*Pora Nowych Liści*
Mógł po prostu wstać i ruszyć przed siebie, gdzie tylko go oczy poniosą. Mógł odkrywać miejsca, o których dawniej nawet nie śnił. Z dala od tych, którzy znali Wróblową Gwiazdę, po raz pierwszy mógł całkowicie decydować o tym, kim był. W końcu mógł zapomnieć i być naprawdę wolnym. Tylko że nie potrafił.
Siedział, wpatrując się w płynące po niebie chmury. Od czasu do czasu krzyknął ptak, zawiał wiatr, przynosząc zapach świeżej trawy.
Powinien coś zrobić. Był głodny, musiał w końcu ruszyć się na polowanie.
Obłok zasnuł słońce, które w jednej chwili jakby zgasło, pogrążając polanę w mroku. Zaszumiały niedawno rozkwitłe kwiaty. Chłodny powiew zmierzwił jego futro.
Siedział i patrzył.
Co chwilę oglądał się za siebie, jakby na coś czekał. Drgał, gdy do jego uszu docierał najmniejszy szelest. Wyczekiwał, ale nie wiedział czego. Czegoś. Co zmieni jego położenie. Co wybije go z tego niekończącego się pasma szarości.
Musiał coś zrobić. Podjąć jakieś kroki. Opracować plan. Musiał. Ale jutro…
Głos. Podniósł uszy, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Po chwili dostrzegł łasicę. To ona musiała wydać dźwięk do złudzenia przypominający mowę. Głos kogoś dobrze znanego, kiedyś…
Spuścił uszy. Odetchnął głębiej, chcąc opanować galopujące serce. Drżał wewnątrz przy każdym oddechu. A przecież nic. Nikogo nie było.
Nie było.
Westchnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz