naprawdę bardzo specyficznym przypadkiem.
Gdy tak leżał z naburmuszonym pyszczkiem, jego matka postanowiła wyjść, uprzednio podchodząc do niego i liżąc, na co jedynie potrząsnął szybko głową. Ale, gdy kotka faktycznie wyszła... W drugim kąciku siedziała mała zmora, która tylko na to czekała. Z prędkością światła pojawiła się przy nim, przewracając niespodziewanie i przyszpilając małymi pazurkami.
- Eeeeej! Zostaw mnie, to boooli! - jęknął, nieudacznie próbując wyrwać się z uścisku.
Rozkwit? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz