Wcześniej zajmowała się Orlikowym Szeptem i Byczą Szarżą. Dała im parę ziół i odprowadziła wzrokiem, gdy wyszli. Nie minęła nawet minuta, a zaraz po nich do legowiska wkroczył Drżąca Ścieżka. Wiśniowa Łapa pokręciła lekko koniuszkiem ogona, mierząc wzrokiem stertę ziół i dając wojownikowi znak, by wszedł. Naprawdę miała do niego sentyment. Był spokojnym, zrównoważonym wojownikiem. Nie czuła zjeżonych włosków na karku, gdy wchodził. Niełatwo również się denerwowała, gdy to on wchodził, a nie na przykład jej kuzyn. W Klanie Burzy mnóstwo było nietaktownych kotów, a ci, którzy naprawdę zachowywali takt, szacunek i należyty spokój, byli rzadkością.
- Witaj. Mógłbym prosić o mak? Te pioruny... - Powiedział Drżąca Ścieżka, gdy uczennica zwróciła ku niemu wzrok. - Pobudzają wyobraźnię. A nie chcę paść na zawał. Ciężko wam? Znaczy... Czy wujek sobie radzi? Wiśniowa Łapa westchnęła. Czy można było powiedzieć, że ktokolwiek w ogóle sobie radzi? To, co się działo w klanie wyniszczało psychikę każdemu.
- Póki co, daje radę. - Miauknęła kotka gładkim tonem. - Ale jest już w dość... podeszłym wieku. Nie chcę przerywać mu odpoczynku. Zasłużył sobie na chwilę spokoju. Praca medyka jest ciężka, a co już mówić o kocie, który tak długo służył klanowi?
Drżąca Ścieżka pokiwał głową. Szylkretka popatrzyła mu głęboko w oczy. Ciekawiła się, co chodziło mu po głowie. Co go tak dręczyło, że potrzebował maku?
Odwróciła się i przebiegła wzrokiem po ziołach, szukając czarnych ziarenek. W międzyczasie, czuła potrzebę wypowiedzenia jeszcze kilku słów.
- Pamiętaj, żeby nie przesadzać z makiem - Miauknęła. - Jest dobry, ale w odpowiedniej ilości. Czasem można od niego być naprawdę sennym, a wojownik za dnia musi być pewnie w formie, prawda?
- Racja. - Miauknął wojownik. - Wystarczy mi tylko trochę, naprawdę jest mi potrzebny.
- Wierzę - Mruknęła kotka. Zmrużyła oczy. Nie dostrzegała nigdzie malutkich, czarnych nasionek. Spojrzała się z wahaniem w stronę śpiącego mentora, a potem przeniosła wzrok na kremowego. - Chyba zabrakło maku. Może wyręczyłbyś swojego wujka i poszedł po niego ze mną?
Liczyła, że się zgodzi. Pogoda była okropna. Nie chciała teraz budzić Jeżowej Ścieżki. Przez ostatnie napięcie w klanie mnóstwo kotów przychodziło po mak, ponieważ miał uspokajające zastosowanie. Na szczęście rósł bardzo obficie w lasach i zdobycie go było łatwe, a przynajmniej w porze zielonych liści. Mentor zasługiwał choć na odrobinkę spokoju, a przez ciągłą pracę medyka nie zawsze miał na to czas. Wiśnia rozumiała, jak bardzo ważne było wyręczanie starszych od siebie kotów. Na tym przecież polegał szacunek.
<Dreszcz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz