Szepczący Wiatr zerknęła na brata z żalem mrużąc oczy.
- Chodźmy, zwierzyna sama się nie upoluje - powiedziała po czym bezszelestnie ruszyła naprzód, nasłuchując znaków i wyczekując smakowitej woni, a Płonący Grzbiet w milczeniu podążył jej śladem.
***Kilka wschodów słońca później czy co***
Ujrzawszy wychodzącego ze swojego legowiska Borsuczego Gońcę, Szepczący Wiatr od razu do niego podeszła. Dzień właśnie wstawał, a kocur nie wybrał jeszcze porannego patrolu, postanowiła więc skorzystać z okazji.
- Cześć, Borsuczy Gońco - miauknęła na przywitanie po czym otarła się o kocura pozdrawiająco.
- Witaj, Szepczący Wietrze - odrzekł swoim, jak zwykle ostatnio, przygnębionym głosem. - Chcesz coś?
- Mhm, mogę poprowadzić poranny patrol?
- Jasne, wybierz sobie kogo tam chcesz. - spojrzał na nią zmęczonymi z żalu i smutku oczami, niegdyś tak pełnymi energii i humoru. Szepczącemu Wiatrowi żal ściskał serce już na sam jego widok. Nie pozwoliła więc mu jej wyminąć, tylko lekko pochyliła głowę i nie spuszczając z niego wzroku, zaczęła mówić głosem najbardziej jak tylko umiała dodającym otuchy.
- Rozumiem twój ból. W końcu Promienna Łapa była też moją siostrą. Jednak teraz obserwuje nas z Klanu Gwiazdy wraz z naszymi przodkami. Nie powinieneś aż tak się zadręczać, pamiętaj, że ty wciąż jesteś tutaj, w lesie, w Klanie Wilka i powinieneś żyć dla tych, którzy są tu wraz z tobą. - powiedziała patrząc mu ze spokojem w oczy. - I jestem pewna, że ostatnim co Promienna Łapa by chciała, jest to, byś tak przez nią cierpiał. - uśmiechnęła się do niego z otuchą, nie doczekała się jednak jego odpowiedzi, gdyż kątem oka zauważyła wchodzącego do obozu rudego kocura. - O, Płonący Grzbiet! Wezmę go na patrol. Do zobaczenia, Borsuczy Gońco.
Zostawiła za sobą zastępcę i szybkim truchtem podeszła do wojownika, który właśnie kładł na stosie zwierzynę, a mniejszy, czarny kocurek stojący obok niego robił to samo.
- Cześć, braciszku - miauknęła. - Idziesz ze mną na patrol. Weź też ze sobą Czarną Łapę. - rozglądnęła się. - O, weźmiemy też Zroszony Nos.
Kocur tylko kiwnął głową, nie miał bowiem żadnego powodu by odmówić. Szepczący Wiatr podeszła więc do niebieskiej szylkretki wychodzącej właśnie z legowiska wojowników.
- Cześć! Pójdziesz ze mną, Płonącym Grzbietem i Czarną Łapą na patrol?
- Jasne - odparła, jeszcze rozespanym głosem, ledwo powstrzymując ziewnięcie.
Szepczący Wiatr zerknęła jeszcze w kierunku legowiska uczniów. Może wziąć jeszcze jej uczennicę, Biegnącą Łapę? Od razu jednak zrezygnowała, wczoraj koteczka poszła późno spać. Niech się wyśpi ten jeden raz...
Podeszła więc do czekającej już trójki kotów.
- Ruszajmy - poleciła, po czym poszła przodem.
Patrol mijał jak zwykle, szli wzdłuż granicy, co jakiś czas zatrzymując się, by odświeżyć znaki zapachowe. Płonący Grzbiet tłumaczył też wtedy Czarnej Łapie co i jak, na czym polegają patrole, przypominał ich zasady, kazał zapamiętywać różne, nowe dla kocurka zapachy. Ten bacznie go słuchał, choć co jakiś czas coś go rozpraszało, czy to zwykły liść, czy też zapach jakiejś nornicy. Popisywał się przed mentorem jak tylko mógł, to było jasne. Raz nawet próbował upolować mysz, którą wyczuł. Płonący Grzbiet usiłował go powstrzymać, mówiąc, że teraz powinni skupić się na czymś innym, a na naukę polowania przyjdzie czas później. Zresztą, po tym jak Czarna Łapa się do tego zabierał, Szepczący Wiatr od razu zrozumiała, że nie miał o tym jeszcze nawet jednej lekcji. Kocurek jednak nie słuchał mentora, tylko zakradł się do zwierzyny chyba najgłośniej jak to możliwe, wysoko w górze trzymając ogon. Ta uciekła natychmiast, a uczeń burknął pod nosem że to przez wiatr który na złość jemu specjalnie zmienił kierunek.
Szepczący Wiatr śmiała się pod nosem widząc tę jego determinację i przypominając sobie własną ze swych młodzieńczych lat, gdy jeszcze jako kociak pod okiem Borsuczego Gońcy uparcie próbowała coś upolować, by zaimponować matce i rodzeństwu. Płonący Grzbiet jednak nie podziałał jej rozbawienia, wydawał się bardziej niezadowolony i rozczarowany z nieposłuszeństwa ucznia.
Gdy dotarli do Głębokiej Ścieżki i szli wzdłuż niej, Czarna Łapa, który wcześniej niespodziewanie zamilkł na dłużej niż dziesięć uderzeń serca, znów się odezwał.
- A co tam jest? - zapytał patrząc na swojego mentora i jednocześnie wskazując na drugą stronę wąwozu.
- Już ci mówiłem, tam są tereny Klanu Klifu.
- A no tak, faktycznie mówiłeś! - miauknął, po czym umilkł, lecz tylko na chwilę. - A ta przepaść jest głęboka?
- Bardzo, jakbyś tam spadł byłoby po tobie.
Szepczący Wiatr zauważyła jednak, że ta odpowiedź sprawiła, że iskierki w oczach Czarnej Łapy jeszcze bardziej rozbłysły, zamiast zgasnąć.
- Czyli jak ktoś go przeskoczy to jest nie tylko bardzo silny, ale też bardzo odważny! - powiedział z dumą, patrząc na trawę po drugiej stronie.
Szepczący Wiatr nie potrzebowała więcej, by zrozumieć co chodzi uczniowi po głowie, Płonący Grzbiet jednak, który również od razu to rozpoznał, zareagował szybciej.
- Nie, Czarna Łapo! Nawet nie myśl o tym, by spróbować skoczyć! To niebezpieczne i żaden mądry kot by tego nie zrobił. Nie udałoby ci się go przeskoczyć, spadłbyś.
Czarna Łapa na te słowa zmarszczył nos.
- Nie wierzysz we mnie?! - krzyknął. - To patrz i się ucz!
Po tych słowach niczym torpeda wyskoczył w kierunku Głębokiej Ścieżki.
- Czarna Łapo! - wrzasnął Płonący Grzbiet ruszając za nim.
Jednak ani on, ani Szepczący Wiatr, ani nawet Zroszony Nos nie zdążyli go złapać nim ten z rozbiegu nie skoczył. Serce Szepczącego Wiatru zamarło, gdy ten przeleciał nad przepaścią, która faktycznie, w tym miejscu nie była zbyt szeroka. Wtem Czarna Łapa zaszurał pazurami o przeciwległą ścianę, a w kotce zakotliła się nadzieja, że może jednak nie skończy się to tak źle. Ten jednak nawet nie dotknął jej poduszkami, a za to z przeraźliwym krzykiem, który z pewnością im wszystkim będzie się śnił po nocach, runął w dół. Krzyk ten jednak szybko umilkł, a w lesie znów zapanowała złudna cisza, przerywana radosnym śpiewem ptaków, który teraz wydawał się być tak nie na miejscu, że aż szyderczy.
Spokój ten dawał nadzieję, że to może tylko okropny sen, ułuda, z której zaraz przyjdzie im się wybudzić. Z tego szoku obie kotki wybudził jednak Płonący Grzbiet, który pochylony nad przepaścią krzyknął już po raz ostatni:
- Czarna Łapo...!
Odpowiedział mu jedynie szum wiatru.
<Płonący?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz