Zachodzenie słońca zawsze było magiczne. Nawet gdyby nie miała na imię jak to zjawisko i tak by lubiła te mieniące się na bezkresnym obszarze nieba kolory. Tu na wrzosowiskach tego widoku nie zasłaniały jej drzewa. Byli bliżej Klanu Gwiazd.
Wiara w przodków była czymś niezbyt stałym. Dało się ją stracić, przy trudnym momencie nagle poczuć, że nieee… Jednak nie wierzę. A jednak? Ona sądziła, że oni muszą istnieć. Gwiazdy jaśniały na sklepieniu, to nie mogło od tak sobie istnieć. To wszystko było zbyt piękne, a czasem zbyt straszne. Istniały przepowiednie, znaki. Nie dało się chwycić gwiazd, bo gdyby taka była możliwość, zwątpiłaby. Jeżeli coś jest tajemnicze, to i również ciekawe.
-Co robisz? - podszedł do niej mały Falka. Albo mały gnojek, bo tak go też nazywała. Był po prostu mały i głupi, więc nie powinien się obrazić.
- Patrzę. Myślę. A ty tylko bezmyślnie gapisz się na mnie, jakbym robiła coś debilnego… - podniosła jedną brew, sprawiając, że rudy zmieszał się lekko.
- Przecież to jest… codziennie. Nie idziesz już spać? - miauknął do niej zaciekawiony.
- Nie, nie. Może sobie na spacer pójdę. Nikt nie zobaczy. Ale wtedy ani mru mru nikomu, spoko? - mruknęła do niego, powoli podnosząc się z ziemi.
- Nie możesz! Bo jeszcze coś cię zje. Pójdziesz wraz ze mną do legowiska uczniów- nie chciał ustąpić Falka. Westchnęła cicho. No jak z nim żyć można? Był taki w tym momencie uparty.
- Zostaw mnie w spokoju. Nikt mnie nie zabije. Jestem dzielna i zdolna. Sam sobie idź, bo jakiś potężny ssak czy inny śmieć cię pożre. Łaaaaaaaaaa- zaczęła wydawać dźwięki, które miałyby odzwierciedlać jakiegoś stwora. Rudzielec lekko sie uśmiechnął, jednak było widać, że jest deczko zdezorientowany.
- P-przecież nic mnie nie zje. Na pewno.
- Chyba. Nie możesz powiedzieć, że na pewno.
- Nie mów tak! Nic mnie nie zje. Rozżarzony Płomień mnie obroni! Naprawdę! Jest taki odważny.
- Odważny? Ja jestem odważna. Uratowałabym cię, gdyby mi się chciało. A co gdyby mi się nie chciało, a Żar był u medyka bo dostał rozwolnienia?
- Uhmmm… Na pewno by mnie uratował.
- Nie wiem, ale ja nie chciałabym, by coś ci się stało.
Wiara w przodków była czymś niezbyt stałym. Dało się ją stracić, przy trudnym momencie nagle poczuć, że nieee… Jednak nie wierzę. A jednak? Ona sądziła, że oni muszą istnieć. Gwiazdy jaśniały na sklepieniu, to nie mogło od tak sobie istnieć. To wszystko było zbyt piękne, a czasem zbyt straszne. Istniały przepowiednie, znaki. Nie dało się chwycić gwiazd, bo gdyby taka była możliwość, zwątpiłaby. Jeżeli coś jest tajemnicze, to i również ciekawe.
-Co robisz? - podszedł do niej mały Falka. Albo mały gnojek, bo tak go też nazywała. Był po prostu mały i głupi, więc nie powinien się obrazić.
- Patrzę. Myślę. A ty tylko bezmyślnie gapisz się na mnie, jakbym robiła coś debilnego… - podniosła jedną brew, sprawiając, że rudy zmieszał się lekko.
- Przecież to jest… codziennie. Nie idziesz już spać? - miauknął do niej zaciekawiony.
- Nie, nie. Może sobie na spacer pójdę. Nikt nie zobaczy. Ale wtedy ani mru mru nikomu, spoko? - mruknęła do niego, powoli podnosząc się z ziemi.
- Nie możesz! Bo jeszcze coś cię zje. Pójdziesz wraz ze mną do legowiska uczniów- nie chciał ustąpić Falka. Westchnęła cicho. No jak z nim żyć można? Był taki w tym momencie uparty.
- Zostaw mnie w spokoju. Nikt mnie nie zabije. Jestem dzielna i zdolna. Sam sobie idź, bo jakiś potężny ssak czy inny śmieć cię pożre. Łaaaaaaaaaa- zaczęła wydawać dźwięki, które miałyby odzwierciedlać jakiegoś stwora. Rudzielec lekko sie uśmiechnął, jednak było widać, że jest deczko zdezorientowany.
- P-przecież nic mnie nie zje. Na pewno.
- Chyba. Nie możesz powiedzieć, że na pewno.
- Nie mów tak! Nic mnie nie zje. Rozżarzony Płomień mnie obroni! Naprawdę! Jest taki odważny.
- Odważny? Ja jestem odważna. Uratowałabym cię, gdyby mi się chciało. A co gdyby mi się nie chciało, a Żar był u medyka bo dostał rozwolnienia?
- Uhmmm… Na pewno by mnie uratował.
- Nie wiem, ale ja nie chciałabym, by coś ci się stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz