Jej drżąca łapa stanęła na Wielkiej Gałęzi. Cały klan wpatrywał się w nią. Teraz ona była liderem. Teraz ich życie było w jej łapach. Czuła jak jej serce pulsuje, a ciepła krew wędruje po żyłach. Nie była gotowa. Bała się. Straciła Szyszkę. Straciła kotkę, której najbardziej ufała z całego Owocowego Lasu. Straciła swoją mentorkę. Teraz ona musiała decydować. Nie mogła się wahać. Nie mogła się tego nie podjąć. Uciec. Szyszka liczyła na nią. Jak i cały Owocowy Las. Ślipia wojowników, uczniów i kociąt wpatrywały się w nią.
— Owocowy Lesie. — jej głos pełen niepokoju rozległ się po sadzie. — Szyszka odeszła. Zostawiła was w moich łapach. Nie zamierzam zawieść. Nie zamierzam popełnić błędów moich poprzedników. Musimy stać się silni. Musimy być silniejsi od leśnych klanów, które pogrążyły się w chaosie.
Odpowiedziała jej cisza. W niektórych ślipiach dojrzała niepewność. W innych strach. W nielicznych ekscytacje. Dreszcz nerwów przeszedł przez jej grzbiet.
— Moim zastępcą zostanie... — urwała, rozglądając się niespokojnie po kotach.
Miała tyle wschodów słońca by wybrać, lecz nie potrafiła. Wszyscy zdawali się niegodni. Żadnemu z nich nie ufała na tyle by powierzyć im życie całego klanu. Żaden z nich nie zrozumie. Nie podejdzie do tego odpowiednio. Czując, jak kolejne uderzenia serca mijają i mijają, zatrzymała się wzrokiem na jednej kotce. Wojowniczce. Matce trójki kociąt. Kotce, która także straciła swoich rodziców i rodzeństwo. Kotce, która może ją zrozumie.
— Brzoskwinia. — miauknęła w końcu.
Szepty rozeszły się pomiędzy kotami. Jabłko wpatrywał się w nią niezadowolony. Komar z wrednym uśmiechem i nie odrywając od niej wzroku szeptał coś do Sadzy, który zaśmiał się cicho. Jedynka i Kudłacz siedzieli jako jedyni nie poruszeni wraz ze swoją córką. Brzoskwinia wpatrywała się w nią zaskoczona. Nie spodziewała się. Podeszła niepewnie do drzewa i wspięła się na górę. Spojrzała na Błysk i otworzyła pysk.
— Nie wiem co powiedzieć. — przyznała.
Błysk uniosła dumnie ogon do góry. Musiała sprawiać pozory. Nie mogła być słaba. Zbyt wielu mogło to wykorzystać.
— Nie musisz nic mówić. — odparła. — Owocowy Lesie, od dziś zaczyna się nowa era. Era, w której nigdy więcej nie będziemy na samym dole klanowych hierarchii. Weźmiemy życie w nasze łapy i nie pozwolimy do powtórzenia tragedii przed tylu księżyców. Tym razem będziemy silniejsi. Tym razem przetrwamy bez straty żadnego z naszych bliskich. — ogłosiła i odwróciła się na pięcie, by zniknąć w mroku swojego legowiska.
Mchowe posłanie nadal pachniało Szyszką. Kotka padła na niewyczerpana. Całe nerwy i stres zaczęły z niej wypływać, wprawiając bure ciało w drgania. Nie poradzi sobie. Nie da rady.
Jak ma sprawić, że rozlazły klan żyjący od pokoleń w bezpiecznym sadzie stanie się silniejszy?
* * *
Kolejna bezsenna noc odciskała na niej piętno. Zamrugała niemrawo, starając zrzucić z powiek senność. Jej uczeń wpatrywał się w nią. Zimoziół. Wnuczek Szyszki. Nie odziedziczył dobrych genów. Był uszkodzony. Nie potrafił tak wielu rzeczy, jego szkolenie ciągle zdawało się stać w miejscu. Miał już dwadzieścia księżyców. Nauczyła go czternaście. Miała dość. Wściekle uderzyła ogonem w ziemię.
— Dosyć tego.
Uczeń spojrzał na nią zdezorientowany.
— Czego?
Błysk wbiła w niego ostre spojrzenie.
— Czego? — powtórzyła. — Tego! Wszyscy twoi znajomi już są wojownikami. Oprócz ciebie tylko uczniowie mają tylko osiem księżyców. Nie wstyd ci?
Zimoziół zrobił krok w tył. Zawstydzony położył uszy.
— Dobrze się czujesz, Błysk? Jesteś dzisiaj jakaś inna. — nie odpowiedział na jej pytanie.
Liderka trzepnęła zdenerwowana ogonem. Może miał rację, ale nie chciała o tym myśleć. Może nie powinna być taka ostra, ale nie zamierzała przepraszać. Nie mogła uczynić ich klanu silniejszym i lepszym, jeśli koty takie jak Zimoziół leniły się zamiast uczyć.
— Koniec na dziś. — warknęła. — Dołącz do Sadzy i Miodka, może w ich towarzystwie coś wpadnie ci do łba.
Uczeń kiwnął niepewnie łbem i pospiesznie oddalić się od mentorki. Błysk złapała się za łeb. Musiała to zmienić. Nie mogła dopuszczać do takich sytuacji. To nie mogło być codziennością. W Klanie Nocy uczniowie w wieku czternastu czy piętnastu księżyców kończyły szkolenie. Nie dorównają mu, jeśli będzie pozwalała na takie zachowania. Musieli być lepsi od nich. Inaczej będą wiecznie żyli w strachu przed najeźdźcami.
— Dosyć tego.
Uczeń spojrzał na nią zdezorientowany.
— Czego?
Błysk wbiła w niego ostre spojrzenie.
— Czego? — powtórzyła. — Tego! Wszyscy twoi znajomi już są wojownikami. Oprócz ciebie tylko uczniowie mają tylko osiem księżyców. Nie wstyd ci?
Zimoziół zrobił krok w tył. Zawstydzony położył uszy.
— Dobrze się czujesz, Błysk? Jesteś dzisiaj jakaś inna. — nie odpowiedział na jej pytanie.
Liderka trzepnęła zdenerwowana ogonem. Może miał rację, ale nie chciała o tym myśleć. Może nie powinna być taka ostra, ale nie zamierzała przepraszać. Nie mogła uczynić ich klanu silniejszym i lepszym, jeśli koty takie jak Zimoziół leniły się zamiast uczyć.
— Koniec na dziś. — warknęła. — Dołącz do Sadzy i Miodka, może w ich towarzystwie coś wpadnie ci do łba.
Uczeń kiwnął niepewnie łbem i pospiesznie oddalić się od mentorki. Błysk złapała się za łeb. Musiała to zmienić. Nie mogła dopuszczać do takich sytuacji. To nie mogło być codziennością. W Klanie Nocy uczniowie w wieku czternastu czy piętnastu księżyców kończyły szkolenie. Nie dorównają mu, jeśli będzie pozwalała na takie zachowania. Musieli być lepsi od nich. Inaczej będą wiecznie żyli w strachu przed najeźdźcami.
* * *
— Nie w tym tkwił problem. — szepnęła do siebie.
Musiała znaleźć inne rozwiązanie. Uczniowie nie byli tak efektywni. Zbyt dużo ich polowań kończyło się porażką, by ryzykować. Zwiększenie ilości treningów i mentorów nie wchodziło w grę. Zbyt długo by to trwało. Biła się z myślami, próbując znaleźć odpowiednią opcję. Potrzebowała zdrowych i wyszkolonych kotów.
— Błysk. — rozległ się głos za nią.
Raróg przebierał łapami, wpatrując się w nią. Liderka nieco zmieszana, uniosła brew ku górze.
— Coś się stało?
Kocur pokręcił łbem.
— Jerzyk chciała dziś wyjść i wyprostować łapy, chciałem zapytać czy mógłbym zamiast polowania wieczornego zostać z kociętami... wiem, że powinienem zgłosić Brzoskwini, ale ona także jest na patrolu no i wiesz...
Błysk olśniło. Jerzyk. Karmicielki. Pokazała wojownikowi łapą, żeby się uciszył. Karmicielki mogłyby dodatkowo polować. Były wojownikami. Miały odpowiednie wyszkolenie. Tylko co z kociętami. Nie mogła kazać matkom zostawić je bez opieki. Wiedziała sama, że nie można spuszczać z nich wzroku. Że kocięta pochłaniają dużo energii i tylko nieliczne kotki potrafią sobie dobrze z nimi poradzić.
Ogon kotki poszybował do góry. A gdyby tak...
— Możesz iść. — odparła do kocura. — Tylko niech wróci przed szczytowaniem księżyca. Dziś mam ważne ogłoszenia dla klanu.
* * *
Stres zjadał ją od środka. Chrząknęła, starając nie wypiszczeć niczego słabym i zlęknionym głosem.
— Owocowy Lesie. Obserwowałam nasz klan uważnie przez ostatnie księżyce. Nie dajemy sobie rady z obecną porą roku. Wojownicy zasypiają z pustymi brzuchami. Uczniowie nie przyzwyczajeni do ilości patrolów padają zmęczeni zaraz po zakończeniu treningów. Nasze kocięta nie mają wystraczająco dużo pożywienia, by prawidłowo się rozwijać. Zamierzam to zmienić. — miauknęła donośnie.
Brzoskwinia spojrzała na nią nieco zaskoczona. Na dole także zapanował lekki zamęt. Błysk wstała i zrobiła parę kroków po gałęzi.
— Od dziś w kociarni opiekę nad kociętami będzie sprawować jedna lub dwie karmicielki. — ogłosiła.
Oburzone głosy dotarły do jej uszu. Raróg patrzył na nią kręcąc łbem z rozczarowaniem, a niektóre kotki darły się, że chce zabrać im czas spędzony z kociętami. Jedynie większość męskiej części klanu podeszła do tego neutralnie.
— Spokojnie. Nie zamierzam wam odbierać kociąt. Sama byłam matką. — miauknęła, czując jak do jej głosu wkrada się lęk.
Zrobiła pewny krok do przodu, starając się zamaskować strach.
— Każda kotka będzie mogła zostać w kociarni tyle ile będzie chciała i również opiekować się swoimi młodymi. Lecz wiem, że nie każda z was jest wstanie gnić w kociarni z uciążliwymi, głośnymi i wymagającymi ciągłej opieki malcami. Ja sama ledwo po czwartym księżycu wytrzymywałam tam. — mruknęła. — Lecz jeśli która z nas będzie miała dość... W każdym momencie, po upływie księżyca od narodzin kociąt, może wrócić do obowiązków wojowniczki, a opiekę nad swoimi kociętami zostawić Tajfun.
Wzrok większości kotów powędrował ku dymnej kotce. Tajfun schowała pysk za ogonem przytłoczona uwagą skierowaną na nią. Maczek przytuliła kotkę, jakby chciała ochronić przybraną mamę przed tymi wszystkimi spojrzeniami.
— Jak wszyscy wiemy Tajfun wychowała już trójkę kociąt, a niejednej z nas pomogła podczas trudów rodzicielstwa. Nie znam lepszej kotki, której mogłabym oddać pod opiekę swoje maluchy. Jeśli któraś z was będzie także chciała pozostać wieczną karmicielką zapraszam do mnie po zebraniu. — kontynuowała Błysk.
— Owocowy Lesie. Obserwowałam nasz klan uważnie przez ostatnie księżyce. Nie dajemy sobie rady z obecną porą roku. Wojownicy zasypiają z pustymi brzuchami. Uczniowie nie przyzwyczajeni do ilości patrolów padają zmęczeni zaraz po zakończeniu treningów. Nasze kocięta nie mają wystraczająco dużo pożywienia, by prawidłowo się rozwijać. Zamierzam to zmienić. — miauknęła donośnie.
Brzoskwinia spojrzała na nią nieco zaskoczona. Na dole także zapanował lekki zamęt. Błysk wstała i zrobiła parę kroków po gałęzi.
— Od dziś w kociarni opiekę nad kociętami będzie sprawować jedna lub dwie karmicielki. — ogłosiła.
Oburzone głosy dotarły do jej uszu. Raróg patrzył na nią kręcąc łbem z rozczarowaniem, a niektóre kotki darły się, że chce zabrać im czas spędzony z kociętami. Jedynie większość męskiej części klanu podeszła do tego neutralnie.
— Spokojnie. Nie zamierzam wam odbierać kociąt. Sama byłam matką. — miauknęła, czując jak do jej głosu wkrada się lęk.
Zrobiła pewny krok do przodu, starając się zamaskować strach.
— Każda kotka będzie mogła zostać w kociarni tyle ile będzie chciała i również opiekować się swoimi młodymi. Lecz wiem, że nie każda z was jest wstanie gnić w kociarni z uciążliwymi, głośnymi i wymagającymi ciągłej opieki malcami. Ja sama ledwo po czwartym księżycu wytrzymywałam tam. — mruknęła. — Lecz jeśli która z nas będzie miała dość... W każdym momencie, po upływie księżyca od narodzin kociąt, może wrócić do obowiązków wojowniczki, a opiekę nad swoimi kociętami zostawić Tajfun.
Wzrok większości kotów powędrował ku dymnej kotce. Tajfun schowała pysk za ogonem przytłoczona uwagą skierowaną na nią. Maczek przytuliła kotkę, jakby chciała ochronić przybraną mamę przed tymi wszystkimi spojrzeniami.
— Jak wszyscy wiemy Tajfun wychowała już trójkę kociąt, a niejednej z nas pomogła podczas trudów rodzicielstwa. Nie znam lepszej kotki, której mogłabym oddać pod opiekę swoje maluchy. Jeśli któraś z was będzie także chciała pozostać wieczną karmicielką zapraszam do mnie po zebraniu. — kontynuowała Błysk.
Obecne karmicielki rozmawiały pomiędzy sobą, a Uszatka posłała jej ciepły uśmiech. Błysk nawet nie pomyślała o tym, że to pomoże skrzywdzonym kotką jak jej partnerka. Pod wpływem gestu od kotki poczuła się jakby dostała skrzydeł. Zmusiła wiecznie zgarbiony grzbiet do wyprostowania się.
— Chciałabym także poruszyć sprawę uczniów. — jej wzrok mimowolnie podążył ku Zimoziółowi, który położył uszy. — Szkolenie przyszłych wojowników zajmuje nam... dużo czasu. Już nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś ukończył szkolenie przed wiekiem czternastu księżyców. Dlatego też od dziś każdemu uczniowi, któremu uda się to osiągnąć czeka nagroda. Zaczynając od dnia wolnego od patrolów po pierwszeństwo u medyka czy wzięcia jako pierwszym zwierzyny ze stosu. — mruknęła.
Podekscytowane i zaciekawione głosy najmłodszej części sadu rozległy się gdzieś za grzbietami wojowników.
— Jednak ci, którzy nie skończyli szkolenia po upływie osiemnastu księżyców nie będą mieli tak łatwo. Rozumiem, że niektórzy mogą mieć większy problem z przyswojeniem materiału, więc zostanie przydzielony do nich dodatkowy mentor, z którym będą trenować w czasie wolnym, jak i liczba ich obowiązków zostanie zwiększona. Jeśli pomimo tego do dwudziestego piątego księżyca nie ukończą szkolenia... — urwała na uderzenie serca. — Zostaną asystentami wojowników jak Bez. Będą musieli słuchać się pozostałych wojowników oraz pomagać Bzu w jego obowiązkach.
Rozmowy pomiędzy kotami stały się coraz głośniejsze. Zimoziół wpatrywał się w swoje łapy. Maczek z Ćmą zakładali się, kto pierwszy z nich ukończy szkolenie, a Tajfun czule się im przyglądała. Raróg z partnerką szeptali coś do siebie, a Zięba oparta o partnera jedynie wpatrywała się w liderkę.
— Zimoziół, wystąp. — mruknęła do swojego ucznia.
Kocur niepewnie wyszedł z tłumu.
— Od dziś twoim szkoleniem zajmuje się Blask i Księżyc. — miauknęła do niego.
Uczeń niepewnie kiwnął łbem i zniknął w rozgadanym tłumie. Błysk spoglądała na to wszystko z Wielkiej Gałęzi. Czekało ją jeszcze wprowadzenie niejednej zmiany, by usprawnić Owocowy Las. By stali się potęgą, o której jej poprzednicy nie śnili.
— Chciałabym także poruszyć sprawę uczniów. — jej wzrok mimowolnie podążył ku Zimoziółowi, który położył uszy. — Szkolenie przyszłych wojowników zajmuje nam... dużo czasu. Już nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś ukończył szkolenie przed wiekiem czternastu księżyców. Dlatego też od dziś każdemu uczniowi, któremu uda się to osiągnąć czeka nagroda. Zaczynając od dnia wolnego od patrolów po pierwszeństwo u medyka czy wzięcia jako pierwszym zwierzyny ze stosu. — mruknęła.
Podekscytowane i zaciekawione głosy najmłodszej części sadu rozległy się gdzieś za grzbietami wojowników.
— Jednak ci, którzy nie skończyli szkolenia po upływie osiemnastu księżyców nie będą mieli tak łatwo. Rozumiem, że niektórzy mogą mieć większy problem z przyswojeniem materiału, więc zostanie przydzielony do nich dodatkowy mentor, z którym będą trenować w czasie wolnym, jak i liczba ich obowiązków zostanie zwiększona. Jeśli pomimo tego do dwudziestego piątego księżyca nie ukończą szkolenia... — urwała na uderzenie serca. — Zostaną asystentami wojowników jak Bez. Będą musieli słuchać się pozostałych wojowników oraz pomagać Bzu w jego obowiązkach.
Rozmowy pomiędzy kotami stały się coraz głośniejsze. Zimoziół wpatrywał się w swoje łapy. Maczek z Ćmą zakładali się, kto pierwszy z nich ukończy szkolenie, a Tajfun czule się im przyglądała. Raróg z partnerką szeptali coś do siebie, a Zięba oparta o partnera jedynie wpatrywała się w liderkę.
— Zimoziół, wystąp. — mruknęła do swojego ucznia.
Kocur niepewnie wyszedł z tłumu.
— Od dziś twoim szkoleniem zajmuje się Blask i Księżyc. — miauknęła do niego.
Uczeń niepewnie kiwnął łbem i zniknął w rozgadanym tłumie. Błysk spoglądała na to wszystko z Wielkiej Gałęzi. Czekało ją jeszcze wprowadzenie niejednej zmiany, by usprawnić Owocowy Las. By stali się potęgą, o której jej poprzednicy nie śnili.
O kurczę, będę czekać na rozwój wypadków <3
OdpowiedzUsuń