Kocurek przyjrzał się swoim łapką, doszukując się w nich jakichkolwiek oznak, że chociaż trochę urósł. Nie ukrywał, że chciałby już być wzrostu większości wojowników w Klanie Lisa. Zastrzygł uszkami, gdy dotarł do niego fragment rozmowy jego brata, Czapli i zapewne jednego z młodych innej karmicielki. Nie musiał wiele myśleć, orientując się, to kogo ów słodki głos należał. Sierść na karku instynktownie mu się zjeżyła.
— Czemu kłamiesz jak najgorsze lisie łajno — mruknął chłodno Bocian, pewnie wyskakując z legowiska.
Zmierzył szylkretkę nieprzychylnym spojrzeniem. Za kogo ona się uważała, żeby tak bezczelnie kłamać, do tego wplątując w to tak cudowną osobę, jaką była jego mama? Wbił pazurki w ziemię, prawie w całości pokrytą mchem i paprociami. Inaczej wyobrażał sobie pierwsze spotkanie z córką Bazylii. Spodziewał się, że ta będzie bardziej spokojna, zupełnie jak Żuraw. Mieszkając całe krótkie życie z braćmi, nauczył się już jak rozmawiać z innymi kociakami, chociaż wcale nie było mu na łapę takie spotkanie. Zamiast oddawać mu szacunek, jak to czynili jego słudzy, koteczka bezczelnie wpatrywała się prosto w jego zielone oczy, odwzajemniając spojrzenie. Koniuszek jego ogona lekko drgnął.
— B-bocian, to prawda? Mama nie wróci? — pisnął zmartwiony Czapla, tłustymi łapkami opierając się o grzbiet białego.
Syn Chmurki otrząsnął się prędko. Odsunął się, posyłając srebrnemu czujne spojrzenie, zanim wywrócił oczami.
— Rusz głową, lisi bobku. — mruknął.
Naiwność Czapli miała swoje zalety. Przynajmniej dało się go łatwo wykorzystać, bez większego wysiłku. W tym momencie uznał jednak, że kocurek powinien być bardziej wyczulony. Szczególnie jeśli słowa dotyczące Pszczółki, padały z pyszczka innego kociaka.
— C-czyli tak? — pisnął Czapla. — A-ale ja jestem głodny!
— Wróci i się nażresz. — burknął.
— Skąd ta pewność?
— Skąd ta pewność?
Kolejny raz przeniósł wzrok na Konopie, ale nawet się nie odezwał na jej słowa. Popchnął tylko łapką Czaple, żeby ten już doczołgał się do posłania ich rodziny. Srebrny niechętnie to uczynił, dalej przerażony wizją, że może nic nie zjeść.
— Oh, my przynajmniej mamy ojca, jeśli coś by się stało mamusi. — miauknął Bocian, kierując pyszczek w stronę koteczki.
Nie lubił Chmurki, odkąd tylko rodzice się rozstali. Czuł do niego po prostu niechęć. Wcale więc by się nie cieszył, gdyby Pszczółkę spotkało coś złego. Nie życzył jej tego. Konopia nie musiała jednak tego wiedzieć, a sam fakt, że Bazylii nigdy nie odwiedzał żaden kocur, dla białego był jasnym znakiem, że ta ojca musi nie mieć, albo w innym wypadku, mógłby być to wypłosz z innego klanu. Na samą myśl miał ochotę się skrzywić.
Nie lubił Chmurki, odkąd tylko rodzice się rozstali. Czuł do niego po prostu niechęć. Wcale więc by się nie cieszył, gdyby Pszczółkę spotkało coś złego. Nie życzył jej tego. Konopia nie musiała jednak tego wiedzieć, a sam fakt, że Bazylii nigdy nie odwiedzał żaden kocur, dla białego był jasnym znakiem, że ta ojca musi nie mieć, albo w innym wypadku, mógłby być to wypłosz z innego klanu. Na samą myśl miał ochotę się skrzywić.
Na pyszczku białego cały czas unosił się poważny wyraz, bez cienia jakiegokolwiek uśmiechu. Przyglądał się jej, wyczytując najróżniejsze emocje malujące się na jej pysku, dopóki nie zdecydował, że pora się ruszyć. Nie chciał tracić czasu na rozmowy, kiedy akurat nikt go nie pilnował i mógł wreszcie zwiedzić obóz. Przy tym również nie szukał wrogów. Uznał, że już pokazał kotce, gdzie jej miejsce.
— A ty dokąd? Jeszcze nie skończyłam!
— Wychodzę. — przeszedł jeszcze kilka kroków do wyjścia z kociarni. Bił się kilka uderzeń serca z myślami, zanim westchnął. — Możesz iść ze mną. No chyba, że się boisz!
<Konopio? Prawdziwa przygoda dopiero się zacznie :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz