Szpak wytrącił go z ponurych myśli, zadając masę pytań. Niebieski był naprawdę ciekawski. Gdy on sam był w jego wieku, takie pytania równały się z policzkiem w pysk. Cieszył się więc z tego, że jego maluchy mogły mieć normalne dzieciństwo. Na razie dobrze szło mu w roli ojca. Ciekawe czy zmieni się to za jakiś czas, gdy zaczną dorastać. Świt już była na dobrej drodze do zostania kopią swojego dziadka. Przez jej kolor futerka, myślał że wdała się w matkę, ale jej aroganckie obycie, jak i brojenie, z każdą chwilą się o nią martwił. Nie miała przecież wzoru do naśladowania, który nauczyłby ją bycia kimś złym. A jeżeli to przeszło przez niego? Nie miał pojęcia jak kocięta dostają się na ten świat. Co się dzieje w brzuchu kotki, że dostają takie, a nie inne ubarwienie oraz charakter. Zawsze uważał, że to drugie kształtuje się przez życiowe doświadczenia... Córka nie miała jednak żadnych przeżyć, które doprowadziłyby ją na drogę mroku.
Starał się z nią o tym rozmawiać, ale kotka zawsze nie miała ochoty na "pouczenia". Zięba nawet próbowała mu w tym pomóc, ale kociak był zbyt uparty. Melodia za to była jej odwrotnością. Tu było widać, że mała cieszy się z życia i stara się korzystać z niego całą sobą. Zawsze podziwiał jak w takiej małej główce jest tyle pomysłów. Na dodatek córka odziedziczyła nie tylko po nim sierść, ale i oczy, co sprawiało, że była jego małą kopią, tak jak Świt dla Zięby. Tylko Szpak miał szarawe futerko, które pewnie wynikało z wymieszania obydwóch kolorów.
- Tata! Opowiedz o kodeksie! - prosił Szpak, łapkami opierając się o jego łapę.
- Nie! Nie chce już tego słuchać! Ciągle chcesz słuchać o tym kodeksie! - fuknęła niezadowolona Świt.
Wiedział, że cokolwiek powie, nie zaspokoi potrzeb wszystkich maleństw.
- To może opowiem wam jakąś historyjkę? - zaproponował.
Na to słowo, Melodyjka wyskoczyła zza futra matki, zatrzymując się po drugiej stronie jego łapy.
- Taaak! Proszę!
Szpak skrzywił pysk, ale pokiwał głową. W końcu to też jakaś forma zdobywania informacji. Świt chciała się ewakuować, ale Zięba chwyciła małą za kark i umościła pomiędzy swoimi łapami.
- Nie uciekamy droga panno. Samotność tobie szkodzi.
Biała chcąc nie chcąc musiała więc zostać z rodziną, krzywiąc obrażona swój pyszczek. Wyglądało to uroczo, ale nie śmiał jej tego wytykać, bo kto wie... jeszcze wpadnie na jej czarną listę.
Uśmiechnął się na to, bo jego dzieci chcąc nie chcąc były urocze.
- No dobrze... To dawno, dawno temu...
***
"- Masz piękną rodzinę. Cieszę się, że odnalazłeś spokój i szczęście. - miauknęła, śledząc zabawę kociąt. - Wiedziałam, że dobrze robię przyjmując cię do Owocowego Lasu i nie bacząc na twoje pochodzenie. Jedynie sprawa twojego ojca zawsze chodziła mi po głowie, jednak nigdy nie patrzyłam na ciebie przez krew, tak jak nie patrzę na Błysk, lecz na charakter i serce, a twoje jest naprawdę waleczne."
To co wtedy czuł było nie do opisania. Ten strach, panika rodząca się w jego ciele, a później zaskoczenie. Szyszka... ona wiedziała? Czyżby to była wina Komara? A może zauważyła podobieństwa między nimi jak Pędrak? I o co chodziło z Błysk? Miał masę pytań, które nie mogły przejść mu przez gardło. Ściskało się boleśnie, nie pozwalając na wypowiedzenie choćby słowa.
"Przybliżała się i szepnęła mu do ucha, tak, żeby to zostało między nimi.
- Wiedziałam od pewnego czasu. Nie wiem, czy to prawda, ale nie oczekuję, że mi ją zdradzisz. Tutaj jesteś po prostu Krzemieniem i jestem z ciebie dumna."
Patrzył na grób, przypominając sobie jej słowa. Szyszka zmarła niedługo po tym, a czuł się tak, jakby żyła i skądś go obserwowała. Była jego mentorką, wiekową liderką, ale i swego rodzaju przyjaciółką. Jej słowa naprawdę wiele dla niego znaczyły. Nie mówił nikomu, co go wtedy spotkało, ale było oczyszczające. Jej słowa... dodały mu sił i nadziei na to, że każdy zasługuję na własne życie, swoją szansę, a czyny rodziców nie powinny tego odbierać. Była mądrą, kochającą kotką, która potrafiła znaleźć w każdym dobroć.
- Tak... - miauknął, powstrzymując cisnące mu się do oczu łzy. - To prawda... Gdziekolwiek teraz jesteś, wiedz, że to prawda. Wtedy nie mogłem ci tego powiedzieć. Stres... - westchnął. - Stres mnie zmroził. Dziękuje, że dałaś mi szansę i cię nie zawiodłem. Obyś spotkała się ze swoją rodziną i była szczęśliwa, skakała dalej po drzewach i... i dalej była po prostu Szyszką. - Spojrzał na grób. Otoczony był masą szyszek, które każdy po zniesieniu zakazu, przynosił z lasu. On również jedną przyniósł. Z miejsca, w którym spał, nim natknął się na siatkę i Owocowy Las. Położył ją tuż obok innych, dziękując dawnej liderce za dom jaki mu dała, bezpieczny, spokojny, różniący się od tego w Siedlisku Wyprostowanych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz