Serce biło mu z ekscytacji na samą myśl o kolejnym spotkaniu z rudym przyjacielem. Stało się to dla niego rutyną, bo z każdej schadzki przy granicy, wracał z uśmiechniętym wyrazem pyska, choć zawsze przychodziło mu się przed kimś usprawiedliwiać z dłuższej nieobecności. Nauczył się, by zawsze przyciągnąć do obozu, chociaż ze dwie piszczki, jako alibi dla samotnego polowania. Wiedział, że powinien się pilnować i zachować ostrożność, bo nie był ani trochę gotowy z usprawiedliwiania wrogiego zapachu na futrze. A Zbożowa Gwiazda pomimo okazania mu tak dużej ilości dobroci, mogłaby nie być zbyt pozytywnie nastawiona do tej konkretnej sprawy.
Spojrzał w stronę polany, a jego łapy same wręcz rwały się do wędrówki. Uderzył zniecierpliwiony ogonem o suchą ziemię, wzbijając do góry kurz. Czekał, jak w obozie zrobi się puściej, by móc w spokoju opuścić te tereny, bez zwracania na siebie czyjejkolwiek uwagi. Nawet niemiłosiernie dręczące ciepło nie przeszkadzało mu, by uparcie stać w bezruchu. Stan wody w rzece uległ spadkowi i dla ich klanu oznaczało to pewne zagrożenie, bo łapanie ryb okazywało się coraz trudniejsze. Rudzik jako fanatyk pływanie jeszcze bardziej narzekał na obecną pogodę. Na lądzie szło mu dobrze, ale nie tak wspaniale jak to miało miejsce przy brzegu.
Na moment jego pesymizm zawieruszył mu w głowie, jednak szybko zastąpiła go pocieszająca myśl o przyszłych chwilach, które spędzi z bliskim mu kocurem. Żar był nietypowym osobnikiem, ale nawet jego przekonanie o wyższości rudych nie zniechęcało młodego wojownika. Zbyt wiele mu zawdzięczał, aby zerwać z nim kontakt. Coraz lepiej cętkowanemu szło budowanie pewności siebie. Oczywiście duży wpływ na to miał i Niezapominajkowy Sen, aczkolwiek w tym momencie dla niego liczył się burzak.
Uradowany zaistniałym spokojem zerwał się z miejsca, gotów biec co sił w kończynach. Ślepia błyszczały mu z podekscytowania, a uszy drżały w rytm uderzeń serca. Ryzykował wiele, ale szczęście było tego warte. Niemalże przekroczył granicę obozu, gdy czarna sylwetka zastąpiła mu drogę. W ostatniej chwili zahamował, omal nie uderzając z impetem w żywą przeszkodę.
- Dokąd to ci tak spieszno? - pogardliwy głos Ognistego Języka przeszył go na wylot, pozostawiając w ciele uczucie lodowatego zimna. - Do dziś nie raczyłeś mi podziękować, tchórzu - wycharczał, prostując się z dumą i próbując zmierzyć z góry byłego ucznia. Problem był taki, że Rudzikowy Śpiew okazał się wyższy, jednak jego zgarbiona sylwetka i położone nisko uszy, pozwalały ciemniejszemu poczuć się lepiej.
- Z-za co m-miałem c-ci dziękować? - wykrztusił zaskoczony, rozszerzając z przerażenia ślepia. - Nic ci nie jestem winien! - zapiszczał.
- To dzięki mnie cokolwiek umiesz i zostałeś mianowany! To ja cię wszystkiego nauczyłem, a ta żałosna kreatura jedynie dopełniła moją ciężką pracę. Skandal! - podniósł głos, licząc na zwrócenie czyjejś uwagi. Wojownicy mieli w zwyczaju ignorować jego marudzenie, toteż ci, co znajdowali się w obozie, jedynie odwrócili głowy w zupełnie innym kierunku.
- Nieprawda - natychmiastowo zaprzeczył. - P-przez c-ciebie ciągle s-się bałem! T-to inni mnie wszystkiego n-nauczyli - uznał. - W tym nie ma żadnej twej zasługi. T-ty n-nawet n-nie z-zasługujesz n-na u-ucznia - dodał odważniej.
Widząc wściekłe spojrzenie czarnego, zestresował się, bo trafił najpewniej w jakiś słaby punkt kocura. Niemalże widział już, jak ostre pazury ponownie przecinają mu pysk, pozostawiając po sobie kolejną, paskudną bliznę. Przez głowę przemknęła mu pewna myśl, zbyt szybka, by ją pochwycić. Póki starszy osobnik nie przekracza jego przestrzeni osobistej, nie wiele mu groziło i sam nie musiał atakować.
- Jestem od ciebie znacznie le...
- Nie mam na ciebie czasu- przerwał mu szybko rudy, powoli cofając się w stronę wyjścia z obozu. - Mam ważniejsze rzeczy do roboty. I ż-żadna z nich n-nie d-dotyczy ciebie! - stwierdził hardo, nim ten posłał mu mordercze spojrzenie.
Cętkowany czuł dumę. Nie zacinał się tak w czasie rozmowy z jego głównym niszczycielem dzieciństwa, ale i zebrał w sobie motywację do dalszego dbania o swoją pewność siebie. Postawił się temu tyranowi, a teraz dobra energia wypełniała go od czubka głowy, aż po kraniec ogona.
W połowie drogi przystanął i upewnił się, czy czarny w szale złości nie ruszył za nim. Sekret spotkań kocura musiał pozostać tajemnicą, bo gdyby wyszło to na jaw, klan mógłby go uznać za zdrajcę, na bieżąco przekazującego ich problemy i słabości wrogom. Nie robił tego, ale wiedział, że mało kto by mu wierzył, gdyby ktoś go teraz przyłapał.
Widząc, że jest bezpiecznie, ponownie rzucił się biegiem do wyznaczonego miejsca. Będąc blisko, dostrzegł już rudą plamę, siedzącą na polanie i wpatrującego się w przybyłego z ulgą. Z każdym odbiciem poduszek o podłoże, niewyraźne kształty nabierały formy smukłego kocura.
- A już myślałem, że coś się stało i nie przyjdziesz - zaczął Rozżarzony Płomień, na co Rudzik pokiwał głową na boki.
- Wszystko j-jest w j-jak n-najlepszym porządku! T-to znaczy, n-nie uwierzysz, co się stało!- kontynuował przepełniony ekscytacją. Widząc skupienie na pysku Burzaka, stwierdził, że może mu się pochwalić. - M-mój były mentor, ten g-głupi, co ci o nim opowiadałem, zatrzymał mnie przed przyjściem tutaj i z-zaczął g-grozić. A-ale t-tak m-mu p-powiedziałem, ż-że się zdziwił i d-dał mi s-spokój! - wymamrotał pospiesznie. - R-rozumiesz to? O-odważyłem się postawić jego... - urwał, zastanawiajac się, jakie słowo może usatysfakcjonować rozmówcę - ...głupiemu pierdoleniu, a on był w t-takim szoku, że nic nie powiedział.
Nie był w stanie opisać tego wspaniałego uczucia zwycięstwa. Okrążał zadowolony towarzysza, oczekując jego aprobaty bądź jakiegoś wsparcia odnośnie tego, jak następnym razem mógłby wypaść lepiej. Rudzikowy Śpiew był w bardzo dobrym nastroju i z tego powodu nie zauważył momentu, w którym poplątały mu się łapy i poleciał w bok, wprost na Rozżarzonego Płomienia, przewalając przy tym siebie i go na ziemię.
Momentalnie ogarnęło go zażenowanie, gdy pysk zatopił mu się w rudym futrze kocura. Fala zawstydzenia zalała go w całości, a spanikowany dopiero po paru sekundach odskoczył od towarzysza, kuląc się z powodu złości na własną niezdarność. Musiał odrzucić rodzącą się z tyłu głowy myśl, jak ciepły był rudzielec.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - jęczał przerażony Rudzik. - Nie chciałem, naprawdę! Przepraszam! P-pobrudziłem cię? O-oj, g-głupie p-pytanie. J-jesteś c-cały w piasku - westchnął, niepewnie wystawiając łapę i strzepując drobinki brudu z boku leżącego kocura.
Spojrzał w stronę polany, a jego łapy same wręcz rwały się do wędrówki. Uderzył zniecierpliwiony ogonem o suchą ziemię, wzbijając do góry kurz. Czekał, jak w obozie zrobi się puściej, by móc w spokoju opuścić te tereny, bez zwracania na siebie czyjejkolwiek uwagi. Nawet niemiłosiernie dręczące ciepło nie przeszkadzało mu, by uparcie stać w bezruchu. Stan wody w rzece uległ spadkowi i dla ich klanu oznaczało to pewne zagrożenie, bo łapanie ryb okazywało się coraz trudniejsze. Rudzik jako fanatyk pływanie jeszcze bardziej narzekał na obecną pogodę. Na lądzie szło mu dobrze, ale nie tak wspaniale jak to miało miejsce przy brzegu.
Na moment jego pesymizm zawieruszył mu w głowie, jednak szybko zastąpiła go pocieszająca myśl o przyszłych chwilach, które spędzi z bliskim mu kocurem. Żar był nietypowym osobnikiem, ale nawet jego przekonanie o wyższości rudych nie zniechęcało młodego wojownika. Zbyt wiele mu zawdzięczał, aby zerwać z nim kontakt. Coraz lepiej cętkowanemu szło budowanie pewności siebie. Oczywiście duży wpływ na to miał i Niezapominajkowy Sen, aczkolwiek w tym momencie dla niego liczył się burzak.
Uradowany zaistniałym spokojem zerwał się z miejsca, gotów biec co sił w kończynach. Ślepia błyszczały mu z podekscytowania, a uszy drżały w rytm uderzeń serca. Ryzykował wiele, ale szczęście było tego warte. Niemalże przekroczył granicę obozu, gdy czarna sylwetka zastąpiła mu drogę. W ostatniej chwili zahamował, omal nie uderzając z impetem w żywą przeszkodę.
- Dokąd to ci tak spieszno? - pogardliwy głos Ognistego Języka przeszył go na wylot, pozostawiając w ciele uczucie lodowatego zimna. - Do dziś nie raczyłeś mi podziękować, tchórzu - wycharczał, prostując się z dumą i próbując zmierzyć z góry byłego ucznia. Problem był taki, że Rudzikowy Śpiew okazał się wyższy, jednak jego zgarbiona sylwetka i położone nisko uszy, pozwalały ciemniejszemu poczuć się lepiej.
- Z-za co m-miałem c-ci dziękować? - wykrztusił zaskoczony, rozszerzając z przerażenia ślepia. - Nic ci nie jestem winien! - zapiszczał.
- To dzięki mnie cokolwiek umiesz i zostałeś mianowany! To ja cię wszystkiego nauczyłem, a ta żałosna kreatura jedynie dopełniła moją ciężką pracę. Skandal! - podniósł głos, licząc na zwrócenie czyjejś uwagi. Wojownicy mieli w zwyczaju ignorować jego marudzenie, toteż ci, co znajdowali się w obozie, jedynie odwrócili głowy w zupełnie innym kierunku.
- Nieprawda - natychmiastowo zaprzeczył. - P-przez c-ciebie ciągle s-się bałem! T-to inni mnie wszystkiego n-nauczyli - uznał. - W tym nie ma żadnej twej zasługi. T-ty n-nawet n-nie z-zasługujesz n-na u-ucznia - dodał odważniej.
Widząc wściekłe spojrzenie czarnego, zestresował się, bo trafił najpewniej w jakiś słaby punkt kocura. Niemalże widział już, jak ostre pazury ponownie przecinają mu pysk, pozostawiając po sobie kolejną, paskudną bliznę. Przez głowę przemknęła mu pewna myśl, zbyt szybka, by ją pochwycić. Póki starszy osobnik nie przekracza jego przestrzeni osobistej, nie wiele mu groziło i sam nie musiał atakować.
- Jestem od ciebie znacznie le...
- Nie mam na ciebie czasu- przerwał mu szybko rudy, powoli cofając się w stronę wyjścia z obozu. - Mam ważniejsze rzeczy do roboty. I ż-żadna z nich n-nie d-dotyczy ciebie! - stwierdził hardo, nim ten posłał mu mordercze spojrzenie.
Cętkowany czuł dumę. Nie zacinał się tak w czasie rozmowy z jego głównym niszczycielem dzieciństwa, ale i zebrał w sobie motywację do dalszego dbania o swoją pewność siebie. Postawił się temu tyranowi, a teraz dobra energia wypełniała go od czubka głowy, aż po kraniec ogona.
W połowie drogi przystanął i upewnił się, czy czarny w szale złości nie ruszył za nim. Sekret spotkań kocura musiał pozostać tajemnicą, bo gdyby wyszło to na jaw, klan mógłby go uznać za zdrajcę, na bieżąco przekazującego ich problemy i słabości wrogom. Nie robił tego, ale wiedział, że mało kto by mu wierzył, gdyby ktoś go teraz przyłapał.
Widząc, że jest bezpiecznie, ponownie rzucił się biegiem do wyznaczonego miejsca. Będąc blisko, dostrzegł już rudą plamę, siedzącą na polanie i wpatrującego się w przybyłego z ulgą. Z każdym odbiciem poduszek o podłoże, niewyraźne kształty nabierały formy smukłego kocura.
- A już myślałem, że coś się stało i nie przyjdziesz - zaczął Rozżarzony Płomień, na co Rudzik pokiwał głową na boki.
- Wszystko j-jest w j-jak n-najlepszym porządku! T-to znaczy, n-nie uwierzysz, co się stało!- kontynuował przepełniony ekscytacją. Widząc skupienie na pysku Burzaka, stwierdził, że może mu się pochwalić. - M-mój były mentor, ten g-głupi, co ci o nim opowiadałem, zatrzymał mnie przed przyjściem tutaj i z-zaczął g-grozić. A-ale t-tak m-mu p-powiedziałem, ż-że się zdziwił i d-dał mi s-spokój! - wymamrotał pospiesznie. - R-rozumiesz to? O-odważyłem się postawić jego... - urwał, zastanawiajac się, jakie słowo może usatysfakcjonować rozmówcę - ...głupiemu pierdoleniu, a on był w t-takim szoku, że nic nie powiedział.
Nie był w stanie opisać tego wspaniałego uczucia zwycięstwa. Okrążał zadowolony towarzysza, oczekując jego aprobaty bądź jakiegoś wsparcia odnośnie tego, jak następnym razem mógłby wypaść lepiej. Rudzikowy Śpiew był w bardzo dobrym nastroju i z tego powodu nie zauważył momentu, w którym poplątały mu się łapy i poleciał w bok, wprost na Rozżarzonego Płomienia, przewalając przy tym siebie i go na ziemię.
Momentalnie ogarnęło go zażenowanie, gdy pysk zatopił mu się w rudym futrze kocura. Fala zawstydzenia zalała go w całości, a spanikowany dopiero po paru sekundach odskoczył od towarzysza, kuląc się z powodu złości na własną niezdarność. Musiał odrzucić rodzącą się z tyłu głowy myśl, jak ciepły był rudzielec.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - jęczał przerażony Rudzik. - Nie chciałem, naprawdę! Przepraszam! P-pobrudziłem cię? O-oj, g-głupie p-pytanie. J-jesteś c-cały w piasku - westchnął, niepewnie wystawiając łapę i strzepując drobinki brudu z boku leżącego kocura.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz