opowiadanie zawiera drastyczne obrazy
Ciemność. Błysk. Uderzenie serca. Drugie. Trzecie. Dźwięk walącego się nieba.
Północny Mróz nawet nie drgnęła. Patrzyła prosto przed siebie. W ciemność. W błyskawice. W walące się niebo. W klif, obok którego zakopała swoje nienarodzone dzieci i jedynego kocura, którego kochała.
Odkąd pamiętała, była tylko samotność. I mrok. Sylwetki między drzewami widoczne tylko kątem oka. Szepty, które okazywały się być szumem wiatru w koronach drzew.
Nikt nie zwracał uwagi na to, że znikała na całe dnie w lesie. Nikt nie pytał o nią, gdy nie wracała na noc. Północny Mróz była dla klanu tym, co cienie rzucane przez drzewa. Była. Gdzieś. Ale nikt o to nie dbał.
Po śmierci Wróblowej Gwiazdy Modrzewiowa Kora uznał, że nic więcej nie trzyma go w Klanie Wilka. Nigdy mu tego nie wybaczyła.
Po jego odejściu były tylko samotność, mrok i szepty. Samotność, mrok i szepty. Samotność.
Aż pojawił się on. W swoim czarnym futrze wyglądał jak cień. Siadł pod jednym z drzew, a ona nie miała dość siły, żeby go przepędzić. Więc siedzieli oboje. Dwa cienie pośród drzew.
On też nie miał siły. Następnego wschodu słońca znalazła go w tym samym miejscu. Nie musiała pytać, w jego oczach odbijała się cała jego dusza. Samotna i złamana. Północny Mróz przejrzała się w niej jak w tafli jeziora. Nie zdziwiła się, gdy kolejnego dnia znów go spotkała.
Tak mijały księżyce. Któregoś dnia odezwała się do niego. A gdy nie uciekł, opowiedziała mu o swoim życiu. Nie uciekł. Siadali coraz bliżej siebie…
Ostatnio czuła się trochę gorzej, ale nie zwracała na to uwagi. Nikt z klanu nie zauważył, że przybrała na wadze. Ona też nie.
Kiedy go znalazła, płakał. Kiedy spytała dlaczego, odpowiedział, że jest szczęśliwy i dlatego się boi. Nie potrafiła go pocieszyć. Znała to aż za dobrze. Mówił, że coś się wydarzy. Nieszczęście. Przytaknęła. Nie sądziła, że nadejdzie tak wcześnie.
Ciepła krew plamiła jej futro, gdy wraz z chrapliwym oddechem milkło jego serce. Patrzyła jak w jego jasnych ślepiach gaśnie ostatnia gwiazda. Wykopała dół, w którym oddała jego stygnące ciało na pastwę robaków. Rozrywana bólem, położyła się obok, przekonana, że umiera.
Promienie słońca rozświetlały las, rysując cienie na jej wychudłym ciele, odbijając się od krwi pokrywającej jej martwe dzieci. Zakopała je obok jedynego kocura, którego kochała. Później usiadła na klifie, wsłuchując się w odległy grzmot burzy.
Gdy słońce schowało się za horyzontem, wstała i odeszła, nie oglądając się za siebie.
wow
OdpowiedzUsuń