Wpatrywał się w martwe ciało matki i czuł... satysfakcje. Posłał jej uśmiech, uśmiech zwycięstwa. Miał pozbyć się jej inaczej, ale sytuacja sama się nadarzyła; ba! Jego siostra wykonała ostateczny cios. Nigdy nie podejrzewałby Skalny Szczyt o takie zapędy. Zawsze uważał, że była inna, a tu proszę. Najwidoczniej coś posiadała z nim wspólnego. Obserwował jak wzrok matki gaśnie, a kończyny przestają podrygiwać w konwulsjach. Krew spływająca z ran ponownie zbudziła w nim to, co czuł podczas ostatniego zgromadzenia. Te dziwne uczucie, które przepełniało go na wskroś.
Tłum milczał, obserwując jej martwe, studzące się ciało. Każdy sprawdzał czy Klan Gwiazdy jednak dał jej życia i jej bok zaraz uniesie się w rytm oddechu. Jego siostra zaczęła się tłumaczyć, próbując jakoś usprawiedliwić swój czyn. Dla niego było to niepotrzebne, wszyscy nie przepadali za nią, więc ta nie zostanie zlinczowana ani okrzyknięta mianem mordercy. Ciekawe jak się czuła... Czy odczuwała szczęście? A może ogarnął ją strach, ponieważ nie wiedziała, że byłaby do tego zdolna? Przekrzywił głowę, gdy ta zaczęła mówić, że był dobrym zastępcą, przez to będzie równie dobrym liderem. Wiele wojowników jej przytakiwało. Starał się jak mógł, aby zgrywać pozory i dbać o klan. Najwidoczniej mu się to udało. Odwrócił wzrok, który na chwilę zawiesił na czarnej, po czym ponownie spojrzał na ciało matki. Tak kończą przegrani... Gdyby tylko była choć odrobinę mądrzejsza... uniknęłaby tego losu. Jej błędem było stworzenie ich, kociąt, ze złudną nadzieją, że nie wmieszają się w jej życie. Na to zadziałały też inne czynniki, takie jak jego mentorka. Kocica zachowywała się jak szalona, przez co klan krzywo na nią patrzył. Mimo to... dopełniła tego, co zamierzała. Straciła przez to życie, ale zabrała ze sobą Kroczącą Gwiazdę. Krąg się zamknął. Nadeszła nowa era. Należąca... do niego.
Spojrzał na tłum, który wlepiał w niego pełne nadziei ślepia. Został liderem. Osiągnął szczyt swoich marzeń. Był to proces długotrwały, lecz wszystko powiodło się tak jak chciał. Oczywiście nie do końca tak towidział w swojej głowie, ale nie narzekał. Dobrze, że w ogóle się to stało!
- Klanie Wilka! - zabrał głos, wskakując na miejsce, skąd przemawiali liderzy. - Dzisiejsze zdarzenie było... dość zaskakujące. Krocząca Gwiazda nie była wybranką Klanu Gwiazdy, a jej władza była rzekoma. Wiecie dobrze, że cierpimy na braki w żywności przez dziwne stosy, które ktoś pozostawia w lesie. Jako nowy lider zajmę się tą sprawą i przywrócę nam wszystkim dawną potęgę. Klan Wilka zbyt dużo przeżył, aby teraz znów miał upaść na samo dno. Dlatego też, proszę was o to, aby darzyć szacunkiem lidera. Od dawna to było negowane. Czy to słowami, czy lekceważeniem rozkazów. Jak mamy być silni, skoro jednostka, która dba o dobro wszystkich, jest traktowana na równi albo i gorzej? Dlatego też, nim odbiorę życia od Klanu Gwiazdy, proszę was, aby zmienić podejście. - Tu spojrzał na medyka, który jak zawsze miał skwaszoną minę. Pewnie będzie mu ciężko nie krytykować nowego lidera i zachowywać swoje starcze słowa dla siebie. - Jeżeli to nie będzie przestrzegane, mój szacunek do was również zniknie. Nim ogłoszę zastępcę, udam się do przodków. Chcę, aby ich wola mnie naprowadziła na odpowiednią osobę - zakończył.
Następnie udał się do jaskini medyków, gdzie spoczywał kamień od przodków. Nie mógł się doczekać, aż te zdechlaki obdarują go życiami. Zawsze bał się śmierci, a teraz... miał zyskać nieśmiertelność! Nawet gdyby zginął, powróciłby.
Potrójny Krok zaprowadził go pod kamień, uważnie mu się przyglądając. Widział, że chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i wykuśtykał na zewnątrz. Był sam. Teraz pewnie wszyscy szeptali, oczekując na to, czego dowie się od Klanu Gwiazdy. Widział w wyobraźni wzrok siostry, która niecierpliwie czekała na jego powrót.
Podszedł do kamienia, kładąc się naprzeciw niego. Z opowieści słyszał, że należało go polizać, więc tak też uczynił. Poczuł słonawy smak, a następnie zapadł w sen.
***
Obudził się gwałtownie, łapiąc powietrze. Co to miało znaczyć? Nie podobało mu się to co ujrzał. Praktycznie nic się nie stało. Widział urywki jakichś zdarzeń, kotów, lecz żaden umarlak do niego nie przyszedł i nie obdarował życiami! Nie był głupi! Doskonale wiedział, że to nie tak powinno wyglądać. Przynajmniej powinien poczuć się inaczej! Wkurzony wstał i zmierzył krytycznym wzrokiem kamień. Może był wadliwy? Ale nie... Jastrzębi Podmuch siedziała tu całe dnie i twierdziła, że Klan Gwiazdy do niej przemówił. Do niej tak, a do lidera nie? A może nie był godzien? Był zirytowany... Nie mógł nie zostać wybrany na lidera tak jak matka! Gdy się dowiedzą, zrzucą go ze stołka i postawią jakiegoś głupca na jego miejsce. Nie zamierzał się poddawać. Chciał te życia i dostanie je, czy przodkom się to podobało czy nie. Popukał łapą tafle odłamka, chcąc go "naprawić". Może ta kotka go zaśliniła czy co, że nie działał?
Nim łapa ponownie zderzyła się z powierzchnią kamienia, poczuł jak traci przytomność.
***
Znajdował się w dziwnym miejscu. Było ciemno, nieprzyjemnie, a nieopodal wiły się ciernie. Rozejrzał się po okolicy natrafiając wzrokiem na wiele ślip. Wpatrywały się w niego głodnym wzrokiem. Nie robiło to na nim większego wrażenia. Udało mu się skontaktować, więc to było najważniejsze. Ale, ale... to nie był chyba Klan Gwiazdy... Rozejrzał się raz jeszcze i upewnił się w tym; był w Mrocznej Puszczy. Olśniło go i nie mógł wyjść z podziwu. Ten kamień... nie był od Klanu Gwiazdy... to...
- Nie wyglądasz na zadowolonego - rozległ się czyjś głos.
- Jestem nowym liderem Klanu Wilka. Przyszedłem odebrać życia, a co zastaje? Pułapkę. Że też nasz medyk jeszcze się nie zorientował.
- Nie jest zbyt bystry, chociaż takiego udaje - Ciemna sylwetka, otoczona mrokiem, zbliżyła się do niego.
- Mam to gdzieś. Skoro wy zarządzacie teraz tym przybytkiem, to dajcie mi to co mi się należy - powiedział, patrząc nieugięcie w oczy zjawy.
Dusze z Miejsca, Gdzie Brak Gwiazdy uśmiechnęły się złowieszczo, jakby już wiedziały jakie zaraz padną słowa.
Jastrzębia Gwiazda słuchał ich w spokoju, ignorując chichoty. Kiedy nieznajoma skończyła, skinął głową. Był w stanie to sobie zapewnić. Jeżeli taką ceną była nieśmiertelność... zrobiłby to nawet kilkakrotnie. Musiał jednak mieć do tego zaufane koty. Jakby czytając mu w myślach istota zdradziła mu więcej, ponieważ zdawała sobie sprawę, że należał już do nich.
***
Wyszedł z leża medyka i podszedł do miejsca przemówień. Zauważył, że trochę tam spędził czasu, lecz wiedza jaką posiadł, była tego warta. Dostrzegł, że ciała dwóch kotek zniknęły, co wszyscy przyjęli z ulgą. Dla niego, mogły jeszcze sobie tam leżeć przez księżyc.
Widząc go, wojownicy zebrali się, oczekując na słowa. Te padły, gdy wszyscy już wyszli ze swoich legowisk.
- Klan Gwiazdy do mnie przemówił. Moją zastępczynią zostanie Wiśniowy Świt. - Kotka zaskoczona wbiła w niego wzrok. Będą musieli zaraz poważnie porozmawiać. Musiał jej wszystko wyjaśnić, aby nie było nieporozumień. I zająć się sprawą martwych piszczek... - Jak wiecie, nie mogę opowiadać wam o tym co zobaczyłem, lecz przodkowie kazali, abym podzielił się z wami tą informacją. Są bardzo słabi, lecz nadal czuwają nad nami. Raz na dziewięć księżyców będę wybierał się w miejsce, gdzie zawaliła się ich świątynia. Będę dzielił z nimi sny, ponieważ nadchodzą ciężkie czasy, a kontakt tam jest silniejszy niż tu w obozie. Nie będę potrzebował do tego kamienia. Nie wiem co tam zastanę i jak to będzie wyglądało, ale tyle miałem wam przekazać, abyście nie martwili się moimi zniknięciami. Dodatkowo będę zabierał ze sobą wojownika, na wszelki wypadek, gdyby jakieś zwierzę czyhało na moje życie. Ostatnia kwestia jest taka, że Klan Gwiazdy zatwierdził mnie jako waszego lidera, więc nie musicie się obawiać kolejnego nieporozumienia. Na razie to tyle - zakończył, po czym udał się do swojego nowego legowiska. Śmierdziało trupem, będzie musiał to wysprzątać. Tuż obok niego pojawiła się nadal będąca w szoku Wiśniowy Świt. Uśmiechnął się do niej, zapraszając do środka.
- Wiem o wszystkim - powiedział, co wywołało na jej pysku szok, przerażenie jak i zaskoczenie. - Wytłumaczę ci teraz, dlaczego ty zostałaś moim zastępcą - streścił jej wszystko, obserwując jak jej ciało powoli się rozluźnia. Pokiwała głową i od razu zniknęła mu z pola widzenia. Musiała odkręcić to bagno co naważyli...
Miał nadzieję, że im się powiedzie i zaliczą test. Bez tego będzie musiał wymyślić inny plan. Nie mógł jednak się spieszyć. Pośpiech rodzi błędy, a to nie mogło wyjść na jaw, póki nie dostanie życia. Teraz musiał się bardziej pilnować, ale było warto. W końcu czuł, że miał prawdziwą władzę, a gra dopiero się rozkręcała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz