Bluszcz nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo w tym samym momencie została przygwożdżona do ziemi. Wydała z siebie ciche pufnięcie, ale zaraz spięła się w sobie. Może i jest mniejsza, ale przecież nie da się tak łatwo pokonać! W końcu nie chciała, żeby Melodyjka pomyślała, że jest słaba, ani nic takiego. Wywinęła się liliowej i odskoczyła na bok. Starsza kotka od razu za nią pognała, ale Bluszcz ze zdumieniem i ulgą odkryła, że wcale nie jest dużo wolniejsza od przeciwniczki, a do tego już po raz drugi zdołała jej uskoczyć, chwilę po tym jak minęły w pełnym pędzie jedną z karmicielek. Ha, ćwiczenie skoków z Orlikiem jednak na coś się przydało, nawet jeśli nie była w tym tak dobra jak braciszek! Obróciła się zaraz po wylądowaniu na ziemi i tym razem to ona skoczyła.
– Wyglywam! – pisnęła z entuzjazmem czując, że ląduje na grzbiecie Melodyjki. – Uch! – wyrwało się jej jednak już chwilę potem, gdy zrzucona twardo wylądowała na ziemi.
– Wsiyśtko w poziądku? – Liliowa pojawiła się nad nią zmartwiona.
Bluszcz już chciała powiedzieć, że wszystko z nią okey, gdy nagle w głowie zaświtała jej pewna myśl. Wciąż leżąc na ziemi cała się spięła, chcąc zaatakować znienacka, gdy nagle…
– Co tu się wyrabia, co? – usłyszała nad sobą głos jednej z karmicielek. – Jest ranek, można wiedzieć, czemu wszystkich budzicie?
Spojrzała w górę i zobaczyła centralnie nad sobą zirytowany pysk Kwitnącej Polany.
– My tiylko… Bafiłiśmy sie – wyjąkała. – Psieplasiam.
Dorosła kocica spojrzała jeszcze raz na obie kotki karcąco i odeszła kilka kroków z powrotem do swojego legowiska. Bluszcz chwiejnie wstała na łapki i rozejrzała się.
– Ups… – pisnęła, widząc, że faktycznie obudziły większość kotów w kociarnii.
Koniczynka ziewnęła i zaczęła poranne mycie swoich kociąt. Orlik sprzeczał się o coś z Mniszek, a Słonik mruknął coś pod nosem do mamy, patrząc na stojące kawałek dalej kotki. Bluszcz spojrzała na niego z niepewnością. A co, jeśli będzie na nią zły, że bawiła się z Melodyjką? W końcu córka Kwitnącej Polany była jego - a nie jej - koleżanką! Mocno ją to zmartwiło, ostatnie czego by chciała to to, żeby jej braciszek się na nią obraził.
– Ale maludzią… – miauknęła Melodyjka, niezadowolona z przerwania zabawy, po czym spojrzała na młodszą. – Tio jednak nic ci nie jeśt?
– Chciałam ciem źaatakofać źnienaćka – przyznała się Bluszcz. – Tiylko udafałam, źe nie moge fśtać.
– Aaa, śplytnie – zrozumiała od razu szylkretka. – To co telaz? Wśyścy juś wstali, moźna uziądzić wielką wojnę z wśyśtkimi! Albo… – zmrużyła oczy z podekscytowania zastanawiając się nad kolejną zabawą.
Bluszcz zerknęła na nią, nie rozumiejąc. Ile Melodyjka dostała na starcie od klanu gwiazd siły, że ma już ochotę się dalej bawić? A nie to, się chyba nie nazywało siła… Takie dziwne słowo, wytsiymałeść? Nie była pewna, ale to nadal było podejrzane. Przecież ona sama była całkowicie wymęczona po tej szaleńczej gonitwie! Czuła jednak, że nie powinna tego pokazywać, więc tylko kiwnęła głową, słuchając starszej z kotek i patrząc na Słonika, który doczekał się już końca porannego mycia i wstawał na łapki. Nie wydawał się zły… Ale ostrożności nigdy za wiele, postanowiła, że na wszelki wypadek go przeprosi, jeśli do nich podejdzie.
<Melodyjka? Nie wiem czy chcesz robić timeskip czy co, więc już tak zostawię>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz