*jeszcze czasy przed zimowe*
Wyskoczyła wesoło z kociarni, a zaraz za nią siostra. Pomimo pierwszych chłodów w obozie nadal tętniło życie, a zielonkawy mech ocieplał wizerunek niewielkiej wysepki. Kotki zaczęły się pilnie rozglądać za odpowiednim skarbem. Wiadomo, nie mogło to być byle co. Podarunek dla mamy musiał być idealny w każdym celu. Trzymając nosek blisko ziemi, węszyły po obozowisku.
— Mam — zawołała wesoło Ostróżka, dumnie unosząc ogonek.
Konopia pędem ruszyła w jej stronę. W ciągu paru uderzeń serca znalazła się przy koteczce. Ta z dumą pokazała na śliczny kamyczek. Jego brzegi wygładzone najprawdopodobniej przez rzekę sprawiały, że był prawie okrągły, a jego szarawa barwa przywodziła na myśl futerko mamusi. Szylkretka poklepała siostrę po rudo-liliowym łebku.
— Dobra robota — pochwaliła ją z uśmiechem. — Ale przepadało się coś jeszcze, nie uważasz? — zapytała rozglądając się po obozie.
Ze smutkiem stwierdziła, że oprócz kamyczków, gałązek i mchu niewiele tu było skarbów. Konopia westchnęła zmartwiona. Prezent dla mamy miał być idealny, a nie było w czym za bardzo przebierać.
— Na pewno coś znajdziemy — miauknęła optymistycznie Ostróżka.
Konopia podniosła łebek, chwytając się słów siostry. Tak, na pewno coś znajdą.
W końcu kto inny jak nie one znajdzie najwspanialszy skarb?
— Dobra — miauknęła stanowczo Konopia. — Ja poszukam koło legowiska medyczki, a ty koło tamtego głazu — zarządziła.
Ostróżka kiwnęła łebkiem i skierowała swe puszyste łapki w stronę wyznaczonego rejonu. Szylkretka też nie zwlekała. W parę uderzeń serca znalazła się przy legowisku mamusi i Pszczółki. Pilnie zaczęła przeczesywać teren.
— Co tutaj robisz maluchu? — zapytała starsza medyczka, zauważywszy kociaka.
Konopia oderwała na chwilę łeb od gruntu.
— Szukam skarbu, nie wtrącaj się — miauknęła nieco za ostro.
Znów rozpoczęła poszukiwania, ale cichy śmiech przerwał jej tą czynność.
— Czego? — syknęła zniecierpliwiona.
Nie kryła się z tym, że nie przepadała za bardzo za kotką, która non stop kradła jej mamę.
— Jak chcesz może coś tutaj znajdziesz — mruknęła tajemniczo, schodząc jej z drogi.
Koteczka pierw niechętnie skierowała łapy do środka.
— Woow — wyrwało jej się z pyszczka.
Tyle pięknych kwiatów i listów nie widziała jeszcze nigdy w życiu. Z szeroko otwartą mordką, przyglądała się temu wszystkiemu.
— Mogę tego? — zapytała wskazując na białego kwiatka.
Biało-kremowa uśmiechnęła się.
— Jasne — odpowiedziała pogodnie. — To rumianek, akurat mam nadmiar, więc możesz wziąć.
Konopia podskoczyła z radości i chwyciła ząbkami roślinkę. Szybkim krokiem udała się do wyjścia, gdzie wymamrotała ciche dziękuję i popędziła w stronę Ostróżki.
— Mlam, mlam tio — zawołała, ale przez kwiatka w pysku trudno było ją zrozumieć.
Na szczęście siostra załapała o co jej chodzi. Podbiegła po kamyczek i razem udały się do kociarni.
— Mamo, mamo — zawołała Ostróżka na wejściu.
Bazylia uniosła pysk leniwie. Jej niebieskie ślipia zdawały się nadal zaspane. Prawdopodobnie ucięła sobie krótką drzemkę, czekając na córki.
— Tam ta ram — miauknęły razem, przysuwając do pyska mamy skarby.
Kotka spojrzała na zdobyte przez kociaki podarunki.
— Bardzo ładne — mruknęła z dumą.
Konopia uśmiechnęła się wesoło. Uwielbiała, gdy mama była z niej dumna.
— Kamyczek oznacza kolor twojego futerka — wyjaśniła Ostróżka, szturchając zamyśloną siostrę.
Wyrwana z chwilowego zamyślenia mruknęła.
— A... a kwiatuszek, bo jest taki ładny jak ty — dodała Konopia, szczerząc się. — To co opowiesz nam teraz historię?
<Bazylio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz