Dotknęła łapą suchej trawy, obserwując, jak ta łamie się pod wpływem lekkiego muśnięcia. Odnalazła w tym aluzje do kruchości życia. Łatwo było je utracić, szczególnie kiedy nie dba się o swoje zdrowie. Pozostawione bez pielęgnacji zaczyna samoistnie obumierać, by w końcu ulec całkowitej destrukcji. Każdy przychodził na świat tylko po to, by w przyszłości go opuścić. W mniej lub bardziej bolesny sposób.
Gdzieś wśród wojowników obiło jej się o uszy, że w klanie miały miejsca nieprzyjemne sprawy, związane z jakimiś morderstwami. Nadmiar nieszczęść w tym miejscu wydawał jej się przytłaczający. Zmiany we władzy, zniesienie niesprawiedliwych podziałów – to akurat brzmiało jak coś dobrego, ale czy stanowiło odpowiednią rekompensatę za krzywdę, która dotknęła tak wielu istot? Wcześniej problemem dla Burzaków była dziwna dyskryminacja przez wzgląd na barwę futra, a w tym momencie śladem po niej była napięta atmosfera wśród członków.
Nie znała zbyt wielu kotów, a nawet jeśli, to z pewnością nie ogarniała się w poprzednim składzie dowództwa. Słyszała jedynie o tyrani, jaka miała tu miejsce. O nieuczciwości, rasizmie i wszystkim innym, co było złe. Teraz rozpoznawała jako lidera białego kocura, będącego dla niej dalej bezimiennym, bo nie potrafiła spamiętać, jak się nazywał. Za to zastępcą stała się kojarzona przez nią krzykliwa, czarna kotka. Ruda była tylko małym bękartem, ale spoglądał na to wszystko w skupieniu. Nie wydawała się specjalnie zainteresowana takowym obrotem spraw, lecz i nie mogła skłamać, że wizja spokoju w jej środowisku ją uspokajała.
Usłyszała jakiś ruch za sobą i zerknęła w tył, lustrując wzrokiem otoczenie. W zasięgu jej spojrzenia mignęła ruda sylwetka kocura, spoglądającego z pogardą na każdego, kto napatoczył się na jego drogę. Wydawało się, że nie zauważył Tygrys, bo zatrzymał się niedaleko, ale głowę miał zadartą wysoko. Wyglądał na mocno niezadowolonego, balansując pomarańczowymi ślepiami pomiędzy wojownikami.
- Żałosne – wymamrotał, krzywiąc się mocniej. – Nie tak powinno być…
- Co jest nie tak? – odezwała się nagle, a ten podskoczył, patrząc z niedowierzaniem na krasnala nieopodal jego łap. Przekręcił oczami, znowu szepcząc pod nosem. „Kotka” – ruch jego pyska wydawał się wypowiadać dokładnie te słowa, a głos wręcz ociekał toksycznością.
- Wszystko. Rudzi nie powinni być na równi z resztą tego pospólstwa – syknął. - Jesteśmy lepsi.
- Dlaczego? Czyż nie szacunek i równość czyni klan lepszym miejscem do życia? – podjęła się dyskusji, nastawiając ucho w kierunku rozmówcy. – Każdemu będzie milej, jeśli będzie czuć, że inni nie mają do niego urazu przez wzgląd na takie głupie czynniki, jak wygląd. Bo… zdajesz sobie sprawę, że nie mamy wpływu na kolor futra? – spytała z dozą niepewności.
- Wystarczy nie zadawać się z gorszymi, a czysta krew rudzielców będzie płynąć w prostej linii.
- Oh, masz ciekawe podejście do tego – stwierdziła. Zamiast użyć słów „denne i bezsensowne”, nazwała to po prostu czymś interesującym. – Skąd taki sposób myślenia? Poza tym nie czujesz, że atmosfera w klanie uległa pozytywnej zmianie, skoro nie ma podziału? Nie podoba ci się to? – pytała spokojnie, ciągnąc rozmowę w celu odkrycia czegoś nowego.
Gdzieś wśród wojowników obiło jej się o uszy, że w klanie miały miejsca nieprzyjemne sprawy, związane z jakimiś morderstwami. Nadmiar nieszczęść w tym miejscu wydawał jej się przytłaczający. Zmiany we władzy, zniesienie niesprawiedliwych podziałów – to akurat brzmiało jak coś dobrego, ale czy stanowiło odpowiednią rekompensatę za krzywdę, która dotknęła tak wielu istot? Wcześniej problemem dla Burzaków była dziwna dyskryminacja przez wzgląd na barwę futra, a w tym momencie śladem po niej była napięta atmosfera wśród członków.
Nie znała zbyt wielu kotów, a nawet jeśli, to z pewnością nie ogarniała się w poprzednim składzie dowództwa. Słyszała jedynie o tyrani, jaka miała tu miejsce. O nieuczciwości, rasizmie i wszystkim innym, co było złe. Teraz rozpoznawała jako lidera białego kocura, będącego dla niej dalej bezimiennym, bo nie potrafiła spamiętać, jak się nazywał. Za to zastępcą stała się kojarzona przez nią krzykliwa, czarna kotka. Ruda była tylko małym bękartem, ale spoglądał na to wszystko w skupieniu. Nie wydawała się specjalnie zainteresowana takowym obrotem spraw, lecz i nie mogła skłamać, że wizja spokoju w jej środowisku ją uspokajała.
Usłyszała jakiś ruch za sobą i zerknęła w tył, lustrując wzrokiem otoczenie. W zasięgu jej spojrzenia mignęła ruda sylwetka kocura, spoglądającego z pogardą na każdego, kto napatoczył się na jego drogę. Wydawało się, że nie zauważył Tygrys, bo zatrzymał się niedaleko, ale głowę miał zadartą wysoko. Wyglądał na mocno niezadowolonego, balansując pomarańczowymi ślepiami pomiędzy wojownikami.
- Żałosne – wymamrotał, krzywiąc się mocniej. – Nie tak powinno być…
- Co jest nie tak? – odezwała się nagle, a ten podskoczył, patrząc z niedowierzaniem na krasnala nieopodal jego łap. Przekręcił oczami, znowu szepcząc pod nosem. „Kotka” – ruch jego pyska wydawał się wypowiadać dokładnie te słowa, a głos wręcz ociekał toksycznością.
- Wszystko. Rudzi nie powinni być na równi z resztą tego pospólstwa – syknął. - Jesteśmy lepsi.
- Dlaczego? Czyż nie szacunek i równość czyni klan lepszym miejscem do życia? – podjęła się dyskusji, nastawiając ucho w kierunku rozmówcy. – Każdemu będzie milej, jeśli będzie czuć, że inni nie mają do niego urazu przez wzgląd na takie głupie czynniki, jak wygląd. Bo… zdajesz sobie sprawę, że nie mamy wpływu na kolor futra? – spytała z dozą niepewności.
- Wystarczy nie zadawać się z gorszymi, a czysta krew rudzielców będzie płynąć w prostej linii.
- Oh, masz ciekawe podejście do tego – stwierdziła. Zamiast użyć słów „denne i bezsensowne”, nazwała to po prostu czymś interesującym. – Skąd taki sposób myślenia? Poza tym nie czujesz, że atmosfera w klanie uległa pozytywnej zmianie, skoro nie ma podziału? Nie podoba ci się to? – pytała spokojnie, ciągnąc rozmowę w celu odkrycia czegoś nowego.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz