Nawet nie zauważył, gdy do żłobka wszedł, a właściwie to wpełznął używając jedynie przednich łap pewien kremowy kocur z ogórecznikiem w pysku. Arlekin zorientował się, że coś się zmieniło dopiero, gdy gwar się podniósł, a przybyły rzucił rośliną tuż przy szylkretowej królowej tak, że ta musnęła jego futerko. Jaskier bardzo niepewnie otworzył oczy i zerknął na włochate liście, obwąchując je. Nie pachniały zbyt dobrze. Sam przybysz również nie wyglądał przyjaźnie. Grymas nie ustępował z jego pyszczka, co tylko jeszcze bardziej zniechęciło malca. Skulił się więc mocniej, mając nadzieję, że nie zostanie zauważony. Ten pan wyglądał na takiego, który zaraz na niego nakrzyczy! Wtedy jednak... został zauważony! Plamiasty łeb schylił się ku niemu, a pomarańczowe ślepia mierzyły uważnie. Rudy pisnął z przerażenia i machinalnie wstał, żeby mieć jakąkolwiek możliwość ucieczki. Może i nie lubił się poruszać, ale w takiej sytuacji musiał się ratować!
— Wiesz co to Rybiszcz? — zagadnął niespodziewanie nieznajomy.
Kocurek położył uszy po sobie na dźwięk jego głosu. Był taki przerażający! Kim w ogóle był ten osobnik, co tu robił i czego chciał? I czym był Rybiszcz?! Brązowe oczy zalśniły ze strachu, uciekając co chwila na boki, żeby tylko móc oddalić się od kremowego pyska.
— Ach, czyli nie wiesz. Dobrze, opowiem ci — oznajmił po dłuższej chwili, siadając wygodnie. Jaskier na to podkulił ogon, nie wiedząc już czy uciekać, czy nie. Był jednak tuż przy Szron, która bardzo uważnie przysłuchiwała się tej rozmowie, a gdyby zdecydował się na ucieczkę, jej by już przy nim nie było. Nie byłby wcale bezpieczny. Musiał więc zostać i wysłuchać tego podejrzanego osobnika.
— No więc Rybiszcz to jedyny i wspaniały bóg, ryba o pysku kota. To on stworzył ten świat, bo na początku była pustka, ale on sprawił, że wszystko co znamy się pojawiło. Zesłał też ryby do wód na pamiątkę, żebyśmy zawsze o nim pamiętali, a gdy skończył tworzenie świata, odszedł. Niestety, wkrótce wszyscy zapomnieli o jedynym i prawdziwym bogu, bo wtedy pojawiła się wiara w ten głupi Klan Gwiazdy. On tak naprawdę nic nie stworzył i nie ma co wierzyć w te bajeczki, bo bóg jest przecież tylko jeden. Ale i tak wszyscy zaczęli w niego wierzyć i odsunęli się od Rybiszcza. Teraz jednak, po latach Rybiszcz wrócił i mi się objawił. I ja... a tak, ogólnie to jestem Truskawkowa Łapa i jak już mówiłem, bóg mi się objawił i nakazał nawracać tych wszystkich grzeszników. Przemawia do mnie przez ryby, a moja niepełnosprawność to również oznaka tego, że on mnie wybrał. Jestem jakby naznaczony. Moim zadaniem jest przywrócić w niego wiarę.
Rudy był... zszokowany. Dostał totalnego mętliku w głowie i nie wiedział, co ma myśleć. Przecież mamusia, która zresztą mierzyła Truskawkową Łapę nieprzychylnym spojrzeniem, jakby gotowa wyprosić go w każdym momencie, tyle razy mu opowiadała o wielkim Klanie Gwiazdy, który sprawował pieczę nad wszystkimi ziemskimi kotami, był wyrozumiały, potężny, wspaniały i należał się mu szacunek. Ale... jednak nie był taki wielki? Kociak wzdrygnął się i zaczął powoli się wycofywać, by schować się za karmicielką i czekać, aż ta każe kremowemu wyjść.
<Truskawkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz