Jak on mógł, naprawdę myślał, że ona, ONA, miałaby sobie nie poradzić ze wspinaczką?? Przez chwilę zastanawiała się jak zabrać się za wyznaczone zadanie, jednak w jej głowie pojawił się lepszy pomysł. Odwróciła się ogonem, wycofała, znów odwróciła, wzięła rozbieg…
I chciała skoczyć jak najwyżej, żeby ułatwić sobie dalszą wspinaczkę, jednak coś w podirytowanej postawie matki sprawiło, że w ostatniej chwili się zawahała, potknęła, przetoczyła i skończyła wpadając w jej białe futro gdzieś pomiędzy łapą, a brzuchem. Przynajmniej zaliczyła miękkie lądowanie.
Dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie co w ogóle się wydarzyło i czy łapa którą ma najbliżej pyszczka jest jej przednią łapką czy może jednak tylną. Nie zwróciła więc większej uwagi na to, kiedy Skrzelik znalazł się z powrotem na ziemi, ani tym bardziej na to, czy była to jego decyzja czy interwencja Ryjówkowego Uroku. Kiedy podniosła się w końcu do pionu napotkała więc spojrzenia ich obu, jedno zdenerwowane, a drugie nie przekazujące właściwie żadnej emocji.
– Jak nie będziesz spokojniejsza, to zrobisz sobie w końcu coś poważnego, myślisz w ogóle o tym co robisz? Czy ja wam wyglądam jak drzewo czy matka? Chwili spokoju z wami nie ma, chwili… – Zaczęła rozróżniać w końcu miauknięcia, które mama wyrzucała z siebie w dość szybkim tempie.
Skuliła się, czując się źle z tym że Ryjówkowy Urok ją strofuje… Przecież nie planowała w nią wpaść tak mocno, jedynie wspiąć się na górę tak jak Skrzelik… Chciała nawet zacząć się tłumaczyć, jednak jej uwagę przykuł Krzycząca Makrela, wchodzący do żłobka.
– Tatuś! – jako pierwsza w stronę ojca skoczyła Krabik, którą najwidoczniej obudził jednak incydent sprzed chwili.
– Oh, jak dobrze, że jesteś – Ryjówkowy Urok przerwała swoje kazanie i w szybkim tempie znalazła się przy partnerze. – Zajmiesz się nimi przez chwilę prawda? Martwiły się, że już dzisiaj cię nie zobaczą, a ja obiecałam niedawno Okraszonej Polanie że się z nią zobaczę poplotkować… Jesteś cudownym partnerem, dziękuję!
Przesunęła ogonem po grzbiecie partnera i już po chwili jej nie było. Krzycząca Makrela chwilę jeszcze patrzył rozmarzonym wzrokiem za partnerką, ale zaraz odwrócił się do dzieci:
– No dobra, szkraby, co dzisiaj robiliście ciekawego?!
– Skrzelik ćwiczył wspinaczkę, a Karaś postanowiła poćwiczyć turlanie się – doniosła Krabik, kręcąc się strasznie z braku wygodnej pozycji.
– Turlanie… – powtórzył zdziwiony Makrela, jednak chyba bardziej do siebie niż swoich dzieci. Zaraz rzucił jednak okiem w stronę Skrzelika. – Chcesz się wspinać, co? Ja dzisiaj wspinałem się na takie ogromniaste drzewo, żeby upolować sójkę! To całkiem niedaleko stąd, jeszcze trochę podrośniecie i będę mógł was zabrać, żebyście też spróbowali się powspinać!
– A nie możemy już teraz?! Prosiiimy – Karaś i Krabik podekscytowane w jednej chwili zaczęły przekonywać ojca.
Widać było, że Krzycząca Makrela rozważa ten pomysł.
– Chyba nie powinienem… Przepraszam, szkraby, wasza mama obiecała urwać mi futro, jeśli spróbuję wyciągnąć was poza obóz zanim osiągniecie 3 księżyce! Ale obiecuję, że jeszcze trochę podrośniecie i wybierzemy się na prawdziwą ekspedycję! A teraz, co powiecie na obchód obozu? – dorosłemu kocurowi aż się oczy świeciły z podekscytowania.
***
Karaś dobrze wspominała swoje pierwsze wyjście poza żłobek. Poznała wtedy dużo dorosłych kotów, których imion nie zapamiętała, szybko jednak cała trójka się zmęczyła i ojciec musiał je częściowo nosić z powrotem. Mamusia nie miała nic przeciwko ich małej eskapadzie, jednak teraz, gdy Krzycząca Makrela postanowił zabrać ich pierwszy raz poza obóz, nie była taka przekonana, że Ryjówkowy Urok by to poparła… Zwłaszcza, że obiecali Tatusiowi dzień wcześniej nic jej nie wspominać o ich planach. Ale to nic, wizja opuszczenia obozu i obejrzenia terytoriów klanu nocy bardzo ją ekscytowała. Czuła się już dużo silniejsza niż wcześniej. Urosła trochę, choć już początkowo była całkiem spora, co z zadowoleniem pochwaliła jej mama. I była mądrzejsza! Dowiedziała się na przykład ostatnio, że w lesie są aż cztery klany, nie tylko ten ich! I dużo innych ważnych rzeczy, na przykład, że ustawienie trzech kamieni na sobie tak, by się nie przewracały jest okropnie trudne… W każdym razie tego dnia wyjątkowo nie lało, i choć jeszcze w obozie błoto brudziło futerko Karaś, kotka była zdeterminowana, żeby podążać za Krzyczącym Makrelą i Krabik, która wyrwała się trochę przed rodzeństwo. Zapowiadała się świetna przygoda, więc co mogło pójść nie tak?<Skrzelik? Idziemy na przygodę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz