Promienie przenikającego przez luki w chmurach słońca, rzuciły swój blask na zeschniętą ziemię. Tygrys podążała wzrokiem za jasnymi plamami, przesuwającymi się po gruncie wraz z podmuchem wiatru. Jedynie delikatny powiew powietrza mierzwił jej futro na karku, dając minimalne ochłodzenie w ten upalny dzień. Pora Zielonych Liści wydawała się koteczce bezsensowna, bo ciągle było ciemno i gorąco, a czasami nadchodziła burza, przy której było niebywale głośno, a niebo co rusz przecinały jasne błyskawice. Wbrew pozorom, nie czuła wobec tego strachu, choć niektórzy z jej rówieśników kulili się po kątach żłobka.
Ją jedynie w tym zjawisku irytował brak ciszy i bolesne dla ślepi światło. Szukała satysfakcji z życia, a że jej nie szło zbyt dobrze, uznała, iż musi się postarać bardziej, niż w ogóle jest w stanie.
Dzisiaj również zdecydowała się kogoś poznać, z tym że nie zamierzała ograniczać się do kociarni, a odkryć trochę więcej ze świata i porozmawiać z jakimś prawdziwym wojownikiem, takim z krwi i kości, bo przecież ci osobnicy powinni być warci jej uwagi. Ignorując przemykającą z tyłu głowy wizję ochrzanu od w teorii pilnujących ją karmicielek, wyszła ze żłobka, drepcząc w głąb obozowiska.
Nie przejmowała się niczym, bo z góry sobie ustaliła, że nie będzie sprawiać problemów, więc nikt nie powinien mieć do niej żadnych pretensji. Jedynie zrobi sobie mały spacer z ograniczeniem do bezpiecznych dla niej terenów, wymieni parę słów z niektórymi dorosłymi kotami, a potem wróci na swoje miejsce, bo przecież i tak nie planowała nic złego. Po prostu próbuje korzystać z beztroskich dni młodości, bo nim się zmruży oczy, będzie staruszką z nie do końca sprawnymi kończynami, a takie drobne wędrówki będą jedynie odległym i rozmazującym się wspomnieniem.
To oczywiście była optymistyczna wersja przyszłości. W tej pesymistycznej mogła nawet nie dożyć mianowania, a z tego co zrozumiała i spostrzegła, wojownicy mają tendencje do umierania w nienaturalny sposób, zabici przez czynniki związane ze środowiskiem, albo po prostu przez inne koty.
Próbowała cieszyć się ładną pogodą, ale ilekroć chciała wyszczerzyć zęby w uśmiechu, pysk krzywił się jej w taki sposób, jakby zjadła coś nieprzyjemnego. Zrezygnowała z tego, bo sama czuła, że wygląda jak typowy mysi móżdżek, a to było wedle niej raniące określenia, nawet jeśli tylko ona sama się tak nazwała i to w myślach.
Przeleciała spojrzeniem błękitnych ślepi po obozowisku i utkwiła swój wzrok w czarnej kotce. Umaszczenie w teorii nie było wyjątkowe, ale to nie to zwróciło uwagę kociaka. Ze sporej odległości, w której była od wojowniczki, mogła dostrzec zmęczenie w jej posturze i cierpienie na pysku. Wyglądała na wycieńczoną i pozbawioną wszelkich energii życiowych.
I w tym momencie Tygrys się zmartwiła. Nie lubiła widzieć smutku u innych. Zawsze wtedy budziła się w niej ta jej najmilsza i najbardziej wyrozumiała strony, a że łapy nie były w stanie utrzymać jej w miejscu, ostrożnie zbliżyła się do starszej od siebie.
- Heej, przepraszam – wymamrotała, na co ta podskoczyła, zapewne wcześniej nie zauważając podążającej w jej stronę istotki. Ruda przystanęła, dając jej chwilę na ochłonięcie, a sobie samej moment na wymyślenie sensownej wypowiedzi. – Coś się stało? Wyglądasz na przygnębioną i rozumiem, że pewnie chcesz pobyć w samotności, ale w sumie siedzisz teraz bardzo na widoku. Mogę cię jakoś pocieszyć? – zapytała cichym, delikatnym i spokojnym głosem.
Pomimo przerażenia w oczach czarnej wiedziała jedno. Łatwo nie odpuści i będzie tu siedzieć, dopóki nie dowie się o wszystkim, o czym chce wiedzieć.
Ją jedynie w tym zjawisku irytował brak ciszy i bolesne dla ślepi światło. Szukała satysfakcji z życia, a że jej nie szło zbyt dobrze, uznała, iż musi się postarać bardziej, niż w ogóle jest w stanie.
Dzisiaj również zdecydowała się kogoś poznać, z tym że nie zamierzała ograniczać się do kociarni, a odkryć trochę więcej ze świata i porozmawiać z jakimś prawdziwym wojownikiem, takim z krwi i kości, bo przecież ci osobnicy powinni być warci jej uwagi. Ignorując przemykającą z tyłu głowy wizję ochrzanu od w teorii pilnujących ją karmicielek, wyszła ze żłobka, drepcząc w głąb obozowiska.
Nie przejmowała się niczym, bo z góry sobie ustaliła, że nie będzie sprawiać problemów, więc nikt nie powinien mieć do niej żadnych pretensji. Jedynie zrobi sobie mały spacer z ograniczeniem do bezpiecznych dla niej terenów, wymieni parę słów z niektórymi dorosłymi kotami, a potem wróci na swoje miejsce, bo przecież i tak nie planowała nic złego. Po prostu próbuje korzystać z beztroskich dni młodości, bo nim się zmruży oczy, będzie staruszką z nie do końca sprawnymi kończynami, a takie drobne wędrówki będą jedynie odległym i rozmazującym się wspomnieniem.
To oczywiście była optymistyczna wersja przyszłości. W tej pesymistycznej mogła nawet nie dożyć mianowania, a z tego co zrozumiała i spostrzegła, wojownicy mają tendencje do umierania w nienaturalny sposób, zabici przez czynniki związane ze środowiskiem, albo po prostu przez inne koty.
Próbowała cieszyć się ładną pogodą, ale ilekroć chciała wyszczerzyć zęby w uśmiechu, pysk krzywił się jej w taki sposób, jakby zjadła coś nieprzyjemnego. Zrezygnowała z tego, bo sama czuła, że wygląda jak typowy mysi móżdżek, a to było wedle niej raniące określenia, nawet jeśli tylko ona sama się tak nazwała i to w myślach.
Przeleciała spojrzeniem błękitnych ślepi po obozowisku i utkwiła swój wzrok w czarnej kotce. Umaszczenie w teorii nie było wyjątkowe, ale to nie to zwróciło uwagę kociaka. Ze sporej odległości, w której była od wojowniczki, mogła dostrzec zmęczenie w jej posturze i cierpienie na pysku. Wyglądała na wycieńczoną i pozbawioną wszelkich energii życiowych.
I w tym momencie Tygrys się zmartwiła. Nie lubiła widzieć smutku u innych. Zawsze wtedy budziła się w niej ta jej najmilsza i najbardziej wyrozumiała strony, a że łapy nie były w stanie utrzymać jej w miejscu, ostrożnie zbliżyła się do starszej od siebie.
- Heej, przepraszam – wymamrotała, na co ta podskoczyła, zapewne wcześniej nie zauważając podążającej w jej stronę istotki. Ruda przystanęła, dając jej chwilę na ochłonięcie, a sobie samej moment na wymyślenie sensownej wypowiedzi. – Coś się stało? Wyglądasz na przygnębioną i rozumiem, że pewnie chcesz pobyć w samotności, ale w sumie siedzisz teraz bardzo na widoku. Mogę cię jakoś pocieszyć? – zapytała cichym, delikatnym i spokojnym głosem.
Pomimo przerażenia w oczach czarnej wiedziała jedno. Łatwo nie odpuści i będzie tu siedzieć, dopóki nie dowie się o wszystkim, o czym chce wiedzieć.
<Wilcza Zamieć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz