- Cieski! Cieski! - wyseplenił do brata, chcąc zwrócić jego uwagę. Wolał wymiauczeć "ę" oraz "ż", lecz brak zębów uniemożliwiał Świtowi prawidłowe mówienie. Dlaczego koty nie mogą rodzić się z zębami? Przecież maluchy nie gryzłyby matki w środku ani siebie nawzajem, bo w brzuchu nie ma zbyt dużo wolnej przestrzeni. Nawet we dwójkę trudne było wykonywanie jakichkolwiek ruchów. Najdrobniejszych. Chociaż może to wina drobnego ciała Trzciny. Co to za atrakcja siedzieć w kompletnej ciasnocie wokół całkowitej ciemności aż tyle czasu? Kto wynalazł tak skomplikowany proces ciąży? Kogo by to obchodziło... Kotki mają rodzić i tyle. Natury nie obchodzi los skrytych w łonie kociąt. Niech się kopią, egzystują w ciasnocie.
- Cio? Cios ne tiak? - zapytał się Ciężki, spoglądając na brata. Właśnie spał, a głos młodszego przebudził cynamonka.
- Wlenc psecifne! Es duso snegu na ksefach. Chos! - odpowiedział Świt takim tonem, jakby odkrył całoroczny zapas świeżego mleka. Machał ogonem w prawo i w lewo, w oczach mając iskierki zafascynowania tak prostą rzeczą. - Scigajmy se! - zaproponował, gdy Ciężki wstał i otrzepał się ze śniegu.
- T... To nie jest dobry pomysł. To ryzykowne. W-wy jesteście za młodzi, za mali - wtrąciła Trzcinowy Brzeg, wiecznie wystraszona.
- Salas wlosimy, mamo - powiedział spokojnie starszy potomek, a następnie, wraz ze Świtem, rzucili się w wir zimowego wyścigu. Biegli szybko, spoglądając na siebie raz po raz. Z perspektywy doroslego wyglądali jak... rozpędzone kulki futra, odznaczające się na śniegu.
Świtowi spodobał się wyścig. Co po chwilę skakał wysoko nad śnieżnymi zaspami, omijał królowe i nieco starszych od siebie mieszkańców żłobka. Tor przeszkód. To jest to. Nie ciągłe leżenie. Nareszcie ruch! Nareszcie jest z dala od tej strachliwej matulki.
Tuż przy mecie niespodziewanie Ciężki skoczył na brata, pogrążając ich obu w białym puchu. Buzująca adrenalina nagle wyparowała, znikła w ułamku sekundy, zastąpił ją ból. Niezbyt duży, ale nadal to okropne uczucie zawładnęło ciałem Świtu.
Miauknął. Czując na nosie i blisko oczu śnieg. Ciężki zeskoczył z brata, z uśmieszkiem drwiny na pyszczku.
- To sa to wcolajse udlapanie! - powiedział z uczuciem triumfu. Pobiegł do ośnieżonego krzaka. - Pielfsy! - Skoczył radośnie.
Świt wygrzebał się z dołka i spojrzał zawistnie na uradowanego brata. Jak on mógł... Bójki są czymś codziennym, drobne udrapnięcie czy ugryźnięcie raz na jakiś czas nikomu nie zaszkodziło. Często pokazywało, gdzie czyjeś miejsce czy upominało.
- To ne fel! To neucife - wkurzył się Świt, sycząc.
Starszy zignorował niezadowolonego towarzysza, przewracając tylko oczami.
Płowy przyjrzał się krzakowi, przy którym stanął brat. Ciężki dotykał nosem śniegu, lekko trącając gałązki. Dotknięty kawalek natury stracił biały puch, który spadł na ziemię. Świt wpadł na pomysł, jak ukarać cynamonka.
Podszedł do krzaka kd tyłu, jak najciszej umiał, aby nikt nie zwrócił na niego uwagi. Stanął na tylnych łapach, przednie oparł o gałęzie. Poruszył nimi gwałtownie, a cała masa śniegu zleciała na Ciężkiego. Dużo, bardzo dużo, aż uformowała się mała górka. Świt przez chwilę zechciał się na nią wspiąć, gdyż czuł się liderem całego nędznego świata, ale powstrzymał się. Nie pragnął kolejnego, bliższego spotkania ze śniegiem.
Spod pierzyny dobiegały smutne piski braciszka. Próbował się wydostać i udało mu się to dopiero po dłuższej chwili. Świt zdołał wylizać całe swoje futro i ułożyć się wygodnie pod nieośnieżoną częścią krzewu.
- Jak bylo pod snegem? - zapytał się cynamonka.
- T-t-ty t-t-to s-sl-slob-biles?! - Ciężki wkurzył się, machając wściekle ogonem. Drżał z zimna, a z wibrysów zleciało mu kilka drobnych śnieżynek. - J-j-jak c-ce dol-l-lfe, t-t-to po-popamiet-tas!
- Najpelf mne slap, jesli jestes taki mondly - Świt wstał i zaczął biec w kierunku mamy. Zbliżała się pora karmienia, a drobny wyścig przed posiłkiem wyostrza apetyt.
- Cio? Cios ne tiak? - zapytał się Ciężki, spoglądając na brata. Właśnie spał, a głos młodszego przebudził cynamonka.
- Wlenc psecifne! Es duso snegu na ksefach. Chos! - odpowiedział Świt takim tonem, jakby odkrył całoroczny zapas świeżego mleka. Machał ogonem w prawo i w lewo, w oczach mając iskierki zafascynowania tak prostą rzeczą. - Scigajmy se! - zaproponował, gdy Ciężki wstał i otrzepał się ze śniegu.
- T... To nie jest dobry pomysł. To ryzykowne. W-wy jesteście za młodzi, za mali - wtrąciła Trzcinowy Brzeg, wiecznie wystraszona.
- Salas wlosimy, mamo - powiedział spokojnie starszy potomek, a następnie, wraz ze Świtem, rzucili się w wir zimowego wyścigu. Biegli szybko, spoglądając na siebie raz po raz. Z perspektywy doroslego wyglądali jak... rozpędzone kulki futra, odznaczające się na śniegu.
Świtowi spodobał się wyścig. Co po chwilę skakał wysoko nad śnieżnymi zaspami, omijał królowe i nieco starszych od siebie mieszkańców żłobka. Tor przeszkód. To jest to. Nie ciągłe leżenie. Nareszcie ruch! Nareszcie jest z dala od tej strachliwej matulki.
Tuż przy mecie niespodziewanie Ciężki skoczył na brata, pogrążając ich obu w białym puchu. Buzująca adrenalina nagle wyparowała, znikła w ułamku sekundy, zastąpił ją ból. Niezbyt duży, ale nadal to okropne uczucie zawładnęło ciałem Świtu.
Miauknął. Czując na nosie i blisko oczu śnieg. Ciężki zeskoczył z brata, z uśmieszkiem drwiny na pyszczku.
- To sa to wcolajse udlapanie! - powiedział z uczuciem triumfu. Pobiegł do ośnieżonego krzaka. - Pielfsy! - Skoczył radośnie.
Świt wygrzebał się z dołka i spojrzał zawistnie na uradowanego brata. Jak on mógł... Bójki są czymś codziennym, drobne udrapnięcie czy ugryźnięcie raz na jakiś czas nikomu nie zaszkodziło. Często pokazywało, gdzie czyjeś miejsce czy upominało.
- To ne fel! To neucife - wkurzył się Świt, sycząc.
Starszy zignorował niezadowolonego towarzysza, przewracając tylko oczami.
Płowy przyjrzał się krzakowi, przy którym stanął brat. Ciężki dotykał nosem śniegu, lekko trącając gałązki. Dotknięty kawalek natury stracił biały puch, który spadł na ziemię. Świt wpadł na pomysł, jak ukarać cynamonka.
Podszedł do krzaka kd tyłu, jak najciszej umiał, aby nikt nie zwrócił na niego uwagi. Stanął na tylnych łapach, przednie oparł o gałęzie. Poruszył nimi gwałtownie, a cała masa śniegu zleciała na Ciężkiego. Dużo, bardzo dużo, aż uformowała się mała górka. Świt przez chwilę zechciał się na nią wspiąć, gdyż czuł się liderem całego nędznego świata, ale powstrzymał się. Nie pragnął kolejnego, bliższego spotkania ze śniegiem.
Spod pierzyny dobiegały smutne piski braciszka. Próbował się wydostać i udało mu się to dopiero po dłuższej chwili. Świt zdołał wylizać całe swoje futro i ułożyć się wygodnie pod nieośnieżoną częścią krzewu.
- Jak bylo pod snegem? - zapytał się cynamonka.
- T-t-ty t-t-to s-sl-slob-biles?! - Ciężki wkurzył się, machając wściekle ogonem. Drżał z zimna, a z wibrysów zleciało mu kilka drobnych śnieżynek. - J-j-jak c-ce dol-l-lfe, t-t-to po-popamiet-tas!
- Najpelf mne slap, jesli jestes taki mondly - Świt wstał i zaczął biec w kierunku mamy. Zbliżała się pora karmienia, a drobny wyścig przed posiłkiem wyostrza apetyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz