Młode stworzenie przemykało przez obóz za szyszką, którą znalazła w kącie żłobka. Biegła, by pobudzić mięśnie do działania. Poprosiła ostatnio Barwinkowy Podmuch by ją obudził o świcie. A nie obudził. Dopiero wyjście porannego patrolu doszło do jej uszu. Coraz bardziej uważała, że są oni do niczego.
Skręciła ostro w lewo po omyłkowym wypuszczeniu z łap szyszki i wpadła na jednego z wojowników, korzystających z gorących promieni słońca. Zatopiła się w czarnym, grubym futrze. Kocur odepchnął ją z warknięciem na pysku.
- Czego tutaj, bachorze? Nie widzisz że odpoczywam?
- Siedzisz na tyłku na środku obozu! - powiedziała niezadowolona. Szyszka zatopiła się w długiej sierści kota, a jakoś ponowne nurkowanie w nią nie wyglądało na przyjemne. - Oddaj szysz...
- Nie potrzebuje żadnych kociąt mamroczących mi tu pod nosem. - przewrócił oczami. - Jak ci się tak bardzo nudzi to możesz iść do Bluszczowego Pnącza.
- Medycy są nudni!
- To idź sobie gdzieś... Gdziekolwiek... Byle daleko ode mnie. - powiedział, kierując się do legowiska wojowników, zabierając nieświadomie zabawkę ze sobą. Spojrzała błagalnym i zawiedzionym jednocześnie wzrokiem.
Stary. Głupi. Nie rozumie mnie. Nikt mnie nie rozumie.
No ale cóż. Zioła nie są okropne. Wyglądają interesująco. Pachną interesująco. Ponoć niektóre trują... Wiedza o nich na pewno się przyda prawdziwej wojowniczce jak ona.
Wskoczyła pewnie do legowiska medyka, szukając tam uzdrowiciela.
Uderzył w nią ostry zapach tych wszystkich liści. Prosta droga do uduszenia się.
- Hej! Nie chce być medykiem, ale - uprzedziła na samym początku, bo przecież każdy musiał wiedzieć! - co tak właściwie ty tutaj robisz całymi dniami? Nie nudzi ci się? - spojrzała na vana, który wyszedł z cienia, by na nią łaskawie spojrzeć. Musi się dowiedzieć, co takiego w tym jest interesującego.
<Bluszcz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz