̶ Myślę, że to bardzo, bardzo zły
pomysł ̶
powiedziała, starając się utrzymać swój krok na równi z krokiem ambitnej
mentorki. Śledziowe Futro, z typowym dla siebie wątpliwym szacunkiem i
łagodnością rozwiała jej obawy.
̶ To nie myśl. Masz dać z siebie
wszystko, inaczej czeka cię czyszczenie legowiska staruszki przez następny
księżyc.
Po czym wyprzedziła uczennicę, a Brzoskwiniowa Łapa zmartwiła się. To będzie
bardzo, bardzo ciekawy trening, patrząc na to, że zostanie zapewne wgnieciona w
ziemię przez starszego kolegę. I co to w ogóle za pomysł zestawiać ją w walce z
kotem, który szkoli się parę ładnych księżyców dłużej? Mogliby na przykład
robić zawody w łowieniu ryb. Wtedy mogłaby się do niego porównać, a może nawet
by wygrała? O tak, Brzoskwinka lubiła ryby. Ale nie, dzisiaj będzie rwanie
futra.
̶ Zaczynajcie ̶
powiedział Aroniowy Podmuch, rozkładając się wygodnie w cieniu krzewu.
Jego pomarańczowe oczy uważnie śledziły dwójkę uczniów, którzy, przynajmniej na
razie, stali bez ruchu i wpatrywali się tępo przed siebie. Obok niego stała
Śledź, która z ambitnym i wyczekującym spojrzeniem wpatrywała się w puchatą
uczennicę.
Brzoskwiniowa Łapa nie chciała bić kolegi, ale postanowiła ostrożnie
przeanalizować swojego przeciwnika. Duży, barczysty kocur o niepewnym, lekko
przestraszonym spojrzeniu. Przełknęła ślinę. Nie bała się go wcale. Wcale a
wcale.
Postanowiła jednak, że to ona wykona ten pierwszy ruch. Z dzikim wrzaskiem
(który brzmiał bardziej jak pisk schrypniętej kaczki) rzuciła się kolegę z
legowiska. Przetoczyli się kilka długości ogona spleceni w kulę kudłów.
Brzoskwinka starała się atakować, jednak przeciwnik znacząco przewyższał ją
wzrostem. Brzoskwiniowa Łapa zawsze była dość silna (tak, pomimo wzrostu),
jednak w zestawieniu z synem Oblodzonej Sadzawki wyglądała jak nieśmieszny
żart. Postanowiła zatem wykorzystać swoją zwinność i szybkość. Kąsała kocura
niczym drobna żmija i natychmiast cofała się, unikając jego ciosów. Albo raczej
starała się to robić.
Po chwili niezgrabnej szamotaniny, którą można było nazwać bardziej pląsaniem
sójek aniżeli prawdziwą walką, Malinowa Łapa docisnął ją do ziemi.
Brzoskwiniowa Łapa czuła, jak uchodzi z niej powietrze. Nie no, od początku
czuła, że ta walka będzie przegrana. To była tylko kwestia czasu. I tak była
dumna, że tak długo wytrzymała. Było jej też cholernie przykro, gdy Śledziowe
Futro przeszywała ją lodowatym spojrzeniem. Odwróciła głowę i dostrzegła
Aroniowy Podmuch, który niespiesznie wstał i podszedł do dwójki uczniów.
̶ Walka skończona. Wygrał Malinowa Łapa.
̶ Żartujesz. Dopiero się rozkręcali, prawda,
Brzoskwiniowa Łapo? ̶ Brzoskwinka zazgrzytała zębami na dźwięk tego
irytującego głosu. Śledź - a nie, wredna
mokra flądra – nie była taka łaskawa, żeby pomóc jej wstać. Zrobił to dopiero
jej przeciwnik.
̶ N-nic c-ci n-nie z-zrobiłem? ̶
zapytał płaczliwie Malinowa Łapa. Uśmiechnęła się do burego kocurka
wesoło, starając się ukryć frustrację. Niewielka postura może i była mocną
stroną, jeśli chodziło o zabawę w chowanego w żłobku, ale nie teraz. Nie tutaj.
Brzoskwinka czuła się cholernie zmęczona, a myśl o nieuchronnym „usuwaniu
nieczystości” Ognistego Kroku wcale nie poprawiała jej nastroju.
* * *
I fru! Pokaźny kawał mchu wyleciał z legowiska starszej, trafiając w pulchnego
kociaka. Malec z płaczem pobiegł do matki, a Brzoskwiniowa Łapa nawet nie obejrzała
się za siebie. Kontynuowała brudną robotę. Ognisty Krok spała, a jej bok unosił
się i opadał w rytm chrapliwego oddechu. Brzoskwinka miała nadzieję na jakieś
pogaduszki, ale ten kawał mięcha najwyraźniej potrafił tylko głośno chrapać i
opluwać wszystko dookoła. Obrzydlistwo.
Była zła na Śledziowe Futro. Mentorka kolejny raz nie potrafiła docenić jej
umiejętności, a tylko ją upokorzyła. I jeszcze jej trening stanął w miejscu na
najbliższy księżyc. Co prawda Śledź stwierdziła, że Brzoskwiniowa Łapa powinna
nauczyć się trochę życia w klanie i to „jej wina”, że do tej pory tylko
polowały i patrolowały. Brzoskwinka ani przez moment nie wątpiła w to, że była
to forma wyładowania się na niej. Cóż, przynajmniej będzie miała trochę więcej
czasu na poznanie kociąt Oszronionego Płatka. Na brak wolnego czasu na pewno
nie będzie mogła narzekać.
Wtem dostrzegła czarno-białego kocura o pomarańczowych ślepiach, który był z
nimi na treningu. Jak mu było? Aroniowy Podmuch? Pewnie przyszedł nadzorować
jej brudną robotę. Gdy tylko zbliżył się na długość ogona, koteczka złapała
mokry kawał mchu i pod pretekstem wyrzucenia na zewnątrz trzepnęła kocura w
ryj. Jako główny inicjator tej beznadziejnej walki z Malinową Łapą zasłużył na
potrójny łomot.
̶ Ojej, Aroniowy Podmuchu, tak mi
przykro! ̶ powiedziała, niewinnie mrugając. Aroniowy
Podmuch splunął i spojrzał na nią z sarkastycznym uśmiechem.
Zedrę ci ten uśmiech z pyska, idioto.
̶ Zabieraj się do roboty.
̶ A może mi pomożesz? ̶
zapytała gniewnie, mrużąc brązowe ślepia
̶ W sprzątaniu legowiska tej
staruchy. Patrz, to tylko zapleśniały worek kości. Nie poskarży się, że to ja
sama miałam to zrobić.
Ani przez moment nie pomyślała o tym, że może mówić o matce Aronii.
<Aroniowy Podmuchu? Wybacz, że takie krótkie i takie „meh”, ale jakoś nie
miałam pomysłu na więcej ;;>
oj, szykują się bęcki dla Brzoskiwnki xd
OdpowiedzUsuń