*już podczas epidemii*
Strach. Konopia czuła jak ten ulatnia się z mamy i Pszczółki wypełniając przytulny zapach kociarni. Wiedziała, że jest on spowodowany tym całym zielonym kaszlem, ale nie rozumiała na czym on dokładnie polega. Jej informację kończyły się na tym, że chore kotki kaszlały i trafiały do legowiska medyczek, gdzie mamusia i Pszczółka zajmowały się nimi. Na ów chorobę zachorowali Wschód i Janowiec, ale nie wiedziała co się z nimi dokładnie dzieje. Ani Bazylia, ani Pszczółka nie mówiły im za bardzo o chorych kociakach. Szylkretka próbowała się przekonać na własną łapę co i jak, lecz skończyło się to opieprzem od cioci Agrest, która czatowała przy wejściu ze żłobka. Liliowa kotka nie przypadła jej do gustu podobnie jak Płomykówka. Na szczęście ta druga także zachorowała i już nie męczyła Konopii swoim śledzeniem i sztywnością. Słysząc kroki zmierzające w stronę kociarni, koteczka odwróciła łebek z nadzieją. Liczyła, że mama już wróciła i spędzi z nimi w końcu trochę czasu. Lecz zamiast niej ujrzała biało-rudego kocura. Z wyglądu przypominał jej trochę starszą medyczkę.
— Wujek Rudek! — zawołał wesoło Czapla, tocząc się w stronę brata mamy. — Gdzie mama? Głodny jestem — miauknął niezadowolony, wpatrując się w kocura.
Wojownik zakłopotany podrapał się za uchem.
— Na pewno wróci niedługo — obiecał malcowi, choć w jego oczach Konopia zauważyła niepewność. — Przyszedłem się z wami pobawić — mruknął do siostrzeńców.
Bocian prychnął niezadowolony. Ten samolub zdawał się tolerować tylko towarzystwo swojej matki. Koteczka zignorowała go i sama podbiegła do przybysza. Widząc jak jego ruda kita spoczywa na ziemi, przymierzyła się do skoku. Sprawnym susem złapała swą ofiarę i zatopiła w niej ząbki. Wojownik pisnął zmieszany.
— Wujku, wujku — zawołała, targając kocura za ogon.
Ten lekko speszony zwrócił łeb w jej stronę.
— T-tak Konopio? — zapytał niepewnie, spoglądając na nią swoimi zielonymi ślipiami.
— Wujek Rudek! — zawołał wesoło Czapla, tocząc się w stronę brata mamy. — Gdzie mama? Głodny jestem — miauknął niezadowolony, wpatrując się w kocura.
Wojownik zakłopotany podrapał się za uchem.
— Na pewno wróci niedługo — obiecał malcowi, choć w jego oczach Konopia zauważyła niepewność. — Przyszedłem się z wami pobawić — mruknął do siostrzeńców.
Bocian prychnął niezadowolony. Ten samolub zdawał się tolerować tylko towarzystwo swojej matki. Koteczka zignorowała go i sama podbiegła do przybysza. Widząc jak jego ruda kita spoczywa na ziemi, przymierzyła się do skoku. Sprawnym susem złapała swą ofiarę i zatopiła w niej ząbki. Wojownik pisnął zmieszany.
— Wujku, wujku — zawołała, targając kocura za ogon.
Ten lekko speszony zwrócił łeb w jej stronę.
— T-tak Konopio? — zapytał niepewnie, spoglądając na nią swoimi zielonymi ślipiami.
Koteczka uśmiechnęła się.
— Opowiedz nam jakąś bajkę — zażądała, bawiąc się jego ogonem. — Najlepiej jakąś z wątkiem miłosnym! — dodała, wesoło się szczerząc.
Rudek zabrał ogon z pod jej łap i usiadł kawałek dalej dla własnego bezpieczeństwa.
— D-dobrze, więc... — zaczął, rozglądając się po swoich słuchaczach. — Opowiem wam o moich o moich mamach, Leśnym Strumieniu i Pszczelim Żądle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz