— Mogę ci pomóc w sprzątaniu. — Słonik w końcu przerwał ciszę i najwyraźniej starał się poluzować wiszące w powietrzu napięcie. — Mogę unieść trochę trawy. Będę spał bardzo nieruchomo, i uważał, żeby mech się nie pobrudził. I powiem Orlikowi, Mniszek i Bluszcz, żeby robili tak samo, to będzie mniej pracy! A Świetlisty Potok i tak nie będzie chciała, żebyś do niej przyszła, więc chyba nie musisz. Bo wtedy będzie zła, a ma być jej dobrze. — Na chwilę przerwał i polizał ją za uchem. — I w końcu jakoś się uda, prawda?
Milczała jeszcze przez dłuższy moment, aż uniosła głowę i obdarzyła srebrnego uważnym spojrzeniem. Może i był naiwny wobec tego zapchlonego lidera, ale nie można było powiedzieć, że nie był dobrym przyjacielem. Naprawdę doceniała jego chęć pomocy.
— Dziękuję — mruknęła, lekko niechętnie, z wymuszonym uśmiechem, jakby nieprzyzwyczajona do używania zwrotów grzecznościowych. — Tak, w końcu na pewno jakoś się uda. Jeszcze wielokrotnie pokażemy temu starcowi, że robimy dla Klanu Burzy tyyyyle dobrego. I jeszcze nam podziękuje za wszystko! — zamruczała.
Ogon trzepiący o ziemię wskazywał, że wciąż jest strasznie poirytowana, jednak słowa towarzysza mimo wszystko podniosły ją trochę na duchu i dały kopa do działania.
Garstka pozytywnych emocji wyprysnęła jednak tak szybko, jak się pojawiła, gdy do młodzików znienacka podeszła Rzeczny Nurt. No tak. W tym całym zgiełku Melodyjna Łapa nie zdążyła zamienić nawet słowa z mentorką, jedynie symbolicznie zetknęły się nogami. Jednak… rozmowa z nią była jedną z ostatnich rzeczy, na jakie kotka miała teraz ochotę.
— Hej — zaczęła łagodnie wojowniczka,
— Hej — odpowiedziała przez zęby, nieznacznie trącając Słonika ogonem, by dać mu znak, że ma siedzieć cicho i się nie pokazywać.
— Na razie i tak nie będziesz wychodzić poza obóz, ale chcę, żebyś tutaj nauczyła się równie wiele, ile mogłabyś wynieść z treningów polowania czy walki
To zdanie na chwilę rozbudziło nadzieję w terminatorce. Ale tylko na chwilę.
— Tym, co wyniesiesz z tych naszych lekcji będzie oczywiście cierpliwość i szacunek. Pomyślałam więc, że może zaczęłybyśmy już dzisiaj? Co ty na to? — zapytała z takim spokojem, jakby właśnie pytała swoją podopieczną o to, co zje na śniadanie.
Uczennica miała ochotę ją dosłownie opluć, jedynie cichy, protestujący pisk kociaka, który chyba się domyślił, co chodzi kotce po głowie powstrzymał ją w odpowiednim momencie.
— Dobrze, mogę zacząć dziś — mruknęła pod nosem, odwracając się.
— To w takim razie chodź już teraz, legowisko wojowników jest w miarę puste. Możemy zacząć od niego, a ja pokażę ci, co i jak.
— Ale mogę jeszcze chwilkę? Muszę, ten… coś załatwić
— Jasne, będę na ciebie czekać na miejscu — miauknęła radośnie, ukradkiem spoglądając na malca siedzącego za szylkretką.
Melodyjna Łapa wstała z miejsca, spoglądając niepewnie to na oddalającą się Rzeczny Nurt, to na Słonika. Czy kocurek teraz będzie chętny na podążenie za nimi i faktyczną pomóc, czy jego słowa były rzucone na wiatr? Może okaże się za dużym tchórzem?
— Słoniku, to jak, pomożesz mi? Najlepiej to pójdź do Koniczynki i się jej zapytaj, ale nie tak wprost! Powiedz, że Rzeczny Nurt chce cię zabrać na spacer, okej? Potem przyjdziesz do nas, a ona na pewno nie będzie miała nic przeciwko. Jest taka łagodna i… powinnam dostać o wiele lepszego mentora! — Przerwała swój monolog wstawką o tym, jak strasznie nie podoba się jej dobór nauczyciela. Zatopiła pazury w ziemi, przeklinając pod nosem. Negatywne emocje znowu zdołały przedrzeć się na wierzch i przejąć kontrolę.
— Wiesz, mogło być gorzej — miauknął nieśmiało. — Rzeczny Nurt wydaje się bardzo miła…
— Ale jest za miła! Do tego strasznie leniwa i na pewno niczego dobrego mnie nie nauczy! — syknęła. Jej sierść nieznacznie się najeżyła, ale po chwili opadła. — No dobra. To co, pomożesz mi?
Pokiwał łebkiem i bez słowa pognał w stronę żłobka, by spróbować przekupstwa na Koniczynce. Liliowa tymczasem ruszyła do legowiska wojowników. Tak, zawsze chciała się w takowym znaleźć, ale z pewnością nie w celu sprzątania mchu. Ostrożnie wcisnęła łeb do środka, rozglądając się po sporej, pokrytej półmrokiem przestrzeni. Niebieska kotka siedziała w kącie, jakby od dawna tam na nią czekała.
— Jestem — oznajmiła Melodyjna Łapa, ujawniając swoje przybycie. Podeszła kilka kroków.
Jej mentorka zamruczała, wstając i podchodząc do niewielkiego legowiska w pobliżu wyjścia. Uczennica również do niego podeszła. Było całe od paskudnych kłaków! Wykrzywiła pysk w grymasie, mając jednak nadzieję, że wojowniczka nie zdołała tego dostrzec.
Córka Brzozowego Szeptu krok po kroku zaczęła jej pokazywać, jak skutecznie czyścić stary mech i jak dokładać nowy. Tak tak, jakież to fascynujące. Kotkę zaczynało korcić, żeby coś odpyskować, ale wtem, na horyzoncie pojawił się…
— Słonik! — zawołała z nieukrywaną radością, gdy kocurek powoli wszedł do środka, rozglądając się ostrożnie. — On nie będzie przeszkadzał, tylko pomagał — rzuciła na prędce do Rzecznego Nurtu i pośpiesznie podeszła do kumpla.
— Już mniej więcej wiem, jak się tym zajmować… ciekawe i przydatne zajęcie, nie ma co — wyżaliła się mu przyciszonym głosem. — Dalej, pokażę ci.
<Słoniku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz