Wychodząc ze żłobka, po raz ostatni rzucił przelotne spojrzenie na znajdujące się tu koty. Niektórzy mieli predyspozycje do ukrywania swoich chorób i takie przypadki trzeba było na siłę ciągnąć do legowiska medyków, bo uparcie wypierali się wszelkich infekcji, chociażby najdrobniejszego kaszlu.
Nastawił ucho, słysząc ciche popiskiwanie Wschodzika, narzekającego na ból ucha. Bluszcz nie był cudotwórcą - nie mógł od razu pozbawić go cierpienia, leczenie niektórych urazów potrafiło trwać znacznie dłużej, więc młodego i tak nie spotkało najgorsze zło świata. Musiał się przyzwyczaić, bo w dorosłości mogą go czekać znacznie poważniejsze uszczerbki na zdrowiu.
- Jesteś gotowy, Bluszczowe Pnącze? - zapytało go Jaśminowy Sen, stojąc przy wyjściu z obozu. Liliowy skinął głową, uśmiechając się w podzięce za cierpliwość.
- Tak. Dobrze, że zauważyłoś problemy u tego kociaka. Tacy jak on są uparci, sami się nigdy nie przyznają, że coś im dolega, a jak już się zgłoszą, to choroba potrafi się porządnie rozwinąć - westchnął z niedowierzaniem. - W sumie to zawsze lepiej późno niż wcale - doprecyzował swą myśl.
To towarzystwo było dla niego czymś ciekawym. Nigdy nie miał okazji spędzić z Jaśmin czas, bo był za bardzo pochłonięty ziołami i nauką na przyszłą rolę uzdrowiciela. Teraz kiedy przyszło mu zostać pełnoprawnym asystentem medyka, mógł sobie pozwolić na chwilę wyluzowania, bo z Bursztynowym Pyłem radzili sobie całkiem dobrze, jak na Porę Nagich Liści. Jedyny problem stanowiły nieustanne braki w ich zbiorach, ale wielu wojowników było chętnych do pomocy przy zbieraniu, więc częste wyprawy pozwalały zachować sensowną ilość medykamentów.
- Słyszałom jego marudzenie i zawodzenie z drugiego końca obozu, a że nie chciał się ruszyć ze żłobka, to udałom się do was, bo inaczej nic na niego by nie zadziałało - wyjaśnił sprawę.
- I dobrze, trzeba na bieżąco przypominać kociętom, że zawsze warto zadbać o swoje zdrowie i nie można niczego lekceważyć - oświadczył liliowy, wzdychając przy segregowania w głowie listy brakujących roślin.
- Dużo macie braków? - spytało niespodziewanie, rozglądając się za jakimikolwiek zielskami.
- Trudno stwierdzić, albo coś leży tak długo, że gnije i traci wartości, albo znika w ekspresowym tempie - przyznał, zatrzymując się gwałtownie przy zielonkawym okazie flory. - To jest potrzebne. Wystarczy, że ugryziesz trochę tu, w połowie łodygi i pociągniesz. Nie musisz ciągnąć korzeni - wyjaśnił.
Nim Bluszcz sam zabrał się za wyrywanie zioła, spojrzał na moment, czy szynszylowe dobrze sobie radzi. Ku jego radości - Jaśminowy Sen okazało się bardzo pracowite i pomocne, bo dzięki temu, uzupełnianie zapasów poszło znacznie szybciej.
- Dziękuję! - Liliowy nie krył zadowolenia, kiedy wracali z tyloma roślinami.
Bursztynowy Pył na starcie obdarzył ich pełnym satysfakcji uśmiechem, radośnie witając się, kiedy ledwo co przekroczyli próg legowiska. Niemalże wygłosił Jaśminowi długą przemowę na temat tego, jak bardzo jest wspaniałe i potrzebne klanowi.
Van w międzyczasie odstawił wszystko na właściwe miejsce, a potem pożegnał się z wojownikiem.
Nastawił ucho, słysząc ciche popiskiwanie Wschodzika, narzekającego na ból ucha. Bluszcz nie był cudotwórcą - nie mógł od razu pozbawić go cierpienia, leczenie niektórych urazów potrafiło trwać znacznie dłużej, więc młodego i tak nie spotkało najgorsze zło świata. Musiał się przyzwyczaić, bo w dorosłości mogą go czekać znacznie poważniejsze uszczerbki na zdrowiu.
- Jesteś gotowy, Bluszczowe Pnącze? - zapytało go Jaśminowy Sen, stojąc przy wyjściu z obozu. Liliowy skinął głową, uśmiechając się w podzięce za cierpliwość.
- Tak. Dobrze, że zauważyłoś problemy u tego kociaka. Tacy jak on są uparci, sami się nigdy nie przyznają, że coś im dolega, a jak już się zgłoszą, to choroba potrafi się porządnie rozwinąć - westchnął z niedowierzaniem. - W sumie to zawsze lepiej późno niż wcale - doprecyzował swą myśl.
To towarzystwo było dla niego czymś ciekawym. Nigdy nie miał okazji spędzić z Jaśmin czas, bo był za bardzo pochłonięty ziołami i nauką na przyszłą rolę uzdrowiciela. Teraz kiedy przyszło mu zostać pełnoprawnym asystentem medyka, mógł sobie pozwolić na chwilę wyluzowania, bo z Bursztynowym Pyłem radzili sobie całkiem dobrze, jak na Porę Nagich Liści. Jedyny problem stanowiły nieustanne braki w ich zbiorach, ale wielu wojowników było chętnych do pomocy przy zbieraniu, więc częste wyprawy pozwalały zachować sensowną ilość medykamentów.
- Słyszałom jego marudzenie i zawodzenie z drugiego końca obozu, a że nie chciał się ruszyć ze żłobka, to udałom się do was, bo inaczej nic na niego by nie zadziałało - wyjaśnił sprawę.
- I dobrze, trzeba na bieżąco przypominać kociętom, że zawsze warto zadbać o swoje zdrowie i nie można niczego lekceważyć - oświadczył liliowy, wzdychając przy segregowania w głowie listy brakujących roślin.
- Dużo macie braków? - spytało niespodziewanie, rozglądając się za jakimikolwiek zielskami.
- Trudno stwierdzić, albo coś leży tak długo, że gnije i traci wartości, albo znika w ekspresowym tempie - przyznał, zatrzymując się gwałtownie przy zielonkawym okazie flory. - To jest potrzebne. Wystarczy, że ugryziesz trochę tu, w połowie łodygi i pociągniesz. Nie musisz ciągnąć korzeni - wyjaśnił.
Nim Bluszcz sam zabrał się za wyrywanie zioła, spojrzał na moment, czy szynszylowe dobrze sobie radzi. Ku jego radości - Jaśminowy Sen okazało się bardzo pracowite i pomocne, bo dzięki temu, uzupełnianie zapasów poszło znacznie szybciej.
- Dziękuję! - Liliowy nie krył zadowolenia, kiedy wracali z tyloma roślinami.
Bursztynowy Pył na starcie obdarzył ich pełnym satysfakcji uśmiechem, radośnie witając się, kiedy ledwo co przekroczyli próg legowiska. Niemalże wygłosił Jaśminowi długą przemowę na temat tego, jak bardzo jest wspaniałe i potrzebne klanowi.
Van w międzyczasie odstawił wszystko na właściwe miejsce, a potem pożegnał się z wojownikiem.
***
Przyszło mu tkwić samotnie w legowisku, skazanemu na całkowicie samodzielną pracę. Po śmierci Bursztyna trzymał się całkiem nieźle, ale i tak co jakiś czas przychodziło mu w duchu cierpieć. W końcu koty z dnia na dzień nie są mordowane. Na brak towarzystwa nie mógł niby narzekać, bo zawsze znalazł się ktoś chętny do pomocy, bądź taki, co po prostu przyszedł wymienić z nim parę słów.
Słońce jak zwykle kryło się za chmurami, ale panujące ciepło było całkiem przyjemne, chociaż niektórzy uznawali to już za uporczywe upały. Bluszcz wychylił pysk ze swego legowiska i spojrzał na znajdującego się koty w obozie. Zawiesił wzrok na pewnym szynszylowym osobniku.
- Jaśminowy Śnie! – miauknął głośno, zwracając ich uwagę. Przyszło do nich, pochylając głowę na powitanie. – Dobrze cię widzieć – dodał.
- Coś się stało? Potrzebujesz pomocy? – spytało.
- W sumie nie do końca. Po prostu mam trochę wolnego czasu, zapasów też jest dużo. Zastanawiałem się, czy nie chciałobyś poznać trochę wiedzy o podstawowych ziołach i chorobach. Wiesz, wojownikom też przydaje się to w różnych kryzysowych sytuacjach, kiedy nie mają dostępu do medyków – stwierdził, uśmiechając się przyjaźnie. – Co o tym myślisz?
Słońce jak zwykle kryło się za chmurami, ale panujące ciepło było całkiem przyjemne, chociaż niektórzy uznawali to już za uporczywe upały. Bluszcz wychylił pysk ze swego legowiska i spojrzał na znajdującego się koty w obozie. Zawiesił wzrok na pewnym szynszylowym osobniku.
- Jaśminowy Śnie! – miauknął głośno, zwracając ich uwagę. Przyszło do nich, pochylając głowę na powitanie. – Dobrze cię widzieć – dodał.
- Coś się stało? Potrzebujesz pomocy? – spytało.
- W sumie nie do końca. Po prostu mam trochę wolnego czasu, zapasów też jest dużo. Zastanawiałem się, czy nie chciałobyś poznać trochę wiedzy o podstawowych ziołach i chorobach. Wiesz, wojownikom też przydaje się to w różnych kryzysowych sytuacjach, kiedy nie mają dostępu do medyków – stwierdził, uśmiechając się przyjaźnie. – Co o tym myślisz?
<Jaśmin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz