*dawno temu*
— Szczerze... raczej się nad tym nie zastanawialiśmy, ale ja widzę dwa powody. Pierwszy, to to, że duwnogi lubią przy swoich gniazdach mieć mały teren zieleni, zwany ogrodem. Tam sadzą wszystko, co wpadnie im w łapy i dostatecznie się spodoba. Prawdopodobnie więc kocimiętka kiedyś po prostu została przez nich odkryta i zasadzona. Drugi jest taki... że Dwunożni żyją z pieszczochami. Możliwe, że uznali, że skoro koty lubią kocimiętkę, to będą ją im sadzić by mogły jeść jej do woli — zaśmiała się — A co do wcześniejszego pytania, to chętnie podzielimy się z wami naszymi zapasami — dodała. Burzaki na moment zamarły, zerkając na kotkę, jednak nie jakoś nienaturalnie. Wyglądało to bardziej, jakby się zastanawiali.
Najmłodszy z burzaków zerknął na Powiewa, który przystrolił pysk w niepewny uśmiech.
— Jak możemy się wam odwdzięczyć?
— Jedyne, o co was proszę, to to, abyście przekazali waszej liderce, że jestem chętna do spotkania się z nią — odparła Kamienna Szamanka, uśmiechając się przyjaźnie.
***
*Pora Opadających Liści, tuż przed Porą Nagich Drzew*
Niedawno wojownicy Klanu Burzy zapowiedzieli swą wizytę. Gdy ci przybędą, mieli wyruszyć razem na ich tereny. Ekscytacja przepełniała Cynię od łap aż po koniuszek ogona. Nareszcie to się działo! Nie mogła się wręcz tego doczekać.
Razem z Skowronkiem, Śmieciem, Krokus, Jerzykiem i Pliszką czekali na burzaki na granicy miasta, w momencie, gdy Cynia już miała ponownie zapytać, kiedy przyjdą, szynszylowa kotka dostrzegła zbliżające się kocie sylwetki. Dwie z nich były znajome – szybko rozpoznała Szepta i jego ojca, Powiewa. Wraz z nimi szły jeszcze dwie nieznane osoby – kremowy kocur w dzikie pręgi o zielonych, radosnych oczach, oraz czekoladowa szylkretka o ciemnych zielonych ślipiach. W mgnieniu oka czwórka burzaków dotarła do nich, a już po chwili z pyska Szepczącej Łapy padło przywitanie. — Siema — szybkie przywitanie, zanim reszta zdążyła się przywitać -— Brryh, na pewno chcecie leźć w taką pogodę?
— Skoro dostaliśmy zaproszenie, to szkoda by było zrezygnować, tylko dlatego, że pogoda jest taka... nieciekawa — podjął Jerzyk zerkając na podekscytowaną Cynię i Pliszkę, które aż kipiały tą emocją. Po momencie bury przeniósł spojrzenie na liliowego — No co tam brachu, czy te twoje antenki robią furorę w tym waszym klanie?
— Oczywiście, wspaniałe i wyjątkowe — rzekł dumnie cętkowany, drgając uszami. Gdzieś w tle jego dorosłe koty zajęły się samymi sobą, jednak chyba nikt z młodzieży nie słuchał ich uważnie — U ciebie raczej też, co? Jest tam komu imponować? Swoją drogą — tu przerwał, patrząc na zgromadzoną grupkę — idziecie wszyscy?
Cynia skinęła głową.
— Tak! — miauknęła — w grupie zawsze raźniej!
Brat szynszylowej zastrzygł uszami.
— Aż mi łap brakuje, aby zliczyć ile razy kotki i kocury pochwaliły moje uszy. Skłamałabym mówiąc, że nie jestem gwiazdą w Betonowym Świecie — zamruczał z dumą chełpiąc się swoją wspaniałością — Jak dobrze, że to ja zebrałem najlepszą pulę genów z naszej czwórki — mówiąc to zerknął na swoje siostry i wystawił ich w stronę język — No to co, skoro wszyscy zwarci i gotowi to ruszajmy Szepczący Drogowskazie! Prowadź!
— Widać musiało połączyć nas przeznaczenie. Dwie jaśniejące gwiazdy, dumne przyszłości różnych grup, a tak podobnych~ — rzekł teatralnie Szept, a gdy była mowa o wskazaniu drogi, zerknął na resztę patrolu, podobnie jak zaciekawiona Cynia. Okazało się, że już czekają. Tak więc lilowy westchnął ciężko, kierując się już w stronę terenów — No to co, umiecie tam sprać komuś ogon, czy głównie siedzicie na poduszkach?
— Oh, coś tam już umiem, ale babcia Krokus! — starsza z córek Jeżyk wskazała na idącą przed nimi burą kotkę — ona to by potrafiła każdego w pył roznieść! I ja też kiedyś taka będę! — miauknęła z dumą.
— Rany, nie mogę uwierzyć że pójdziemy tak daleko! Naprawdę marzenia się spełniają! — Pliszka podskakiwała uradowana. — jak tam u was jest? To było bardzo dobre pytanie i również Cynia skupiła uwagę na najbliższym do niej wiekowo obecnym przedstawicielu Klanu Burzy.
— A pytasz królika czy kica? Bycie samotnikiem wymaga umiejętności sprania nieprzyjaciołom kity, chociaż jak to mówią moje siostry ja mogę służyć za taran... Przybłędy nie szukają z nami zwady, bo wiedzą, że nie mają żadnych szans z Kamienną Sektą. W szczególności ze mną — napuszył się dumnie zrównując kroku z kocurem, z którym dzielił nie tylko jedną z cech wyglądu, po czym nieco zwolnił kroku, gdy jego siostry zaczęły się w ciszy niecierpliwić co do odpowiedzi na pytanie liliowej — Psyt, opanuj się Pliszko — szepnął do młodszej Jerzyk tonem karcącym, przy czym Cynia, której udało się to usłyszeć, nie rozumiała, dlaczego.
— Nie mogę! Całe życie czekałam by zwiedzić tereny, teraz w końcu to się dzieje, rozumiesz Jerzyku?! — liliowa mocno przystawiła swój nos do tego jego, wpatrując się w zielone ślipia brata.
— Ta? A ja myślę, że bym sobie z tobą poradził — rzucił w odpowiedzi na słowa burego syn Róży, szczerząc swoje białe ząbki wyzywająco — Nigdy nie byliście poza swoim okręgiem terenów? Chyba nie graniczycie z jakąś inną sektą, nie wiem, wodną czy powietrzną. Wydawało mi się, że macie trochę więcej luzu w tym temacie.
— Nasza trójka jest adeptami. Rzadko wychodzimy dalej od miasta niż do rzeki na zbieranie ziół, a nawet to nie jest jakieś częste. — stwierdziła Cynia. A tak bardzo chciałaby, by było… podobno częściej wychodzili dalej w tereny, jeszcze przed jej urodzeniem, gdy koty z Sekty żyły na słynnych Złotych Trawach. Tak bardzo chciałaby, aby tak zostało… Wtedy mogłaby się łatwiej wymykać, i pewnie częściej by szły do lasu i, i…
— Ale Bylica chodziła wszędzieeeee! — stwierdziła Pliszka — nie rozumiem, czemu my nie możemy — nadęła się niczym rozdymka.
Z pyska burego wydobyło się parsknięcie, kiedy to zmierzył spojrzeniem kocura.
— Obawiam się, że mógłbym ci połamać te twoje patykowate łapy w zaledwie uderzenie serca, jeśli miałbym na to ochotę... A tego nie chcemy, bo masz nas zaprowadzić na wasze tereny. — rzucił spoglądając na swe rodzeństwo. — No spójrz tylko. Dwie twoje, to jak jedna moja. Może nie jestem zwinny, ale mam parę w łapach jak mało kto. Szczur przy śmietnisku się o tym przekonał raz, pierwszy i ostatni... Tyle go widziano.
— Ależ nie wątpię, żeby udało mi się wydostać bez pomocy, gdybyś na mnie usiadł — mruknął nadal z uśmiechem na pysku — Ale kto tu mówi o używaniu siły? Jest bardzo wiele sposobów, by wygrać pojedynek z silniejszym od siebie — tutaj zerknął na siostry Jerza, a zaraz potem znów na burego — Na miejscu zawsze możemy się przekonać — Na białym pysku powstał ten charakterystyczny, znaczący uśmiech, który oznaczał kłopoty i najprawdopodobniej złamanie wszelkich granic legalności. Gdy natomiast wcześniej spotkania kotka odpowiedziała na jego pytanie, zastrzygł z zainteresowaniem uszami.
— Hm, zgaduję, że mamy odpowiednik czegoś takiego w klanach i nazywamy takie koty uczniami. Chociaż tylko uczeń medyka zbiera zioła. — Tu na moment jakby odpłynął, jakby o czymś myślał, jednak zaraz znów powrócił do realności, zerkając już na drugą z kotek, z szerokim uśmiechem na pysku — To pewnie przez Klan Wilka. Nie wiadomo gdzie ci zbrodniarze się szwendają, jakbyś tylko nacisnęła łapą na ich granicę... HAP! I tyle by z ciebie było.
Cynia nieco spochmurniała.
— Tak. Wilczaki narobiły dużo kłopotów naszej rodzinie — stwierdziła. — I nie tylko na ich granicę. Oni sobie polowania na samotników urządzają nocami na terenach samotników.
— Te wilczaki są jak włóczędzy panoszący się wszędzie — dodał Jerz.
— Polowania na samotników? — młody burzak zmarszczył brwi, kiedy na moment przez jego pysk przebiegło zaniepokojenie, jednak rozpłynęło się tak szybko jak nastąpiło. Przynajmniej na pysku — Gwiezdni... co oni, samotnicy zabili im jakiegoś przywódcę czy jak — mruknął skonfundowany — Większość lasu im spłonęła, może dlatego mają teraz mrówki w dupach i oskarżają losowe koty które napotkają. Podobno jakoś w tym samym czasie zmarł ich jakiś wielki przywódca, może przez pożar.
— To raczej nikt z naszych nie stoi za tym pożarem... Chyba — mruknął bury.
— A oni tak robili jeszcze jak babcia Krokus i ciocia Skowronek byli w naszym wieku czy jakoś tak, więc to chyba nie przez to. — zauważyła Cynia. — Tak, coś takiego Skowronek gadała — zgodziła się z nią Pliszka przestając być rozdymką.
— Może wcale nie żartowała - wymamrotał pod nosem mało wyraźnym bełkotem cętkowany — Yś, wolałbym z nimi nie graniczyć. Nie próbował nikt z tym nic zrobić? W końcu macie pewnie jakichś wiecie, wielkich napakowanych wśród samotników.
— Póki nie wchodzą na nasze tereny, nie interweniujemy. A by tylko spróbowali się zbliżyć... Bo wiesz, jak to mówią, nie ruszaj gówna, bo będzie śmierdziało. — mówiąc to syn Jeżyk podrapał się po uchu — Mamy ważniejsze zajęcia niż szukanie zwady z Wilczakami. Wiemy, że mamy uważać na koty, które nie pachną miastem. A pierwszymi, których mi przyszło poznać nie pachnących dymem potworów jak na razie jesteś ty i twoja grupa.
— Bylica dawno temu chyba próbowała, ale coś nie pykło. Przynajmniej z tego co nam mówiono — ponownie pochwaliła się swą wiedzą Cynia. Naprawdę, opłacało się pamiętać wykłady — dlatego od tamtego czasu tak jak mówi Jerzyk, nie zajmujemy się nimi. Ale to było jeszcze zanim się urodziliśmy. Właśnie! Kto to? — wskazała na dwa koty co przyszły z Szeptem których wcześniej nie znała.
Na słowa Jerzyka Szept odpowiedział żartem.
— Jesteśmy pierwsi, cóż za zaszczyt — zerknął na grupę rozmawiającą z ich starszym członkiem rodziny — Gronostajowa Bryza i Ostowy Pęd. Ten drugi to mój kuzyn — pochwalił się.
— Uhuhu chyba mają się ku sobie, skoro sobie tak gawędzą... — miauknął Jerzyk przyglądając się przedstawionymi kotom. Cynia zachichotała na słowa brata.
— Jeśli tak jest, to Szept może niedługo zostać wujkiem — stwierdziła.
— No słuchajcie, ja bardzo chętnie — mruknął ochoczo — Zawsze jakieś nowe materiały do podszkolenia, jeszcze jak się wbiją w naszą krew to ho ho! Gorzej, że wtedy Srebrny też będzie wujem. Jeszcze je zepsuje. — Z tym akcentem grupka ładnie okrążyła sobie tereny wilczaków, gdyż widocznie po opowieści poświęconej polowaniom na samotników, nikt nie miał ochoty przechodzić przez ich lasy, końcowo stając przy granicy, w bezpiecznej odległości od drogi grzmotu. Niestety to Szeptowi jako najmłodszemu przypadło poselstwo, więc po krótkim ,,Zaraz wracam" i wyrażeniu niechęci do wykonania zadania poprzez jęk protestu, pognał on w stronę obozu.
Trójka pozostałych burzaków, jak i Sekciarzy została na swoim miejscu. Dorośli rozmawiali między sobą, natomiast młode pokolenie zajęło się przytykami sobie nawzajem. Gdy Cynia miała właśnie coś odpyskować bratu dostrzegła Szepta i idące wraz z nim, szybko zbliżające się kotki. Od razu wróciła do rzeczywistości, w której to przybyli wraz z cioteczką na jakieś polityczne sprawunki, a nie po prostu wyszli z Szeptem i jego rodziną na spacerek do ich domu by potem napić się herbatki. Jej brat chyba zauważył je nawet wcześniej, bo siedział wyprostowany i spokojny, a gdy nowoprzybyłe podeszły, przywitał się.
Skowronek wystąpiła przed szereg. Śmieć i Krokus nosząca swe czarne ponczo w róże stali po jej obu bokach, nieco z tyłu. Naszyjnik o pomarańczowych, prostokątnych kamieniach otoczonych obwódką błysnął lekko, gdy Skowronek podeszła bliżej, następnie przywitując się z liderką Klanu Burzy:
— Dzień dobry, Różana Przełęczy. — skinęła jej głową, a dopiero wtedy do Cynii całkowicie dotarło, że właśnie jest świadkiem ważnego spotkania politycznego tak bardzo, jak powinno. Wbiła zaciekawione spojrzenie w liderkę Burzaków, matkę Szepta. Zdawała się… ponura. Bardzo ponura. Bleh. Czarna szylkretka po nich pobierznie wzrokiem, na dłużej zatrzymując się na cioteczce szynszylowej. Skinęła głową stronę Kamiennej Szamanki. — Witamy na terenach Klanu Burzy. Rada jestem, że możemy porozmawiać. Sójczy Szczyt to moja zastępczyni, będzie nam towarzyszyć — Przedstawiła swoją buro-rudą towarzyszkę, która również skinęła głową. — Jeśli Ci to nie przeszkadza, chciałabym przejść od razu do rozmów, jednak już bez zbędnych słuchaczy.
— Oczywiście — czekoladowa skinęła głową, a Krokus jak i Śmieć zaczęli się wycofywać, dając niewerbalne sygnały młodzikom, by zrobiły to samo.
Cynia nie wiedziała, czy się cieszy, czy nie. Z jednej strony chciała posłuchać, z drugiej zdawało jej się, iż może być to nudne… a może to tylko wpływ żywiołowej Pliszki tak na nią działał, kto wie.
— Rozkazałam moim wojownikom zapolować, powinni się za jakiś czas zjawić — Poinformowała jeszcze liderka burzaków, zerkając też na Skowronek, by dać znać, że i ona dostanie swoją porcję, jeśli tylko będzie chciała, po czym poprowadziła grupę przywódców w zaciszne miejsce.
Gdy tylko kotki o wysokich pozycjach odeszły, Szept zerknął na grupkę z którą rozmawiał chwilę temu. — No, przynajmniej mnie to polecenie nie dotyczy - mruknął rozciągając się. — No, to powiecie, o co chodzi z tymi dziwnymi ozdobami? Nie, żebym coś do nich miał, ale wygląda to dość osobliwie. U nas to można się obwiesić, ale trawą, chociaż nie ręczę, że taki kot okrzyknięty by był posiadaczem najzdrowszego umysłu.
— Ten naszyjnik, który nosi cioteczka Skowronek to znak, że przewodzi nami. To pamiątka po Bylicy, naszej prababce, która przed tym jak umarła była Kamienną Szamanką — wyjaśnił Jerzyk.
— Tak. Jestem ciekawa, jak to jest nosić coś takiego... — miauknęła Cynia. Była ciekawa, czy kiedyś zasłuży na własny naszyjnik.
— Na pewno ciężko. Widziałem, jak się wtapia w futro. Ja bym się na miejscu waszej ciotki zmęczył — tu zamilkł na moment — Czemu kamienie? — spytał sprawnie, prawie bezbarwnym tonem — I czy macie takich błyskotek więcej?
— Bo kamienie mogą dawać oświecenie, są naszymi stróżami. Dlatego mamy ich bardzooo dużo! A, ale niestety nikt obecnie nie umie z nimi rozmawiać. Prababcia Bylica i wujek Fiołek umieli, ale oni już dawno nie żyją. — wyjaśniła szybko szynszylowa tę bardzo ważną kwestię burzakowi.
— A, rozumiem. Ale macie ich dużo, w sensie zwykłych kamieni czy takich świecących jak ma wasza ciotka?
Czarna ucieszyła się w duchu, że liliowy był tak zainteresowany ich zbiorami.
— Takich jak nasza cioteczka mamy zdecydowanie mniej, ale jakieś tam są — stwierdziła. — bo je to trzeba od dwunogów albo srok co im je ukradły zabierać, ewentualnie z kimś kto ma się wymienić, ale to ostatnie się rzadko zdarza.
— Hmm? Może powinienem chodzić za srokami — zażartował.
Przez resztę czasu młode koty z sekty odpowiadały na jego kolejne pytania o jakieś pomniejsze sprawy, do momentu, w którym nie pojawili się burzaccy wojownicy z jakimś jedzeniem dla przybyszy.
Po jakimś czasie Skowronek wróciła w towarzystwie liderki burzaków, a dwie grupy rozstały się w dobrych stosunkach.
<Szept?>
[2235 słów]
[Przyznano 45%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz