*dawno, dawno temu*
- Jakiego chcesz dowodu, że nie posliśmy nigdzie? – zapytał Orlik, poważnie spoglądając na rozdrażnioną siostrę. Pyszczek Mniszka przybrał pytający i powątpiewający wyraz.
- Sugelujesz, że nie widziałam, jak się wykladaliście? – powiedziała, przekrzywiając dziwacznie głowę. Biały westchnął cicho, widząc, że na nic zda się jego własne sprawozdanie.
- Gdybyśmy wysli, to mogłabyś to zauważyć, ale my przez cały czas leżeliśmy z mamą – zauważył, tracąc coraz prędzej resztki cierpliwości dla przygłupiej siostry. Usiadł więc i dla uspokojenia zaczął grzebać w ziemi. Nie chciał przecież w żaden sposób naprzykrzać się Mniszkowi, ale ta rozmowa wyraźnie do tego prowadziła. Jak można coś wytłumaczyć kotu, który wcale nie chce słuchać?
- Cyli sugerujesz, że kłamię?
- Na Klan Gwiazdy! – westchnął ponownie Orlik, spoglądając pobłażliwie na siostrę. – Nie mówię, ze kłamiesz, ale jeśli upieras się przy fakcie, któly nie zgadza się z powszechnie znaną wersją…
- No tak! Ktoś przecies to musiał widzieć oplócz mnie! – zawołała uradowana własną, innowacyjną myślą. Biały niepewnie podniósł głowę, uświadamiając sobie, że istnieje pewna droga wyjścia z tej dłużącej się rozmowy. – Posukamy świadków!
- Wspaniale! Ty posukasz świadków a ja pójdę spać. Jeśli znajdzies kogoś, kto potwierdzi Twoją wersję wydarzeń - zawołas mnie – oznajmił, rozradowany taką perspektywą, kociak. Mniszek zmrużyła żółte ślepia, przyglądając się w zamyśleniu bratu. Przecież musiały być jakieś koty, które widziały to całe zdarzenie, prawda? Oczywiście Mniszkowi umknął fakt, że wszystko, co teraz uważała za rzeczywiste zdarzenie, było w rzeczywistości złudnym snem.
- No… dobrze – powiedziała z ociąganiem. Orlik uśmiechnął się nikle, pewnie na myśl długiego, spokojnego snu przy ciepłym boku Koniczynki. Po chwili już go nie było a Mniszek wciąż stała z niepewnym wyrazem pyszczka, rozglądając się nerwowo za potencjalnym świadkiem. Sekunda minęła i płowa już ruszała w stronę pierwszego lepszego wojownika, jakiego zobaczyła na zewnątrz żłobka. Pospiesznie wyszła z ciepłego legowiska i ruszyła na swoją ofiarę, zastępując jej przejście. Point uśmiechnął się ciepło na widok małego kociaka, który nieporadnie starał się go zatrzymać.
- Hej, czy nie powinnaś być teraz w żłobku? – zapytał, spoglądając powątpiewająco na jasną kulkę.
- Bynajmniej, mam splawę niecierpiącą zwoki – zawołała z wielkim przekonaniem. – Pójdę do żłobka a ty lazem ze mną.
- Co, dlaczego to? – Wojownik wydał się lekko zdezorientowany, co nie uszło uwadze Mniszka.
- Wystalczy, że powiesz im „tak, widziałem” – „wyjaśniła” pospiesznie i zachęcająco ruszyła ogonem, zapraszając kocura za sobą. Orzechowe Futro uniósł brwi rozbawiony, ale ruszył za kociakiem ciekawy dalszych zdarzeń.
Calico uśmiechnęła się zwycięsko, po pacnięciu śpiącego brata w ucho.
- Znalazłam świadka – oznajmiła pewnie, spoglądając na białego z nieukrywaną dumą. Orlik powoli potarł wciąż zaspane ślepka, a gdy jego wzrok napotkał ciało dorosłego kota, wstał, wciąż nie robiąc sobie wiele z ponaglającej go siostry. – Ollik, mam świadka! – ponowiła kotka istotnie uradowana własnym geniuszem. Biały przeciągnął się i zaczął cicho nucić jakąś piosnkę, spoglądając przy tym sceptycznie na wojownika. – On to wsystko widział i zaraz to powie!
- Tak, widziałem – powiedział point, nie mogąc powstrzymać wkradającego się na pysk uśmiechu. W istocie bawiło go, że miał być świadkiem wydarzenia, którego nawet sam jeszcze nie poznał. Mniszek szturchnęła lekko kocura, dając mu do zrozumienia, że powiedział to w nieodpowiedniej chwili. Orlik natomiast nie wydawał się niczym przyjęty i jedynie przyglądał się wojownikowi, przewiercając jego ciało krytycznym spojrzeniem w poszukiwaniu prawdy.
- Co widziałeś? – zapytał rzeczowo. Orzechowe Futro zwrócił swe pytające spojrzenie na calico a ta z kolei niedowierzająco spojrzała na brata, który wesoło sobie teraz podśpiewywał.
- No jak to co? On widział, jak wykradałeś się z obozu z Bluscem i Słonikiem – powiedziała niepewnie, wiedząc, że jest już na straconej pozycji. Dlaczego nie poinformowała tego wojownika wcześniej, za czym właściwie miał świadczyć? Point natomiast, widząc, że rozmowa zdąża ku końcowi, niezauważalnie się ulotnił, zostawiając kociaki pod opieką Koniczynki i innych karmicielek.
- Mniszku, nie bądź smieszna. On nawet nie wiedział, o czym my rozmawiamy. – Uśmiech nie schodził z pyszczka Orlika, który widocznie jako jedyny był teraz rozbawiony całą sytuacją. Kotka sarknęła cicho i opuściła pełen wyrzutów wzrok na własne łapy. Może i nie wiedział? Może nawet nie zauważył trójki kociąt niepostrzeżenie umykających z obozu? Zostało tylko jedno rozwiązanie całej tej sytuacji.
Mniszek przyglądała się z triumfem czyszczonemu przez Koniczynkę kociakowi. Białe futerko już dawno lśniło czystością, ale karmicielka wciąż nie wypuszczała Orlika ze szczelnego uścisku, bojąc się, że ten ponownie postara się opuścić obóz. Poskarżenie się mamie należało do chyba najlepszych decyzji, jakie kiedykolwiek powzięła płowa. Ah, ta słodka zemsta. Widok biednego kociaka, próbującego wyrwać się z objęć matki naprawdę napawał optymizmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz