*przed epidemią*
— Widzę cię Pająku — miauknęła wesoło, skacząc w stronę krzaka.
Złapała swoja ofiarę, przyszpilając ją do ziemi. Ku jej zaskoczeniu nie krył się w nich gadatliwy kocurek tylko jego małomówny braciszek.
— O, to ty — mruknęła zaskoczona, nadal stojąc nad kociakiem.
Ważka kiwnął niepewnie łebkiem i spojrzał pytająco na kotkę.
— Mam z ciebie zejść? — zapytała niepewnie, a Ważka pokiwał łebkiem.
Szylkretka uśmiechnęła się wesoło.
— Zapomnij — mruknęła zadziornie, kładąc się na nim. — Masz takie miękkie futerko — stwierdziła, wtulając się w syna Agrest.
Ważka zdawał się niepocieszony tą całą sytuacją, ale Konopia miała to gdzieś. W końcu miała okazję go wypacać oraz poprzytulać się do niego. Teraz nawet Pająk nie mógł go uratować. Szary kocurek stęknął niezadowolony.
— Oj nie marudź Ważko — miauknęła poważnie. — Aż tak mnie nie lubisz, co? — zapytała, unosząc poważnie brew niczym mama.
Kocurek zmieszany odwrócił łeb. Konopia uznała to za zaprzeczenie i znów wtuliła się w jego miękkie futerko. Pachniało Agrestem i mchem z kociarni. No i było takie mięciutkie. Po porządnym wyprzytulaniu szarego, spojrzała na niego zaciekawiona.
— A co tu cię sprawdza, co? — zapytała, schodząc z niego i kładąc się koło jego boku.
Ważka wskazał na nią łapką.
— Śledziłeś mnie? — spytała zaskoczona. — Oh, nie sądziłam, że taki niewinny kociak okaże się prześladowcą! — krzyknęła teatralnie, zerkając ukradkiem na kociaka.
Szary kociak pokręcił energicznie łebkiem. Nagły szelest sprawił, że kociaki śmignęły prędko do niewielkiego krzewu. Najwidoczniej ich rozmowa została usłyszana przez osoby postronne. Ściśnięte ciasno w niewielkiej roślinie uważnie przyglądały się otoczeniu. Przed krzakiem pojawiła się para płowych łapek. Kocur przystanął przy krzewie, rozglądając się uważnie.
— Zdawało mi się? — zapytał sam siebie Szakłak, krążąc w okolicach krzaku.
Konopia pokazała Ważce łapką, żeby siedział cicho. Ten spojrzał na nią jak na głupią. Kotka puknęła się łapką w łebek. Faktycznie akurat jemu nie trzeba było o tym mówić. Wpatrywała się oczekująco w łapy w wojownika mając nadzieję, że ten w końcu sobie pójdzie. W końcu ile można sterczeć koło krzaków? Gdy kocur w końcu odszedł od krzaków, Konopia odetchnęła z ulgą.
— Może wracajmy już do żłobka?
Kocurek zgodził się z nią ochoczym kiwnięciem, więc obydwoje powoli i po cichutku ruszyli w stronę kociarni. Uważnie krocząc przed siebie, zbliżali się coraz bardziej do żłobka. Co jakiś czas zerkali ukradkowo w stronę czuwającego wojownika. Na ich szczęście ten zdawał się znów zająć pełnieniem warty. Wślizgnęli się sprawnie do bezpiecznej kociarni, gdzie odetchnęli z ulgą.
— Może wracajmy już do żłobka?
Kocurek zgodził się z nią ochoczym kiwnięciem, więc obydwoje powoli i po cichutku ruszyli w stronę kociarni. Uważnie krocząc przed siebie, zbliżali się coraz bardziej do żłobka. Co jakiś czas zerkali ukradkowo w stronę czuwającego wojownika. Na ich szczęście ten zdawał się znów zająć pełnieniem warty. Wślizgnęli się sprawnie do bezpiecznej kociarni, gdzie odetchnęli z ulgą.
— Dzięki za dzisiejszą przygodę Ważko — szepnęła koteczka, wskakując do legowiska. — Dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz