— Witaj Ostowy Pędzie — odpowiedziała na przywitanie spoglądając na kremowego kocura, uniosła lekko pysk ku górze, tym samym dając możliwość Ostowi dokładnemu przejrzenia się jej pyskowi, tak by mógł zrozumieć do czego zdolni są samotnicy i przede wszystkim nierudzi. Miała nadzieję, że trybiki w jego główce przestawią się i umysł kocura w końcu zacznie poprawnie działać, tak jak przystało na rudzielca — Chyba muszę częściej zostawać ranna, bo nagle połowa klanu składa mi wizyty i jest dla mnie miła... — prychnęła, mimo to podniosła się do siadu i spojrzała na królika, którego jej przyniósł. Instynktownie nachyliła się do niego, chcąc się upewnić, że do głowy syna Czajkowego Zaćmienia nie wpadł jakiś głupi pomysł, na który tylko nierudy bądź zdrajca krwi mógłby się zdobyć. Królik jednak pachniał normalnie, nic nie wskazywało na to, aby zawierał jakiś dodatek — Mimo wszystko doceniam to, że postanowiłeś mnie odwiedzić i przynieść posiłek. — Uśmiechnęła się, szczerze, po czym przystąpiła do posiłku
W międzyczasie, najpewniej dla umilenia kocicy posiłku, Ostowy Pęd opowiadał Lew o tym co się dzieje w klanie, czasami wplatając w to jakąś niedorzeczną anegdotę, która najpewniej miała rozbawić kocicę. Lew jednak wyłapywała te najciekawsze informację. Ponoć sama liderka zarządziła po tym zdarzeniu zbadanie granic, w szczególności tego fragmentu i okolic, przy której doszło do ataku na wnuczkę Piaskowej Gwiazdy. Pewnie nakazała to tylko ze względu na pozory, a żeby nikt się nie przyczepił, że liczy się dla niej tylko jej rodzina. A może to ktoś z bliskich Lew nakazał Różanej zbadanie tej sprawy? Kto wie czy ten samotnik nie dostał cynku od innego samotnika, któremu udało się dołączyć do klanu. Bo ich nagłe tuż przy granicy zaczęło się pojawiać bardzo dużo, tak jakby to była cisza przed burzą i plagą samotników, która miała nadejść.
— [...] żal mi Kózka. — Omal się nie zakrztusiła słysząc słowa kocura. Naprawdę było mu żal tego dziwadła? Dostał to na co zasłużył. Najpewniej sam Klan Gwiazdy chciał go wcześniej przyjąć do siebie.
— Dlaczego? Przecież nikt go nie zaatakował, w przeciwieństwie do mnie, a to że kaszle to normalne. W końcu mamy porę opadających liści, kocięta w trakcie niej oraz pory nagich drzew częściej chorują. — zauważyła spoglądając na bawiącego się kociaka na legowisku obok. Przerzucał kulkę mchu pomiędzy swymi małymi łapkami, co jakiś czas cicho śmiejąc się — Poza tym chyba mu już lepiej i zaraz wróci do żłobka... Współczucie powinieneś okazywać śmiertelnie chorym, bądź komuś takiemu jak Słoneczna Łapa czy ja — miauknęła, w tym samym momencie przypomniała sobie, że ten pełzający robak był kuzynką Ostowego Pędu. — Ona również została ranna w walce, dobrze mówię? Na pewno dzielnie broniła klanu przed wrogami. Niestety, była zbyt słaba, ale jak widać odnajduje się w swojej nowej profesji. Jak dobrze, że moją raną bitewną będzie tylko szrama szpecąca mi pysk...
Kula mchu wytoczyła się spoza legowiska kociaka Kurzej Pogoni, przyturlawszy się prosto przed łapy rudej kocicy. Nieprzychylnym spojrzeniem obrzuciła kulę oraz kociaka, który niepewnie się do niej zbliżył. Wyglądał idiotycznie z tymi kłami na zewnątrz swej mordki. Darowała sobie jednak nieprzychylną uwagę w stronę srebrnego. Zamiast tego odepchnęła mech z uśmiechem na pysku, tak że kociak musiał pobiec na drugi koniec legowiska medyków. Był chyba za głupi by zrozumieć, że kocica zrobiła to celowo, bo przez całą drogę do swojej zabawki się uśmiechał, najpewniej myśląc, że to część zabawy.
— Widzisz? Mówiłam, lepiej mu.
time skip większy, jeszcze czas sielanki przed dołączeniem Czarnej Łapy
Obsmarkany Kamień musiał się podzielić z matką nowiną, na temat tego, że został ojcem, co za tym szło czarna szylkretka została babcią. Kocica jednak nie pałała z tego faktu radością, a podczas wizyty, aby zobaczyć swoje wnuczęta wyglądała na jakąś taką zamyśloną. Pewnie zastanawiała się jakim cudem kocięta były niebieskookie, jeśli faktycznie były dziećmi jej syna. A na to w razie pytań Lew miała przyszykowaną odpowiedź.
— Mamo, nie lubię ich... — bąknął cicho Nagietek, spoglądając zza matki na swoją siostrę, która z radością spędzała czas ze swoją "babcią" i "ojcem"
— Nie dziwię się... — rzuciła cicho do swojego syna, którego lekko szturchnęła nosem, dostrzegając, że ten się garbił. Po reprymendzie szybko jednak wyprostował się, aby nie zawieść matki. Dumnie uniósł głowę i pysk ku górze. Lew jednak wciąż dostrzegała niedociągnięcia w postawie swojego pierworodnego. Nie raz nawet sama matka Lew, Ziębi Trel wytykała kocicy wady w rudym kocurze, co powodowało gniew na syna. Bo mimo, że na pierwszy rzut oka był idealny, to im dokładniej mu się przyglądała dostrzegała szereg rzeczy, które ją w nim denerwowały.
— Naprawdę? Dziękuję panu!
Piski radości Margaretki sprawi, że Lew niechętnie spojrzała w kierunku swojej córki. Dopiero wtedy zauważyła, że do kocicy i czarnego kocura dołączył się jeszcze Ostowy Pęd, prezentując małej szylkretce kulę mchu. Chwilę porozmawiał z Obserwującą Żmiją, z jej synem i Margaretką, po czym ruszył w stronę Nagietka.
— Dla ciebie również mam coś... — odezwał się, a już po chwili postawił przed rudzielca kulę mchu, lekko popchnął ją pyskiem
Nagietek nie podzielał jednak entuzjazmu swojej siostry. Zaskoczony przyglądał się mchu, co jakiś czas zerkając na Lew. Kocica jednak postanowiła nie reagować, będąc ciekawa co jej syn zrobi.
Nie myliła się jednak do niego. Nie raczył nawet dotknąć łapa tego brudnego śmiecia, zabawki dla plebsu. Zamiast tego odszedł od nich, by już po chwili wrócić z ostrożnie trzymanym w zębach piórkiem wziętym z ich legowiska.
— Nagietek nie lubi bawić się mchem — wyjaśniła Lew w międzyczasie zerkając na Osta — Woli zabawki, które nie powodują brudu i chaosu dookoła... Właśnie o tym mówiłam — westchnęła widząc, że Margaretka i Smark zdołali już zepsuć kulę mchu, a dopiero co ją dostali
— Przyniesiesz mi nowe piórka? Przynieś! Przynieś!
— Dobrze, postaram się przynieść. Nie wiedziałem, że nie lubisz bawić się mchem...
— Niektóre kocięta nie są tak żywiołowe jak reszta. Wolą spokojniejsze zabawy, które nie wymagają biegania — Dziwnie się czuła musząc tłumaczyć takie rzeczy starszemu od siebie kocurowi. Ale skąd mógł to wiedzieć, w końcu nie miał własnych kociąt, a obce tylko czasami odwiedzał chcąc poprawić im humor — Dzięki nim potrafią się wyciszyć i znają umiar w zabawie. Jak będziesz miał własne kocięta, powinieneś jako pierwszą zabawkę właśnie piórko, a nie mech im dać. Chyba, że chciałbyś, aby rozniosły żłobek. Z takich kotów są marni wojownicy w przyszłości, zamiast dyscypliny tylko zabawa im w głowie...
<Oset?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz